"Miałem wybór: albo będę handlował, albo pogrzebią mnie żywcem". Były diler opowiada, jak się stoczył

Rafał Gębura
dziennikarz, autor kanału na YouTube "7 metrów pod ziemią"
Adam ma 24-lata, z których aż sześć przesiedział w więzieniu. Sprzedawał narkotyki i był od nich uzależniony. Teraz obszernie opowiedział o drodze, którą przeszedł i walce o własne życie. Nie tylko pod względem zdrowotnym.
Adam ma nadzieję, że jego historia będzie przestrogą dla innych Fot. Kadr z "7 metrów pod ziemią"
Adam, masz 24 lata, z czego sześć ostatnich przesiedziałeś m.in. za handel narkotykami. Dlaczego zgodziłeś się na rozmowę?

Chcę pokazać, co z ludźmi potrafią zrobić prochy, do czego mogą doprowadzić i jak łatwo można zniszczyć sobie życie, handlując i ćpając przez pół roku. Być może moja historia przemówi do czyjegoś rozsądku.

Jak to się u ciebie zaczęło?

To był koniec gimnazjum, początek liceum. Miałem chyba 16 lat i poszedłem na pierwszą imprezę. Na tej imprezie kolega miał amfetaminę, a że byłem dosyć mocno wcięty i po paru browarkach, więc zgodziłem się na pierwszą kreskę, potem poszła druga. Było fajnie. To jest stan euforii...


Było po prostu zajebiście, ale trzeba było się rozejść do domu. W domu miałem problemy z zaśnięciem, więc zadzwoniłem do kolegi, który miał amfetaminę na imprezie i załatwiłem sobie kolejną działkę. Usnąłem dopiero gdzieś następnego dnia rano. Na tamtą chwilę był spokój, ale przyszedł kolejny weekend i kolejna impreza i znowu się zaczęło.

Chciałeś to powtarzać.

Tak. Wtedy było fajnie. Najpierw były tylko imprezy w weekendy, ale już po 2 miesiącach zacząłem być na tyle bezczelny, że ćpałem w tygodniu. Potrafiłem do szkoły przyjść naćpany, na lekcje, po szkole iść się naćpać. Maratony trwały po 3 dni. Spanie, chwila przerwy, nauka, jedzeniem i znowu ćpanie.

Wciągnąłeś się niemal natychmiast.

Podobało mi się, a poza tym zacząłem przez to poznawać masę ludzi. Ćpałem, miałem towar przy sobie, kogoś poczęstowałem, ktoś się odezwał, zaprosił i tak się to nakręcało.

Miałeś pieniądze?

Pieniądze były do pewnego czasu, dopóki nie musiałem zacząć kraść z domu. Dosłownie wynosiłem rzeczy z domu, biżuterię mamy, jakiś swój sprzęt RTV, Xboxa, czy PlayStation. Nawet telewizor zastawiałem w lombardzie. Szedłem do dealera i kupowałem za to wszystko działki.

Mama wiedziała, że znikają przedmioty z domu?

Zaczęła to zauważać po miesiącu, ale ona chyba wtedy myślała, że na coś te pieniądze były mi potrzebne. Mówiłem, że potrzebują na szkolna wycieczkę i że odpracuję, ale prawda była inna. Z domu wyniosłem rzeczy na około 10 tys. zł. Ja to wszystko przećpałem.

Doszedłem do takiego etapu, że rzuciłem szkołę, żeby po prostu chodzić i ćpać. Zacząłem grać na maszynach, wciągnąłem się w jakiś hazard. Dużą część pieniędzy przepierniczałem na maszynach, to co wygrałem szło na towar. Tak to się zaczęło. W ciągu 3 miesięcy już ćpałem grubo.

Dlaczego mama ci wierzyła? Wycieczka?

Myślę, że chciała wierzyć. Coś podejrzewała, ale chyba nie chciała wiedzieć, że coś jest jednak nie tak. Zacząłem momentalnie chudnąć, moje zęby zaczęły być w coraz gorszym stanie, nie spałem po nocach, znikałem z domu na jakiś czas. Nie wiem... Wymyślała sobie chyba sama usprawiedliwienia, aż do momentu, kiedy wydarzyło się to, co wydarzyło się później.

W pewnym momencie to Ty zacząłeś sprzedawać.

Tak, zacząłem sprzedawać ze względu na to, że u ludzi, u których brałem towar, narobiłem sobie długu na ponad 10 tys. zł. Nie wiem nawet skąd, jak oni to wyliczyli. Wiem, że dług był i trzeba było go spłacić. Miałem wybór, albo zostanę pogrzebany żywcem, albo zrobią coś mojej rodzinie, mojej mamie, moim siostrą, albo ja zacznę dla nich pracować.

Takie usłyszałeś ultimatum?

Tak, spakowali mnie do samochodu o drugiej w nocy, jak wracałem do domu. Powiedziano mi, że albo robisz to dla nas, albo poznasz życie, którego nie chciałbyś poznać. Zostałem parę razy po mordzie oklepany, połamano mi palce u ręki i dano wybór, albo handlujesz, albo zobaczysz...

Co to byli za ludzie?

To byli ludzie, których poznałem przez tego gościa, który miał narkotyki na imprezach. W pewnym momencie on już nie miał, więc chodziłem do nich i od nich brałem. To była grupa składająca się z kibiców, pseudokibiców, którzy jak się później okazało, tworzyli dość duży gang. Nie wiedziałem o tym na początku. To byli zwykli gangsterzy po prostu. Dla nich życie ludzie się nie liczyło, liczył się tylko zysk. Nie mieli żadnych zasad. Żeby zyskać, oni potrafili nawet zabić.

Decyzja była oczywista, czy jednak się wahałeś?

Decyzję podjąłem chyba w 3 minuty. Pomyślałem, że ja też mogę coś z tego mieć i zacząłem handlować. Dostałem pierwsze 50 gramów i miałem 2 dni na to, że to upłynnić. Zacząłem chodzić pośród znajomych i im sprzedawać. Oni załatwiali mi kolejnych klientów. Wchodziłem gdzieś do klubów, gdzie byli opłacani bramkarze, gdzie wiedzieli, że mam towar. Mieli za to pieniądze i profity, a ja miałem stać w klubie i handlować. Tak to wyglądało przez pół roku.

Jak to się odbywa? Taki handel w klubach?

Wchodzisz do klubu poza kolejką, piszesz tylko bramkarzowi sms-a, że jesteś. W bieliźnie, w spodniach, w skarpetkach masz porozdzielane działki. Nie brało się więcej niż 25 gramów do klubu. Ludzie wiedzieli gdzie szukać, więc chodzili zazwyczaj do łazienki, albo do palarni. Ja byłem stałym bywalcem, więc wiedzieli do kogo się zgłosić.
Nie miałeś problemu z pozyskaniem klientów?

Z pozyskaniem klientów nigdy nie było problemów. Do mnie zgłaszali się tacy ludzie, których bym nie podejrzewał. Był ksiądz, była matka z dziećmi, która co dwa tygodnie oddawała dzieci pod opiekę mężowi i potrafiła przyćpać z koleżankami w domu. Ćpali ludzie od 16 do 50 roku życia. Nie było nigdy z tym problemu, żeby pozyskać klienta, zawsze ktoś był. Ludzie dzwonili 24 godziny na dobę. Jak telefon wyłączyłeś, a później włączyłeś, to dostawałeś op…l za to, że cię nie ma.

Człowiek wtedy cały czas ćpał. Brałem 100 gramów amfetaminy, rozrabiałem to, z czego 20 brałem dla siebie. 20 gramów ze znajomymi w ciągu weekendu potrafiliśmy wyćpać. To były kolosalne ilości. To tak zniszczyło człowieka, jego zachowanie, że w pewnym momencie narkotyki stały się dużo ważniejsze niż jedzenie i picie.

Domyślam się, że dosyć szybko ten dług, te 10 tys. spłaciłeś?

Nawet nie wiem kiedy to spłaciłem. W pewnym momencie oni chyba traktowali mnie jak jednego ze swoich, przynosiłem bardzo dobre zyski. Przynosiłem bardzo dobrą gotówkę. Zresztą nie tylko gotówkę, bo i fanty, laptopy, telefony.

A skąd fanty?

Ludzie jak nie mają pieniędzy, to żeby się naćpać, tak jak ja to robiłem, potrafili przyjść i oddać telefon za działkę. Potrafili oddać nowy telefon wart 6, 7 stów.

Co wtedy o tym myślałeś?

Dla mnie to była zabawa. Miałem z tego naprawdę zajebisty hajs, miałem najnowsze telefony, dobre zegarki, najnowsze ubrania. Żyłem jak chciałem. Wchodziłem do klubu i 2000 zł wywalałem przez noc ze znajomymi. Stawiałem i byłem panem. Miałem przyjaciół… Potem tych przyjaciół już nie było.

Czy miałeś przez moment taki pomysł, taką myśl, że jak spłacisz te pieniądze, to może przestaniesz?

Były takie myśli, ale bałem się też, co oni zrobią. Skoro wiem tak dużo na ich temat, wiem o tym wszystkim, to kiedy przestanę, to mogę być dla nich niewygodny. To nie byli ludzie, którzy mówili "no dobra, nie chcesz to nie, tylko pamiętaj, żeby nic nie mówić policji". To byli ludzie, którzy odsiadywali wyroki za jakieś głowy.

Ze strachu robiłem to, co mi kazali. Przyjmowałem większe dostawy. W końcu doszło do tego, że wsiadałem w pociąg i z punktu a do punktu b przewoziłem kilogram amfetaminy. Spotykałem się z innymi ludźmi, którzy wyglądali jak szafa 2 na 2, odstawiałem im towar i wracałem. Tak to wyglądało. W pociągu też się przytrafiało ćpać i na tym się zarabiało. Na tym była zajebista kasa.

A nie miałeś obaw, że pewnego dnia wpadniesz sprzedając działkę niewłaściwej osobie?

Wiedziałem, że prawdopodobnie jestem obserwowany, że może być za chwilę tak, że zapuka o 5 rano ktoś, ale nie przejmowałem się tym. W pewnym momencie ćpając, miałem takie halucynacje, że zacząłem w końcu sam sobie nie ufać. Kiedy wracałem do domu, to co chwilę się oglądałem, czy ktoś za mną nie idzie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że tak mogę wpaść, ale co będzie, to będzie.

Byłeś bezsilny wobec tego?

Tak, w pewnym momencie nie wiedziałem czy jestem naćpany, czy jestem trzeźwy, nie potrafiłem tego odróżnić. Dla mnie bycie naćpanym było zajebistym uczuciem. To było to, czego chciałem.

Jak wygląda ten biznes od kuchni?

Zaczynasz od grupy osób, które to produkują. Wtedy byłem 4 razy w tym miejscu, to był taki dom, gdzie na górze żyła normalna rodzina z dziećmi, a na dole w piwnicach było rozbudowane laboratorium. Od suszarni, przez mieszalniki, po destylatory i to się od tego zaczynało.

Zwykły dom?

Sąsiedzi, kiedy tam wpadła policja, nic nie wiedzieli. Myśleli, że to jest normalna rodzina, która pracuje, ma dziecko. Robili grilla, zapraszali innych na podwórko, a w środku trwała produkcja. Dziennie wychodziło kilkanaście kilogramów amfetaminy. Było to rozrzucane na całą Polskę, a nawet do Niemiec ta amfetamina jeździła.

Jak wyglądał podział zysków?

Ja miałem tak naprawdę gówno do powiedzenia w tym wszystkim. Miałem tylko sprzedawać, przynosić kasę. Miałem z tego zysk i miałem zysk od bycia kurierem. Czyli np. przeowżąc kilogram amfetaminy z punktu A do punktu B, to miałem z tego 10 proc. Jeśli amfetamina była sprzedawana po 14, 15 zł od grama, to tam wychodziło 1400 zł dobrego zysku.

A kiedy sprzedawałeś, to jaki był twój udział?

Miałem tak, że płaciłem od tego, co biorę, czyli jak miałem 100 gramów, to płaciłem 20 zł od grama i reszta zysku była moja.

Do czasu.

Do czasu. Kilka dni przed moimi 17 urodzinami, o 5 rano do domu wpadła policja. Nie tylko do mojego mieszkania, ale w całej Polsce chyba weszli do 30 mieszkań jednocześnie. Pamiętam, że wróciłem jakoś wieczorem do domu i poszedłem spać. Padłem ze zmęczenia, bo chyba już 6 dzień byłem naćpany. Pamiętam tylko huk i obudziłem się w szpitalu, bo dostałem padaczki przy zatrzymaniu. Dosłownie dostałem padaczki ze stresu.

Miesiąc spędziłem w szpitalu, gdzie okazało się, że moje nerki są w bardzo złym stanie, moja wątroba jest zniszczona, moje serce ma problemy z normalnym funkcjonowaniem, mój żołądek jest zniszczony, moje zatoki nie istnieją. Lekarz mi pokazał, że jak sobie włożę dużego palca do nosa, to on faktycznie wchodzi i tak było.

Zęby moje były tak zniszczone, że nie było czym jeść. Miesiąc spędziłem w szpitalu, gdzie byłem przesłuchiwany codziennie. Przez policję, prokuratorów, osoby z CBŚ. Codziennie po 6, 7 godzin.

Mówiłeś? Sypałeś czy nie?

Przez pierwszy moment nie wiedziałem co mam robić, więc odmówiłem składania jakichkolwiek zeznań. Później przyszedł do mnie adwokat wynajęty przez rodzinę, który powiedział mi, co się działo, kto zaczął sypać i że grozi mi od 12 do 15 lat więzienia. Miałem być sądzony jak dorosły.

Jak się przyjmuje taką wiadomość? Miałeś świadomość konsekwencji?

Płakałem. Przez pierwszy miesiąc cały czas wyłem. Było mi wstyd, ponieważ nawet rodzina nie mogła przyjść do mnie do szpitala. Cały czas była przy mnie ochrona, jak przy najgorszym przestępcy. Byłem przykuty do łóżka nogami. Przed salą stało 4 policjantów w kamizelkach kuloodpornych z karabinami. Byłem cały czas pilnowany, żebym nie uciekł i żeby coś się nie stało. Tak to wyglądało niestety.

Kiedy miałeś okazję porozmawiać z mamą?

Od czasu wyjścia ze szpitala, do momentu kiedy trafiłem do izby dziecka na początku, a potem do aresztu śledczego dla nieletnich, przez pierwsze 4 miesiące nie potrafiłem zadzwonić do mamy i wydusić słowa.

Byłem w szoku. Ona mi wysłała ubrania, wysłała mi pieniądze, ale nie wiedziałem jak mam zacząć rozmawiać, jak zadzwonić. Było mi po prostu wstyd i za każdym razem kiedy próbowałem, a ona odbierała, to wpadałem w panikę. Zaczynałem wyć przez ten telefon. To nie był płacz, to było wycie. Rozłączałem się bo nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.

Kiedy już się udało, to co jej powiedziałeś?

To było tak, że to ona przyszła na widzenie do mnie. Dostałem widzenie w końcu po 6 miesiącach izolacji. Byłem w celi monitorowanej, ze względu na to, że próbowałem popełnić samobójstwo w więzieniu, bo już nie wiedziałem co mam dalej robić.

Ona mi wtedy powiedziała, że mi pomoże, że będzie ze mną, tylko że mam obiecać, że nie wezmę i od tamtej pory, od kiedy mnie zamknęli, nie brałem i nie wezmę. Wiem ile to kosztuje, z czym się wiąże i ile można stracić w życiu.

Jak przechodziłeś odstawienie? Przecież byłeś uzależniony.

Pierwszy rok bez prochów był najgorszy. W szpitalu dostawałem tabletki, ale pierwszy miesiąc przespałem. Organizm potrzebował regeneracji po tym wszystkim. Miałem problemy ze snem, więc dostawałem leki nasenne i człowiek o tym nie myślał.

W zakładzie poprawczym, gdzie byłem już do czynności procesowych trzymany, to oprócz tego, że dostawałem jakieś leki, to zacząłem jeść landrynki. Dosłownie kupowałem sobie 10 paczek landrynek w tygodniu i cały czas na landrynkach, żeby zająć czymś usta, myśli i głowę. Po prostu były landrynki od tego.

Pomagało?

Tak, jeżeli ktoś chciał, żeby mu to pomogło, to pomagało. W końcu z 10 paczek w tygodniu zrobiło się 5 paczek, a później coraz mniej. Jest to pewna metoda, jeśli ktoś chce rzucić, to rzuci. Trzeba sobie znaleźć pewne zastępstwo. Wpaść z jednej skrajności w drugą.

Po 2 latach w wieku 19 lat, przeprowadziłeś się do więzienia?

To jest inny świat. Wszędzie widzisz mury. Byłem więzieniem chronionym, ze względu na status małego świadka koronnego.

Co to oznaczało? Jak to się przekładało na twoje funkcjonowanie w więzieniu?

Kiedy wychodziłem na spacer, to na całym oddziale nikt inny nie mógł wyjść z celi. Jak wychodziłem do telefonu, to nie było żadnego ruchu na oddziale. Jak szedłem do wychowawcy, to nikt nie miał prawa wyjść z celi, dopóki ja nie wróciłem do swojej celi.

Po pewnym czasie wyszło, że jestem chronionym świadkiem, co miało pewne konsekwencje pośród innych osadzonych. Byłem frajerem, wyzywano mnie, mówiono co mogą mi zrobić, gdyby mnie dorwali. Byłem przenoszony co 3 miesiące z więzienia do więzienia. Tych zakładów zwiedziłem chyba 12, czy 14 w całej Polsce.

Doświadczyłeś przemocy?

Poza przemocą słowną, fizycznej nie było. Siedziałem też z innymi świadkami koronnymi, czy nawet zdarzyło się z pedofilami, ale wtedy błagałem, żeby mnie przeniesiono, bo nie chcę być z kimś takim w celi, ze względu na jego czyn.

Co słyszałeś na swój temat?

Że jestem frajerem, że powinienem k...a zdechnąć, że oni mnie by z...li jakby mnie gdzieś dorwali, że mnie w...ją, trzymaj gębę na kłódkę itd.

Jak jeszcze wyglądała ta więzienna rzeczywistość?

Rano o 6 był apel, o godzinie 7 śniadanie. Czas do południa był najgorszy, bo najwolniej leciał. Wtedy był spacer, wychodziłeś na godzinę i chodziłeś w takiej klatce 3 na 3, w 4 osoby, to było ciężkie. Dopóki nie wpadłeś w taką rutynę w wiezieniu, dopóki nie zacząłeś czegoś tam robić, to tak naprawdę siedziałeś i płakałeś.

Ja wyłem przez pierwsze pół roku w więzieniu, wyłem do poduszki po nocach. Bałem się tego, że to, co mówią, to mi to zrobią. Miałem 19 lat. Nigdy w życiu ze sklepiku czegoś nie ukradłem, a teraz nagle byłem w miejscu, gdzie są ludzie, którzy zrobili o wiele poważniejsze rzeczy. Obok mnie siedzieli mordercy, siedziałem z pedofilem, z gwałcicielem. To nie byli ludzie, z którymi chciałoby się mieć kontakt. Na ulicy by się ich unikało, po prostu przechodziłoby się na drugą stronę.

Ale ty też nie miałeś czystego sumienia, czy miałeś tę świadomość?

Tak, wiedziałem, za co siedzę, za co dostałem 6 lat więzienia.

Miałeś poczucie, że to sprawiedliwy wyrok, czy jednak czułeś się poszkodowany?

Nie, ja dostałem 6 lat bezwzględnego pozbawienia wolności i przyjąłem to, bo tyle też mogliśmy z adwokatem wywalczyć w prokuraturze. Prokurator chciał 8. Moja mama powiedziała, że będzie przez tych 6 lat ze mną. Okazało się, że moi dawni znajomi, których olałem, są przy mnie. Pomagali mi, wysyłali pieniądze do więzienia, paczki, listy na święta.

Każdy list od kogoś, kogo ja olałem w szkole, oznaczał łzy. Ci ludzie wiedzieli, że się pogubiłem w życiu i to było tym spowodowane. Przez rok czułem cholerną samotność, a nagle po tym roku ci ludzie zaczęli się odzywać. Miałem z kim pogadać przez telefon, miałem kogo poprosić o wysłanie książek do nauki, czy do czytania, bo w więzieniu jak się nie ma co robić, to zaczyna człowiekowi od…ć po prostu. Widziałem, jak ludzie zaczęli się ciąć, bo po prostu im się nudziło. Nie radzili sobie z rutyną.

Ty też miałeś próbę samobójczą.

Próbowałem się powiesić, kiedy trafiłem do aresztu śledczego. Tam patrzyli na mnie z góry, czułem, że jestem nikim, że jestem ćpunem, że za to, co zrobiłem, powinno się mnie połamać. Nie radziłem sobie też z tym zamknięciem i izolacją. Tak jak kiedyś wszędzie było mnie pełno, tak tutaj siedzisz w ciasnej celi, z ludźmi, którzy też mają trochę zryte banie. Nie dawałem już rady.

Chciałem to raz na zawsze przerwać i po prostu brakowało mi też prochów. U osoby, która jest uzależniona, przychodzi taki kryzys, że ona jest w stanie zrobić wszystko, żeby wziąć, żeby chociaż dostać kreseczkę.

Dziś próbujesz ułożyć sobie życie zupełnie na nowo, jak ono wygląda?

Przede wszystkim poodcinałem się od tych osób, z którymi się ćpało i imprezowało. Nie chodzę do klubów. Raczej jak spotykam się ze znajomymi, to jest tak, że idziemy na 2 piwa i to jest maks. Wracamy, zjemy coś, obejrzymy film i się żyje.

Pierwszy miesiąc jest najgorszy, bo uczysz się robienia zakupów w sklepie, bycia wśród ludzi, podróżowania komunikacją. Wsiadasz do tramwaju, czy do autobusu i masz takie wrażenie, że wszyscy wiedzą, że jesteś kryminalistą.

Uczysz się tej mowy tutaj, a nie mowy więziennej. To było ciężkie. W domu np. potrafiłem powiedzieć, zarzuć platerami, a nie podaj talerz, czy np. idąc do toalety mówię, że idę na krótko, a nie mówi się tego w domu, tylko w więzieniu. W domu to ludzie się z tego śmiali, a tam to się traktuje poważnie, tego się przestrzega i tego się trzyma.

Jeszcze jakieś przykłady masz w pamięci?

Jak się rozbierasz do naga, to jest prześwit. W więzieniu masz osobną miskę do mycia dołu i do góry. Robisz pranie też w osobnych miskach. Na telewizor mówi się szkiełko, okno to jest lipo. Zamykasz okno, to mówisz muruj lipo. Nie mówi się łóżko, tylko kojo itd. Tego jest pełno, człowiek się tego uczy i ciężko jest się tego wyzbyć.

Udało ci się znaleźć pracę?

Robię w dziale informatycznym. Pomimo tego, co było, udało mi się kogoś poznać, kto jest ze mną, kto mi pomaga i coś tam tworzymy we dwoje. Ona i jej rodzina, nie patrzą na to, co jest i co mogę zrobić teraz. Każdemu, kto bierze, mówię, żeby się zastanowił 4 razy, za każdym razem, gdy bierze działkę, bo ta działka może być tą ostatnią.

Cała twoja opowieść była o tym, że narkotyki zniszczyły ci życie, odebrały ci młodość, ale był czas, kiedy podsuwałeś je innym, zarabiając na tym. Czy zdarza ci się myśleć o tych osobach, które być może też ucierpiały?

Czasami widzę te osoby i widzę, że niektóre wyszły z tego. Wiem, że nie biorą. Nie wspominamy tych starych czasów, tylko rozmawiamy o tym, co jest teraz. Niektórzy mają rodziny, dzieci i się trzymają, ale czasami widzę osoby na ulicy, które już chyba zaszły jeszcze niżej niż ja. Przerzuciły się z wąchania na zrobienie sobie złotego strzału. Zaczęły brać heroinę, bo coś innego już im nie wystarczało.

Można się za takie osoby modlić. Nie będę ukrywał, że dzwonię na policję, kiedy widzę taką osobę zaćpaną na klatce, czy gdzieś na ławce. Chcę pomóc. Teraz osobiście sam pomagam 3 osobom wyjść z nałogu. Podjąłem się czegoś takiego, bo te osoby nie mają nikogo.

Nie mają dziewczyn, bo je stracili. Dzieci nie chcą ich znać. To jest ciężko dla kogoś takiego, kto zostaje sam. Osoby, które są uzależnione, siedzą w tym bagnie same. Inni nie chcą tego zauważać, to jest jego problem nie mój i mam to gdzieś. Dużo osób po prostu odcina się od takich osób. Uzależniony, widząc, że jest odpychany, popada coraz bardziej w nałóg. Ludzie sobie nie zdają z tego sprawy, ale tak jest.

Jest to zapis wywiadu, który pierwotnie ukazał się na YouTube na kanale Rafała Gębury pt. "7 metrów pod ziemią". Ten i inne materiały znajdziesz też na Facebooku i Instagramie.