Jest gejem, głosował na Dudę i... nie żałuje. "Kaczyński i tak zrobiłby nagonkę na ludzi LGBTQ"

Anna Dryjańska
- W 2015 zagłosowałem na Dudę w geście protestu wobec fałszywych przyjaciół z PO. I to była dobra decyzja - mówi Krystian Legierski. Polityk, który sam jest osobą homoseksualną, mówi, że spodziewał się tego, iż Jarosław Kaczyński da sygnał do nagonki na ludzi LGBTQ.
Krystian Legierski nie żałuje, że zagłosował na Andrzeja Dudę w 2015 roku. Mówi, że PiS i tak zrobiłby nagonkę na tęczowych Polaków. fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Warto było głosować na Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich? Nie masz poczucia, że przyłożyłeś rękę do nagonki PiS na tęczowych Polaków?

Krystian Legierski: Przeceniasz mój wpływ. Kaczyński zrobiłby nagonkę na gejów tak czy inaczej, bo skończyło mu się paliwo antygender i antyuchodźcze, a czymś musi straszyć w kampanii wyborczej. Inaczej nie potrafi. Padło więc na osoby LGBTQ. I gwoli ścisłości: zagłosowałem na Andrzeja Dudę. Nigdy nie zagłosowałbym na PiS. Ale Andrzej Duda wywodzi się z PiS. Mało prawdopodobne było, że jako głowa państwa odetnie się od korzeni.


Tak, ale to były wybory prezydenckie. W 2015 zagłosowałem na Dudę w geście protestu wobec fałszywych przyjaciół z PO. I to była dobra decyzja. Miałem dość zwodzenia, mamienia, wyrzucania projektów o związkach partnerskich do kosza. Nie wszyscy zrozumieli tę formę protestu, ale ja się z tego nie wycofuję. Platforma musi zrozumieć, że nie dostanie naszych głosów za darmo.

Czy protest był skuteczny?

Myślę, że to m.in. dzięki takim gestom jak mój, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał kartę LGBT. Żeby było jasne: nie mówię, że ja to spowodowałem, ale że mój protest był jedną z kropel, które drążyły skałę.

W przypadku Trzaskowskiego nie trzeba było specjalnie drążyć. A co z resztą Platformy?

Póki co przynajmniej warszawska PO zrozumiała, że nie otrzyma głosów osób LGBT za darmo, ograniczając swoją wyborczą "ofertę" do straszenia PiS-em. Politycy PO w Warszawie zrozumieli, że tylko w aktywny sposób mogą powalczyć o tęczowy elektorat z Wiosną, że muszą pokazać konkretne działanie.

Tyle że oprócz tej wyciągniętej ręki w Warszawie jest ogólnopolska nagonka ze strony PiS. Nie boisz się, że będzie jak z kampanią antyuchodźczą? Że pod wpływem rządowych mediów wahadło nastrojów społecznych przechyli się na stronę strachu i nienawiści wobec Polaków, którzy nie są heteroseksualni?

To nie pierwsza i nie ostatnia nagonka, i to nie tylko ze strony PiS. Przypomnę, że w Platformie też nie brakuje polityków znanych z homofobicznych wypowiedzi, takich jak poseł Węgrzyn, czy dawny poseł tej partii Niesiołowski. Jest też spore grono tych, którzy prezentują homofobię w wersji light, jak np. Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jako prezydent Warszawy zawsze odmawiała udzielenia patronatu Paradzie Równości, ale już nie miała problemu z tym, by poprzeć paradę labradorów.

Ale wracając do meritum: nagonka PiS na uchodźców przebiegała w specyficznych warunkach. Partia straszyła ludźmi, których tu nie było i nie mogli się bronić. W takich warunkach panika przed obcym, nieznanym może osiągnąć spektakularne rozmiary i tak się też stało. W przypadku osób nieheteronormatywnych to niemożliwe. Zawsze byli członkami polskiego społeczeństwa i z roku na rok są coraz bardziej widoczni. To przyjaciele, znajomi, rodzina, sąsiedzi, koledzy z pracy.

Członkowie PiS?

Też.

Jak homoseksualni politycy PiS mogą zaakceptować nową linię partii?

Myślę, że traktują swoją orientację nie jako normalny fakt, ale jako coś wstydliwego. Dopóki są w szafie, czują się bezpieczni. Wystarczy, że nikt ich nie pałuje na ulicach i mogą być sobą w domu po kryjomu. Po prostu sami uważają, że część praw człowieka im się nie należy. Ktoś, kto wierzy w coś takiego, nie będzie miał problemu z włączeniem się w zwalczanie ruchów emancypacyjnych.