"Zobaczyłam ciężarną, która prosi o pieniądze". Za takim widokiem mogą kryć się przestępcy

Aneta Olender
Ktoś, komu wydaje się, że handel ludźmi, to coś, co dzieje się gdzieś daleko i nas nie dotyczy, jest w wielkim błędzie. Mijasz ofiary tego procederu w drodze do pracy albo do szkoły, wracając z imprezy czy spiesząc się do kina. Z taką historią spotkała się także czytelniczka naTemat.
Ludzi, którzy są zmuszani do żebrania, można często spotkać także na polskich ulicach Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Dziewczyna z metra
Maria spotkała ją, kiedy szła do pracy. Metro Politechnika, ósma rano. Dziewczyna miała może 30 lat, była w zaawansowanej ciąży. Klęczała, prosiła o pieniądze. Nie miała na bilet do babci, mówiła łamanym rosyjskim. – Chciałam kupić jej ten bilet. Kiedy to zaproponowałam, ona zaczęła coś kręcić, że w sumie to sama nie wie, czy chce jechać do rodziny, czy też nie – opowiada Maria.

Nasza rozmówczyni chciała wziąć od dziewczyny numer telefonu, jakiś adres. Cokolwiek, co pomogłoby skontaktować ją z kimś, kto udzieliłby jej wsparcia, umożliwił wyjazd na Ukrainę (tam miała mieszkać jej babcia).


Dziewczyna nie chciała nic mówić, dlatego Maria postanowiła zadzwonić w kilka miejsc. Policjanci z wydział do walki z przestępczością i handlem ludźmi odesłali ją do Straży Granicznej. Ani tu, ani tu nikt nie chciał pomóc. Każdy rozkładał ręce.

– To była spychologia. Ponieważ domyślałam się, że może chodzić o handel dziećmi, zadzwoniłam też do organizacji, która zajmowała się ochroną życia poczętego, ale tam też zero reakcji. Swoją bezradność argumentowali tym, że ta dziewczyna musi chcieć, żeby jej pomóc. Musi sama to zgłosić – wspomina Maria.

Handel ludźmi, to nic egzotycznego
To, co usłyszała wtedy, to to, że jedyne co można zrobić, to wypędzać ją z metra, żeby tam nie żebrała, ponieważ żebractwo jest nielegalne. Sprawą przejęła się jedynie fundacja La Strada. Okazało się, że Maria nie była pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na tę historię. Na prośbę kogoś z La Strady Maria chciała dać dziewczynie kartkę z numerem telefonu do fundacji.

– Wzięła ten numer, ale była przerażona. Widać było, że nie jest to naciągaczka. Ona się po prostu bała – opisuje spotkanie nasza rozmówczyni.

W La Stradzie pamiętają tę sytuację. Było kilka, może kilkanaście zgłoszeń dotyczących ciężarnych, które proszą o pieniądze w metrze. Joanna Garnier, wiceprezeska fundacji, podkreśla jednak, że nie ma pewności czy żebrzące kobiety rzeczywiście spodziewały się dziecka.

– Tak wyglądały, ale czy tak było naprawdę, to trudno powiedzieć. Mogła to być także poduszka. Na ogół handel ludźmi to są określone mechanizmy. Do żebrania zmusza się ludzi, u których widoczna jest potrzeba. Chodzi o niepełnosprawnych, osoby z dzieckiem, albo właśnie kobiety w ciąży. Potencjalny ofiarodawca ma się zlitować – opowiada Garnier.

Takie osoby dziennie mogą uzbierać naprawdę sporą sumę. Wszystko trafia do rąk organizatora procederu. Najczęściej są to zorganizowane grupy przestępcze. Ludzie ci organizują ofiarom życie. Ofiary z kolei tracą kontrolę i poczucie sprawczości. Mogą być zastraszane i szantażowane.
Ofiary handlarzy ludźmi często boją się poprosić kogokolwiek o pomocFot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Znany proceder
Kobieta z metra może być jedną z wielu, które trafiają do Polski i są tu wykorzystywane. Takie rzeczy się dzieją, tak toczy się biznes, który okupiony jest cierpieniem. Jeden ze scenariuszy zakłada, że dziecko po urodzeniu jest odbierane matce po to, aby je sprzedać.

Schemat działania oprawców może wyglądać jednak zupełnie inaczej. – Może też być tak, że taka osoba później żebrze z dzieckiem, albo jej dziecko jest oddawane komuś innemu, kto też prosi o pieniądze. Robi się to po to, aby kobieta nie uciekła. Dostaje cudzą córkę albo syna do zebrania, a jej dziecko idzie z kimś innym – opowiada Joanna Garnier i dodaje, że kobieta w ciąży jest idealnym celem handlarzy ludźmi.

To, co uratowałoby dziewczynę przed takim losem, o której opowiadała Maria (jeśli rzeczywiście była w ciąży), to sytuacja, w której zaczęłaby rodzić w metrze i karetka zabrałaby ją do szpitala. – Ludzie rzucali jej kilka złotych, albo kupowali jedzenie i przynosili koce. Widziałam ją może jeszcze z dwa razy… Później zniknęła – przypomina sobie rozmówczyni naTemat.

Ofiary handlarzy ludźmi to najczęściej ubogie osoby, które chcą zarobić trochę pieniędzy i w ten sposób pomóc rodzinie. Ktoś im obiecuje, że gdzieś daleko od domu czekają na nich bardzo dobre warunki zatrudnienia. Na miejscu okazuje się jednak, że ich życie zamienia się w koszmar.

– Są usługi, na które zawsze będzie popyt. To jest sprzątanie, to jest seks, czy jakieś proste prace, które najczęściej wykonują cudzoziemki, a cudzoziemki najłatwiej zastraszyć, łatwiej im coś wmówić, ponieważ często nie znają swoich praw – podkreśla wiceprezeska La Strady.

Jednak nie tylko kobiety są ofiarami tego procederu. W Polsce przez pewien czas był także Konstantin z Rumunii. Podróżował z ludźmi, którzy zmuszali go do żebrania po całej Europie. Nigdzie nie zostawali dłużej niż 3 miesiące.

Niepełnosprawny mężczyzna do kasy oprawców potrafił włożyć nawet 700 euro dziennie. On nie dostawał nic. Ludzie, dla których żebrał, poili go także alkoholem, a wszystko po to, aby był bardziej odważny, a co za tym idzie skuteczniejszy w działaniu.

W jego historii pojawiło się co najmniej kilka momentów, kiedy mógł donieść na tych, przez których znalazł się w takiej sytuacji. Nie chciał tego jednak zrobić. Było mu ich szkoda. Uwolnił się od nich dopiero wtedy, kiedy ciężko zachorował.

O tym, co przeżył Konstantin, można usłyszeć oglądając poniższy film.


Jak pomóc?
Osoby, które są zmuszane do żebrania, można spotkać każdego dnia. Co robić w sytuacji, kiedy to, co zobaczymy, wydaje nam się podejrzane? Przede wszystkim nie dawać komuś takiemu pieniędzy. Lepiej zadzwonić po pomoc.

– Zawsze mówimy, żeby nie dawać pieniędzy ludziom żebrzącym. Trzeba zgłaszać takie sytuacje. Zadzwonić do nas, czy choćby do Ośrodka Pomocy Społecznej. Jest wiele przypadków, kiedy staramy się interweniować. Przykładem może być kobieta, z którą rozmawialiśmy dzięki tłumaczowi. Nie chciała pomocy. Mówiła, że wszystko jest ok. Wzięła tylko jedzenie – opowiada Joanna Garnier.

Kiedy w rozmowie z Garnier powiedziałam, że wielu osobom wydaje się, że to wszystko dzieje się gdzieś daleko, najpierw zapadła cisza, a później wiceprezeska La Strady postanowiła opowiedzieć mi o pewnym zdarzeniu.

– Kilka lat temu zostałam zaproszona na spotkanie do dobrego warszawskiego liceum. Poproszono mnie o prelekcję na temat handlu ludźmi. Opowiadałam m.in. o żebraniu, niewolnictwie domowym, o tym, że cudzoziemcy często są u nas wykorzystywani. Już po wszystkim, człowiek, który odpowiadał za nagłośnienie, zapytał mnie, czy zwróciłam uwagę na to, jak w pewnym momencie zrobiło się cicho. Ja zapytałam, kiedy dokładnie, a on odpowiedział, że wtedy, kiedy mówiłam o ukraińskich służących, bo przecież te dzieci są z bogatych domów i dobrze to znają.

Fundacja La Strada 22 628 99 99