Nie każdy czeka na wiosnę. Robert Biedroń nie rozumie, że znowu jesteśmy w punkcie wyjścia

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Niedzielne wczesne popołudnie. Hala Torwar. Godzina 14-ta. A w zasadzie kilkanaście minut po, bo ogłaszany wcześniej start konwencji partii Roberta Biedronia zaczyna się z takim właśnie opóźnieniem. Może to jakiś zły omen? Na zgromadzonych tam około siedmiu tysiącach ludzi opóźnienie to nie robi żadnego wrażenia. Wreszcie zaczyna się. Muzyka, lasery i niebieski kolor.
Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
W połączeniu z pomarańczowymi łapkami w kształcie litery V skojarzenia są oczywiste – to kolorystyka znanej powszechnie partii opozycyjnej. Bez wątpienia jest to świadome, ale nie sądzę, aby właściwe działanie biedroniowych speców od PR. Ale nic, oglądam dalej.

Konwencja zaczyna się muzycznie, przypomina koncert, zgromadzona publika daje się ponieść, śpiewanym przez trzy atrakcyjne dziewczyny, rytmom. Wreszcie wchodzi on. On, czyli oczekiwany bohater wydarzenia, lider Ruchu swego imienia – Robert Biedroń. Publika wiwatuje. Jest po amerykańsku. Cała zresztą konwencja zrobiona jest w tym stylu. Młodym ludziom na pewno może się podobać. Zresztą na scenie i na widowni widać prawie wyłącznie młodych, bo bez wątpienia młodzi wyborcy to główna grupa docelowa nowej partii.


Przechodzimy do kolejnego punktu programu, którym jest przemówienie Biedronia – prezentacja krótkiej historii Ruchu oraz programu nowej partii. Wreszcie przychodzi czas na pokazanie nazwy ugrupowania i finał konwencji, podczas którego widzimy prowadzącego bez marynarki, w samej koszuli z podwiniętymi rękawami. Niczym Barack Obama. Skojarzenia są oczywiste, bo cała konwencja nawiązuje do amerykańskich pierwowzorów marketingu politycznego. Nie wszystkim się to podoba, ale ja uważam, że to jest ogólnie dobrze zrobione i bez wątpienia stawia wysoko poprzeczkę innym ugrupowaniom, których konwencje są po prostu drętwe.

To oczywiste wyzwanie rzucone największym partiom, a zwłaszcza Platformie, dla której marketing polityczny w zasadzie nie istnieje. Oczywiście, dobrze zrobione przedstawienie to nie wszystko, ale nie można zapominać, że żyjemy w świecie, w którym najlepszy nawet produkt bez ładnego opakowania po prostu się nie sprzeda. Sukces marketingowy mierzy się dzisiaj zawsze równowagą między dobrą jakością towaru a jego ambalażem.

No ale na tym koniec dobrych słów. To tyle, co mógłbym w zasadzie napisać o wydarzeniach niedzielnego popołudnia, gdyby nie to, że przecież piszę ten tekst w określonym celu. A celem tym jest obiektywne podsumowanie tego, co zobaczyłem i usłyszałem z ust lidera partii. Zatem w kilku następnych akapitach postaram się taką opinię przekazać. Obiecuję, będę jak najbardziej obiektywny.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Po pierwsze – infantylna nazwa
Nie wiem kto jest autorem pomysłu, aby partię polityczną, aspirującą do bycia liderką, a więc powszechnie rozpoznawalną, nazwać jedną z pór roku. Jasne, przesłanie jest oczywiste, co wielokrotnie podkreślał Biedroń, ale dla mnie nazwa ta jest po prostu infantylna. Można oczywiście wciskać ludziom kit, że wiosna to nadzieja, miłość i rozkwitanie pąków róż, będąc jednocześnie jedynym polskim politykiem, który wiedze prym w niechlubnej kategorii rozdanych w mediach społecznościowych banów (na profilach Biedronia zablokowani są politycy konkurencyjnych partii, niektórzy dziennikarze i zwykli internauci), ale nie da się też uniknąć oczywistych skojarzeń, że akurat w naszym klimacie wiosna jest najkrótszą porą roku, taką jętką jednodniówką.

Autorzy tej nazwy musieli przecież brać pod uwagę, że konkurencja natychmiast to wyciągnie na wierzch i posypie się szydera w sieci. Dla nowopowstałej partii nie jej krytyka jest najgorsza, a szyderstwo właśnie. Można także przyjąć, że we współczesnym świecie polityki jest ostatnio tendencja do nazywania partii w dziwaczny sposób, jednak wiosna rozumiana jako nowość, czy świeżość w tym konkretnym przypadku także nie odpowiada rzeczywistości, gdyż Wiosna Biedronia nie jest niczym nowym również w sensie programowym. Na początku grudnia ubiegłego roku pisałem już tekst opublikowany na Liberté, w którym przedstawiłem możliwy program nowej partii i gdy dzisiaj go czytam, widzę dokładnie to samo, co wtedy przewidywałem. A co dokładnie w owym programie jest? Przeanalizujmy.

Po drugie – program, czyli nowe, które nowym nie jest
Program partii Biedronia nie jest taki wiosenny, jak to próbuje wmówić nam jej lider. Pokusimy się poniżej rozebrać go na czynniki pierwsze i sprawdzić na ile jest on świeży, a na ile jest kopią programów innych ugrupowań. We wspomnianym wcześniej tekście z grudnia ubiegłego roku udowadniałem, że to zlepek różnych postulatów, głównie Platformy, Nowoczesnej i lewicy. Czy tak jest w istocie? Sprawdźmy.

30-dniowy limit oczekiwania w kolejce do lekarza-specjalisty, powyżej tego okresu pacjenta ma przejąć prywatna służba zdrowia finansowana z NFZ. To jedyny, samodzielny pomysł nowej partii. Nie dziwię się, gdyż jest on wręcz księżycowy. Wymaga zmian w konstytucji, a ponadto jego koszty byłyby niebotyczne i oznaczałyby finansowanie nie tylko publicznej służby zdrowia, z czym już dzisiaj jest poważny problem.

Do roku 2035 partia Biedronia chce zamknąć wszystkie kopalnie, a zwolnionych górników zatrudnić w przedsiębiorstwach zajmujących się odnawialnymi źródłami energii, co ma być jednocześnie sposobem na walkę ze smogiem w miastach. To modyfikacja pomysłów Platformy, Nowoczesnej i PSL, który szczególnie kładzie nacisk na zieloną energię. Żadna z tych partii nie proponuje jednak aż tak głębokiej rewolucji, głównie dlatego, że jest to postulat z gatunku science-fiction. Jak bowiem dzisiaj przewidzieć, co będzie za lat 16? Pomysł lotny marketingowo, ale nie sądzę, aby górnicy byli szczególnie nim zainteresowani.

Kolejny pomysł, to utworzenie Rzecznika Praw Przyrody. Można się spierać, czy jest taki urząd potrzebny. To kolejne koszty dla państwa i rozrost administracji publicznej.

Następnym pakietem programowym są postulaty związane z szeroko rozumianymi prawami kobiet, a więc: aborcja na żądanie do 12 tygodnia ciąży, dostęp do opieki medycznej dla każdej kobiety, bezproblemowy dostęp do tabletki „dzień po”, likwidacja klauzuli sumienia w lecznictwie i aptekach, pełne finansowanie programu in vitro, równość płci w życiu zawodowym oraz modyfikacja ustawy antyprzemocowej.

Tylko ktoś mało obeznany w polityce lub ktoś o złych intencjach nie dostrzeże, że cały ten pakiet propozycji żywcem skopiowany został z programów Nowoczesnej i Platformy, z wyjątkiem oczywiście aborcji na żądanie, któremu przeciwne są obie partie. Jasne, są w Polsce zwolennicy takiego rozwiązania, ale wszystkie znane mi sondaże pokazują, że większość społeczeństwa jest jednak za dotychczasowym kompromisem aborcyjnym, pod warunkiem oczywiście, że będzie on przez środowiska prawicowe i kościół przestrzegany. Przypomnieć w tym miejscu wypada niedawną konwencję wyborczą Koalicji Obywatelskiej i jej deklarację styczniową oraz autorski program PO – Sprawa Polek.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Mamy też postulaty żywcem wyjęte z programów Platformy czy Nowoczesnej: bezpłatne przedszkola i żłobki oraz kwestie związane z podniesieniem standardów życia nauczycieli, czy kwestie dotyczące samego szkolnictwa. Nie usłyszałem natomiast nic o tym, czy wrócą gimnazja.

Pojawił się też postulat urlopów wytchnieniowych, czyli całkowitego kopiuj-wklej z programu samorządowego Koalicji Obywatelskiej. Jest i darmowy internet dla wszystkich Polaków (nie bardzo wiem jak), darmowa komunikacja autobusowa w każdej gminie (żeby ona była, muszą być najpierw przystanki), jest też zniesienie kontroli skarbowej w małych firmach (postulat dla macherów różnej maści), ale w dużych – nie (gdzie równość gospodarcza?).

Jest też postulat, który mnie naprawdę rozbawił, czyli pełna likwidacja pieczątek w przedsiębiorstwach. Na to rozwiązanie bez wątpienia czekają polscy przedsiębiorcy z utęsknieniem. Jest też hasło o odpartyjnieniu spółek skarbu państwa – fajnie, ale może w ogóle zlikwidujmy te spółki, zostawiając dziesięć największych i absolutnie wrażliwych dla bezpieczeństwa państwa? Większość z tych pomysłów to znowu kalki z innych programów, pozostałe są kompletnie bez znaczenia lub wręcz groteskowe.

To może przejdźmy do poważniejszych spraw? Proszę bardzo
Legalizacja związków partnerskich – jest w programie Nowoczesnej. Emerytura obywatelska – pomysł, który od lat przewija się w dyskusjach głównie ekonomistów. Wydaje się, że wymaga zmiany konstytucji, mam takie wrażenie.

Likwidacja funduszu kościelnego, opodatkowanie tacy, wycofanie religii ze szkół i renegocjacja Konkordatu. Również pomysły nienowe, ale do zrealizowania tylko przy współudziale prawie wszystkich sił politycznych (opozycyjnych na pewno), ale jak to zrobić, jak Biedroń współpracy żadnej nie chce, powtarzając wszędzie, że w Słupsku to zrobił. Nie wszystko zrobił i Polska, to nie Słupsk.

Są też postulaty czysto socjalne, jak rozszerzony o pierwsze dziecko program 500+ oraz podniesienie płacy minimalnej do znacznych dla gospodarki rozmiarów. Pomijam fakt, że rozszerzenie programu 500+ o pierwsze dziecko od dawna postuluje Platforma, ona jednak chce go ograniczyć dochodami oraz powiązać z pracą. U Biedronia niczego takiego nie usłyszałem. Postulat jest jasny – rozszerzamy o pierwsze dziecko, kropka. Podnoszenie płacy minimalnej jest z kolei zabójcze dla gospodarki, o czym wie każdy przedsiębiorca. Do kosztów tego wszystkiego odniosę się nieco dalej.

Pojawił się też postulat powołania Komisji Weryfikacji (Odpowiedzialności) Konstytucyjnej, czyli coś, o czym Grzegorz Schetyna mówi od 2016 roku. To wszystkie propozycje programowe partii Wiosna. No dobrze, a teraz najważniejsze – ile nas to wszystko będzie kosztować?

Po trzecie – jest pytanie, odpowiedzi brak
W programie "Fakty po Faktach" Robert Biedroń zakomunikował, że całkowite koszty owych propozycji zamkną się w kwocie maksimum 35 miliardów złotych. Na jego profilu FB można przeczytać jedynie, jak policzono koszty programu minimalnej emerytury. Te wyliczono na kilkanaście miliardów. A reszta? Sam program 500+ obecnie kosztuje 28 mld złotych rocznie.

Koszt rozszerzenia go o pierwsze dziecko bez modyfikacji choćby dochodowej oznacza koszt kolejnych 18 mld. Sam tylko ten projekt przekracza już deklarowaną przez Biedronia kwotę. A tu jeszcze są inne postulaty, z absolutnie kosmicznym postulatem pierwszym, czyli przejęciem finansowania prywatnej służby zdrowia przez NFZ. Jak wyliczył dziś portal crowdmedia.pl całkowite koszty przekroczyć mogą nawet 70-80 mld.

Można oczywiście ścigać się populistycznie z PiSem, ale nie sądzę, aby to był dobry pomysł. PiS się już w oczach wyborców uwiarygodnił, rozdając miliardy na lewo i prawo. To szkodliwe, rzecz jasna, ale jest faktem – pieniądze, póki co, płyną. Przestrzegam przed spiralą populizmu, to nigdy nie jest droga w dobrą stronę.

W najważniejszych sprawach nic nie wiemy. A pytania te należy stawiać.

Skąd na to wszystko pieniądze?
Jaka ma być polityka zagraniczna partii Wiosna? Sojusz z USA, UE czy jednymi i drugą?
Jaki ma być ustrój gospodarczy według partii Biedronia? Usłyszeliśmy wyłącznie postulaty światopoglądowe, ale liberalizm to nie tylko światopogląd, to przede wszystkim podejście do wolności gospodarczej. Z przedstawionych haseł jawi się obraz partii socjalistycznej, mocno lewicowej, na pewno nie gospodarczo liberalnej. Jednak wyborcom należy się ta informacja, jaką partią ma być Wiosna.
Fot. naTemat
W powszechnej opinii wyborców nic też nie wiadomo, jak będą tworzone listy wyborcze? Czy demokratycznie? Według mojej wiedzy trwa ostra walka o miejsca na listach, co jest typowe dla każdej partii. Gdzie tu zatem owa nowość i świeżość?

Pytania się mnożą. A to nie jest dobry objaw dla nowopowstającej partii. Kolejna ważna kwestia, to skąd Wiosna i Robert Biedroń biorą fundusze na organizację nowego ugrupowania? Konwencja na Torwarze kosztowała bez problemu około milion złotych, a to przecież nie wszystkie koszty. Biedroń twierdzi na razie, że utrzymuje się wyłącznie z dobrowolnych wpłat od zwolenników. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Pamiętam 2015 rok doskonale i to, co się działo wokół tworzenia Nowoczesnej. Ryszard Petru mówił wtedy otwarcie, że środki bierze z kredytów i z wpłat. Byłoby dobrze, aby Robert Biedroń także jasno to określił.

Po czwarte – w co gra Robert Biedroń?
Najczęściej powtarzanymi przez Biedronia słowami podczas konwencji były te o innych politykach. Wielokrotnie mówił o nich: oni. Był to zabieg oczywisty, ale czy uczciwy? Podkreślał tymi słowami, że on nie jest z tej grupy społecznej, że on jest ponad nią, że jest inny.

Tymczasem Biedroń w polityce nie jest nikim nowym. Był posłem, był prezydentem miasta, był całkiem niedawno niedoszłym radnym, chce być premierem, a moim zdaniem – prezydentem Polski. Bardzo to obniża jego wiarygodność. Był przecież posłem Ruchu Palikota, który dołożył swą cegiełkę do większościowych rządów PiS w obecnej kadencji Sejmu. Robert nawołuje do wspólnoty, ale do niej nie dąży. Walczy z opozycją, aby potem z nią usiąść do stołu i rozmawiać o koalicji. Twierdzi, że tak lepiej, że koalicje buduje się po wyborach, a nie przed.

Owszem, w normalnych czasach – tak, ale nie żyjemy w takowych. Biedroń argumentuje także, że chce obudzić niegłosujących, czyli jakieś 45 proc. wyborców. Wszystkie jednak dotychczasowe badania sondażowe tego nie potwierdzają. Nie widać jakiegoś napływu nowych głosów. Jedyne co widać, to przepływ między elektoratami i to wyłącznie po stronie opozycyjnej. Badania te pokazują, że odpływ wyborców z PO do Wiosny będzie znikomy (moim zdaniem elektorat PO się ugruntowuje), przepływ nastąpi głównie między SLD i Nowoczesną, która przeżywa problemy natury egzystencjalnej i raczej nie jest do uratowania.

Zatem, przy bardzo sprzyjającej pogodzie, Wiosna może zdobyć jakieś 5-8 proc. głosów i wprowadzić do Sejmu kilkunastu posłów. Będzie więc dokładną kopią Ruchu Palikota, Nowoczesnej i Kukiz'15. I doprawdy nie ma żadnego poważnego argumentu za tym, aby sądzić, że scenariusze się nie powtórzą, zwłaszcza gdy (nawet z życzliwością) ogląda się lidera Wiosny w TV. Szeroki uśmiech, radość w oczach i nieograniczony entuzjazm, mam nadzieję, że szczery, nie oznaczają, że taki polityki może być poważnym kandydatem na najwyższe stanowiska w państwie. Osobiście taki premier bardzo by mnie irytował. Sądzę, że wiele osób także.

Zatem jesteśmy w punkcie wyjścia. Wiemy, że Biedroń i jego polityczni przyjaciele uwierzyli w swoją wielkość i nie ma żadnej siły (na razie), aby przekonać ich do jednoczenia się już teraz. Jest przecież pomysł Marszałka Borowskiego, poważny, gwarantujący uszanowanie wszystkich podmiotów szerokiego bloku i doprawdy można się pod jego egidą połączyć.
Cóż z tego, kiedy nikt o tym pomyśle poważnie nie rozmawia. Zdania nie zmieniam – wygrać z PiS będzie bardzo trudno, chyba że obóz władzy sam się pożre, choćby o taśmy Kaczyńskiego.