Polski aktor robi karierę w japońskiej telewizji. Gra w zwariowanych paradokumentach i nie tylko

Bartosz Godziński
Przełączając kanały japońskiej telewizyjny możemy natrafić na naszego rodaka - Michała Sińczaka. Polak mieszka tam już od ponad roku i na stałe zagościł w programach rozrywkowych, reklamach i paradokumentach. A te w Kraju Kwitnącej Wiśni są bardzo specyficzne.
Michał Sińczak występuje w japońskich programach rozrywkowych, paradokumentach oraz reklamach Fot. archiwum prywatne
Sińczak był już policjantem pod przykrywką, skejtem w spocie whiskey, a nawet... Borisem Beckerem. Co prawda gra role epizodyczne, ale jego portfolio stale się powiększa. I wygląda to na pracę marzeń.

– Średnio mam 3-4 dni pracy w tygodniu i za każdym razem jest to inny projekt, tak więc trochę tego było. Najlepiej wspominam wypad do Izu w Shizuoce. To była historia o tajskich chłopcach uwięzionych w jaskini. Ja bylem członkiem ekipy ratunkowej. W ciągu czterech dni nagrywaliśmy może z 2 godziny, a resztę czasu relaksowaliśmy się na plaży... i wszyscy się zastanawialiśmy, co my tam tak naprawdę robimy – mówi w rozmowie z naTemat.
Saigen drama, czyli ekstremalne paradokumenty
Michała odkrył Krzysztof Gonciarz - youtuber, który również mieszka w Japonii. Aktor opowiedział w odcinku, że występuje w tak zwanych saigen drama. To format polegający na rekonstruowaniu wydarzeń. Przypomina polskie paradokumenty, ale wszystko jest podkręcone i bardziej szalone. Dlatego musicie obejrzeć załączone filmiki, bo czegoś takiego w Polsce nie ma.
– Japończycy uwielbiają takie wiadomości ze świata przedstawione w formie serialu – zapewnia mój rozmówca.

Japońskie saigen drama ma to do siebie, że zawsze jest bardzo dramatyczne, niezależnie od historii. To może być wszystko, jakaś historia miłosna, akcja ratunkowa, czy atak na Word Trade Center – każda z tych historii musiała się wydarzyć naprawdę, gdzieś na świecie.

– Co ciekawe, praktycznie wszyscy Japończycy myślą, że jeżeli historia jest o Amerykanach, to jest ona kręcona w Stanach. Moi japońscy znajomi byli w dużym szoku jak im powiedziałem, że to wszystko jest kręcone w Tokio i okolicach – przyznaje.
Role, które podejmuje się Michał, są bardzo różnorodneFot. archiwum prywatne
"Przyjechałem na plan, a tam... Andrzej Chyra"
Sińczak jest jednym z niewielu Polaków, którzy trafili do japońskiego przemysłu rozrywkowego i regularnie występują w telewizji. W rozpoczęciu kariery przydają się słowiański rysy twarzy.


– Sporo Polaków pracuje w modelingu: przeważnie są to wysokie i szczupłe blondynki o mocno słowiańskiej urodzie, która tutaj jest bardzo ceniona. Japonia zawsze była na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Kiedy już zdecydowałem się, aby tu przyjechać, zastanawiałem się co mógłbym robić. Wpadłem na pomysł, żeby spróbować sił w branży rozrywkowej – opowiada.
Aktorzy o słowiańskiej urodzie mają szansę na zrobienie kariery w JaponiiFot. archiwum prywatne
Jego pierwszy dzień w pracy okazał się sielanką - statystował na widowni w teleturnieju. Drugi był już drogą przez mękę.

Była to reklama jakiejś japońskiej firmy. Poszukiwali gościa, który potrafi grać w kosza, więc pomyślałem, że pójdzie gładko. Na planie okazało się, że mam zrobić wsad, a miałem na sobie lakierki oraz garnitur. Był luty, strasznie zimno i sucho. Skóra na rękach popękała mi w wielu miejscach, musieliśmy tamować krwawienie, ale jakoś się udało.

– Pewnego razu przyjechałem na plan filmowy. Zaczynałem po południu. Koledzy powiedzieli mi, że jeden z aktorów drugoplanowych oraz kamerzysta są polakami. Okazało się, że wśród nich jest pan Andrzej Chyra. Przyjechał na kontrakt zagrać w japońskiej produkcji. Udało mi się przez kilka minut porozmawiać i wymienić spostrzeżenia – wspomina. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, więc nie dowiecie się, ile Michał konkretnie zarabia. Z pewnością nie narzeka, a jego wynagrodzenie zależy od projektu, ilości dni w miesiącu i częstotliwości pracy.

– Czasami jeden dzień nagrywek w reklamie jest lepiej płatny niż tydzień pracy w serialu. Ogólnie nawet najniższa stawka, nawet jeżeli jest to godzina pracy, jest lepiej płatna niż zwykły dzień w przeciętnej pracy – tłumaczy. Oprócz tego robi też zdjęcia.

– Nie jestem profesjonalistą, ale w Tokio jest spore zapotrzebowanie na tego typu usługi (jak i każde inne z racji wielkości miasta). Dlatego mogę robić to, co lubię, i do tego przy tym zarabiać. Tak więc finalnie pod koniec miesiąca na piwko mi jeszcze zostaje.
Z ziemi polskiej do japońskiej
System pracy w Japonii znacznie różni się od tego, który funkcjonuje w Polsce czy innych krajach. Niezależnie od branży.

– Moje pierwsze spostrzeżenie było takie, że cała praca mogłaby być zrobiona pięć razy szybciej, używając znacznie mniejszego nakładu ludzki. Każdy tu m swoją przydzielona role, I musi się jej trzymać. To znaczy, że jeżeli jest osoba od trzymania blendy, to nie może ona przykleić taśmy klejące na podłodze – mówi Sińczak.

Japończycy są przesadnie dokładni, nie ma miejsca na spontaniczność, każda czynność jest zaplanowana. Czasami daje to rewelacyjny efekt końcowy, a czasami, gdy wiem, że nieznacząca scena w niskobudżetowej produkcji, która będzie trwała 2 sekundy jest nagrywana przez 8 godzin, jest to męczące.

Jeśli zamierzamy spróbować naszych sił w Kraju Kwitnącej Wiśni, musimy wiedzieć o odmiennym temperamencie Japończyków.
Michał razem ze znajomymi podbija Kraj Kwitnącej WiśniFot. archiwum prywatne
– Japończycy ogólnie nie są jakoś super otwarci, ale jak wiadomo, nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Moi japońscy znajomi są bardziej "zachodni", czyli są to przeważnie osoby, które mieszkały za granicą, mówią po angielsku oraz mają otwarte głowy – zapewnia mój rozmówca.

Tradycyjni Japończycy często nie mówią po angielsku oraz są bardzo nieśmiali. To może skutkować trudnościami w nawiązywaniu kontaktów z obcokrajowcami (a także między sobą). Nie jest to jakiś wielki atut, ale kiedy mówię Japonce na randce, że czasami można mnie zobaczyć w telewizji, to na nią działa.

Oczywiście, życie w Japonii nie jest cały czas pod górkę. Michał mieszka tam 14 miesięcy. – Jest to bardzo wygodne miejsce do życia, genialne rozwiązania komunikacyjne, czystość oraz brak przestępczości – wylicza.

Fajne jest to, że kiedy idę do sklepu, to mogę spokojnie zostawić plecak i kask na siodełku motocykla, telefon przymocowany do uchwytu, a czasem nawet kluczyki w stacyjce. Nie ma mnie może 5 minut, ale jakby mnie nie było 5 dni, to też by tego nikt nie ruszył. 

– Fajna jest też wolność, każdym może sobie robić albo nosić co chce i nikt na niego nie zwróci nawet uwagi. Dla mnie duże miasto to wielki plac zabaw, jeżdżę na desce, a kiedy mam wolne, zawsze zwiedzam różne nowe okolice a miejscówki nigdy się nie kończą – wspomina. Poniżej prezentujemy galerię zdjęć z polskim aktorem-ambasadorem w pracy.









Czy wiąże swoją przyszłość z Japonią? – Na razie jest bardzo w porządku, ale nigdy na sto procent nie jestem pewny tego, co będzie jutro. Całe życie na spontanie.