Naga prawda o lotnictwie. Kapitan Airbusa o alkoholu, "polskim" klaskaniu i podniebnych romansach

Michał Jośko
Oto kapitan Dariusz Kulik, czyli człowiek, który na codzień pilotuje Airbusy A320, a w przerwach pomiędzy podniebnymi wyprawami prowadzi na YouTube kanał "Turbulencja". Dziś powie nam wszystko, co chcieliśmy wiedzieć o awiacji, ale do tej pory baliśmy się zapytać.
W tak stresującym zawodzie poczucie humoru i autodystans to rzeczy bezcenne Fot. Instagram.com/tturbulencja
Panie kapitanie, zacznijmy od startu pańskiej kariery...

Nastąpił on dosyć późno, bo zaczynałem dopiero w wieku 31 lat. W młodości chciałem latać, ale nie miałem takiej możliwości. W pobliżu nie było aeroklubu, no i tego rodzaju pasja była po prostu zbyt kosztowna.

W młodości nie przykładałem zbytniej wagi do nauki, nie planowałem studiów. W pewnym momencie wprawdzie zastanawiałem się nad aplikowaniem do szkoły lotniczej w Dęblinie, ale odpuściłem sobie. Miałem wtedy problemy z zatokami, więc tak czy owak nie przeszedłbym selekcji wstępnej.

Przez ponad dekadę wykonywałem zawody niezwiązane z awiacją: od filmowania wesel, aż po pracę w branży IT. Przełom nastąpił, gdy byłem 31-latkiem. Zacząłem wtedy latać rekreacyjnie na szybowcach. Po kilku latach zostałem w tej dziedzinie instruktorem, w międzyczasie zdobywając licencję samolotową.


Kolejny etap nastąpił w roku 2006, gdy na rynku pojawiło się większe zapotrzebowanie na pilotów linii lotniczych. Zaryzykowaliśmy i wzięliśmy z żoną kredyt, abym mógł zrobić kolejne szkolenia, no i się zaczęło. Jako 37-latek latałem już maszynami pasażerskimi.

Tak więc późno, choć do rekordu mi daleko. Mam znajomego, który pilotem maszyn komunikacyjnych został dopiero w wieku 43 lat. Lub inny, który do 52. roku życia latał jedynie amatorsko, niewielkimi maszynami, aby dopiero w tym wieku zasiąść za sterami samolotu pasażerskiego.

Po drodze było sporo turbulencji?

Tak, bywało różnie. Przyszedł kryzys w branży, zmieniałem pracodawców, firmy upadały, robiły zwolnienia grupowe. Zaliczyłem też 1,5-roczne bezrobocie. Dziś jest znacznie stabilniej, od roku 2012 latam Airbusami A320, a wcześniej na Boeingu 737 i Jetstreamie.

Od jakiegoś czasu działam na YouTube, ale jak można się domyślić, nie jest to moje podstawowe zajęcie. Nie jestem typowym „jutubowiczem".

Kim najczęściej jest subskrybent pańskiego kanału? Czy nazwa "Turbulencja" nie odstrasza osób cierpiących na awiofobię?

Oczywiście, najwięcej jest osób interesujących się lataniem, pasjonaci awiacji, chcący dowiedzieć się czegoś na ten temat. Ale dostaję też sporo wiadomości właśnie od osób bojących się latać.

Pół-żartem, pół-serio: działając na YouTube, poniekąd jestem psychoterapeutą. Pamiętajmy, że nasze lęki dotyczą tego, czego nie znamy. Zdobywanie wiedzy z zakresu lotnictwa to świetna metoda walki z awiofobią.


Najdziwniejsze pytanie, jakie panu zadał panu internauta to…

Ludzie często piszą do mnie w sprawie rozmaitych teorii spiskowych. Pytają np. o to, czy Ziemia jest płaska.

Natomiast jeżeli chodzi o pytania z gatunku tych bardzo częstych, to dotyczą chociażby tego, dlaczego nie pracuję w firmie LOT. Wielu osobom taki wybór wydaje się logiczny. Natomiast dla mnie taki nie jest: mieszkam 300 kilometrów od Warszawy, a związanie się z naszym przewoźnikiem narodowym wymagałoby przeprowadzki do stolicy.

Na chwilę obecną nie jest to mój cel, ale – jak nauczyło mnie dotychczasowe doświadczenie związane z karierą w tym zawodzie – nie da się przewidzieć przyszłości,.

Nie latam w typowej linii lotniczej, lecz firmie, która udostępnia samoloty z załogami różnym liniom. Dlatego nie mam stałego miejsca pracy, latam np. dla przewoźników brytyjskich, niemieckich lub tureckich. Zdarzają się również zlecenia z miejsc znacznie odleglejszych.

Chociażby moja przygoda z YouTube zaczęła się, gdy latałem w Ameryce Południowej, podczas jedynego dotychczas trzymiesięcznego pobytu poza domem.

Często spotyka się z pytaniem o katastrofę pod Smoleńskiem?

Takie pytanie padało wielokrotnie, ale nie zamierzam angażować się w jakiekolwiek kwestie związane z polityką. A w mojej prywatnej ocenie rozmaite dziwne teorie związane z tą katastrofą, wynikają głównie z poglądów politycznych.

Jaki temat wiedzie prym, jeżeli chodzi o prostowanie i wyjaśnianie mitów dotyczących latania?

Chociażby ekscytacja ludzi „dużymi” samolotami, przeświadczenie o ich wyjątkowości pod każdym względem, także jeśli chodzi o zasiadanie za ich sterami. Wielu osobom wydaje się, że to znacznie trudniejsze, niż w przypadku maszyn mniejszych.

Tymczasem w pierwszym przypadku zazwyczaj nie ma już wiele "prawdziwego" latania, gdyż takimi samolotami przemierza się długie trasy. A to wiąże się z operowaniem na dużych, niewymagających lotniskach.

Ja natomiast bardzo lubię manualne sterowanie samolotami; im więcej, tym lepiej. Tak więc preferuję krótkie trasy i małe lotniska, które są znacznie bardziej wymagające, co pozwala poczuć się jak pilot.

Wyjaśniam takie i podobne zagadnienia, aby ludzie nie bazowali wyłącznie na kanałach tworzonych przez totalnych abnegatów, opowiadających straszliwe dyrdymały. Taka papka, z której niestety ludzie często czerpią wiedzę.

Natomiast w lotnictwie wszystko, absolutnie wszystko – to zdanie proszę zakończyć wykrzyknikiem – wygląda inaczej, niż sądzi przeciętny człowiek!


Ci, którzy liznęli nieco wiedzy z internetu, często "wiedzą lepiej". Zdarza się, że polemizują z panem?

Tak, nierzadko stykam się z komentarzami w stylu "według mnie robi pan to źle – wiem to z internetu". Mówię tu o osobach, których znajomość lotnictwa kończy się na tym, że samolot ma dwa skrzydła. Choć nie wiedzą nawet, dlaczego akurat dwa.

A przecież gdybym był np. wiolonczelistą z wieloletnim stażem, to laicy raczej nie instruowaliby mnie, jak mam trzymać smyczek.

Lecz internet to nie wszystko. Ludzie chłoną też "wiedzę" z kinematografii hollywoodzkiej. Tutaj nawiązanie do filmów takich, jak "Lot" z Denzelem Washingtonem, gdzie wielki, bardzo poważnie uszkodzony samolot latał sobie na plecach. Co jest niemożliwe z bardzo wielu powodów. Totalne głupoty, które mieszają ludziom w głowach.

Z powyższego filmu można również dowiedzieć się też, że piloci bywają alkoholikami i narkomanami. A przecież w prawdziwym świecie to raczej niemożliwe, prawda?

Pilotowanie samolotów bywa mocno stresogenne, jak chociażby praca lekarza, tak więc nie powinno dziwić, że niektórzy ludzie uciekają w świat używek. W tym aspekcie ów film pewnie pokazuje odrobinę prawdy.

Wielu osobom wydaje się, że regularne badania na zawartość w organizmach pewnych substancji, są dla pilotów normą. Natomiast w większości miejsc w których latałem, nie było to standardem. W czasie mojej kariery sprawdzano mnie dosłownie kilka razy.

Wyjątkiem były Indie, gdzie przed startami tego rodzaju badania przechodziła cała załoga, co jest tam wymagane lokalnymi przepisami. Słyszałem także o sytuacjach, w których zaniepokojeni pasażerowie żądali sprawdzenia trzeźwości personelu przed wzbiciem się w niebo.

A jak wygląda kwestia mitycznych romansów pilotów z stewardessami?

W jednej z linii, w których pracowałem, w ciągu sześciu miesięcy pracy trzy stewardessy zaszły w ciążę z pilotami. Ale nie był to wynik szalonych, niezobowiązujących romansów – ot, młodzi i wolni ludzie, którzy poznali się w pracy i zakochali się w sobie.

Znam też pilota, który rozwodził się pięć razy. Inny w wieku 62 lat miał małe dziecko z którąś tam z kolei żoną. Ale przecież nie ma branży, w której nie przytrafiałyby się romanse biurowe. Tak więc naprawdę nie przesadzałbym z mówieniem o jakiejś szczególnej rozwiązłości, panującej w lotnictwie.

Ciekawych historii damsko-męskich dowiadywałem się natomiast, latając w Czechach. Choć w tym przypadku fakt, że chodziło o ludzi pracujących w lotnictwie, nie miał akurat większego znaczenia. Po prostu, z tego co mówili, są jako naród znacznie bardziej wyluzowani w kwestii stosunków międzyludzkich.

Ktoś zauważyłby w tym miejscu, że w naszej branży dochodzi pewien czynnik: stewardessy i piloci często przebywają na tzw. pobytach, czyli przerwach pomiędzy lotami, gdy mieszkają przez jakiś czas w tych samych hotelach.

Ale przecież takie same pokusy czyhają na wszystkich wyjeżdżających w delegacje, czy nawet korporacyjne wyjazdy integracyjne.

Porozmawiajmy przez moment o Polakach. Czy jesteśmy pasażerami problematycznymi?

Zdecydowanie zaprzeczę tej opinii. Może wynika ona z pewnej cechy narodowej: jesteśmy strasznie zakompleksieni, lubimy narzekać na siebie samych, mówić, że jesteśmy narodem pijaków i prostaków, którzy nie potrafią się zachować. To jakieś bzdury, które tkwią nam bardzo mocno w głowach "od zawsze".

Z mojej perspektywy Polacy-pasażerowie naprawdę nie przynoszą krajowi szczególnej ujmy. Nie wyróżniamy się negatywnie, jeśli mowa o nieodpowiednim zachowaniu na pokładzie, bałaganieniu, tudzież czymkolwiek podobnym.

Pod tymi względami znacznie bliżej nam do lepszych, niż gorszych nacji. Zwłaszcza biorąc pod uwagę przypadki najcięższe, czyli akty agresji na pokładzie.

A jak wygląda nasza średnia, jeżeli chodzi o sławetne oklaski po lądowaniu?

Cóż, często można usłyszeć opinie, że rodakom zdarza się robić to bardzo często, tak więc są wyjątkowo nieobyci. Szczerze? Choć od jakichś dwóch lat nie latałem z polskimi pasażerami, to w tym czasie oklaski – czasem tak głośne, że słyszałem je w zamkniętym kokpicie – zdarzały wielokrotnie. Jak widać, lubią to robić także inni.

Dodajmy tutaj rzecz istotną: takich osób nie oceniam negatywnie w jakikolwiek sposób. Ich zachowanie tłumaczę sobie tym, że może ktoś był mocno zestresowany lotem, a to jego forma rozładowania emocji. A może bardzo cieszy się, że wrócił do domu, albo że doleciał tam, gdzie spędzi fajne wakacje.

Tak więc dlaczego ma sobie nie poklaskać? I naprawdę nie jestem w tym osamotniony – nigdy nie spotkałem pilota, który takie zachowanie uznawałby za coś obciachowego czy irytującego.

A czym najłatwiej zirytować pilota?

To niełatwe zadanie, bo nie mamy zbyt dużego kontaktu z pasażerami. Na taki temat znacznie obszerniej wypowiedziałaby się zapewne ktoś z personelu pokładowego.

Nierzadko o tym, że podczas lotu pasażerowie zachowywali się nieodpowiednio, dowiaduję się od personelu pokładowego, dopiero po lądowaniu.

Chodzi tu na przykład o okazywanie niezadowolenia z powodów, za które przecież nie odpowiada załoga samolotu. Zbyt długie czekanie na start lub opóźnione lądowanie? Ludzie wszczynają awantury na pokładzie, mając pretensje do nas.

Po czym jeszcze w powietrzu zaczynają nakręcać się odszkodowaniami od linii lotniczych. Czasem w sposób, nazwijmy to, intensywny.

Lecz w takich sytuacjach nie mogę przecież wyjść i pomóc personelowi pokładowemu, bo z wiadomych względów zabraniają tego przepisy. Gdybyśmy zaczęli tak robić, ktoś mógłby to wykorzystać jako sposób na wywabienie kapitana z kokpitu.

Pamiętam natomiast, że zdarzało mi się reagować jeszcze przed startem. Na przykład na lotnisku w Kos zauważyłem, wśród ludzi wchodzących na pokład znajduje się jakaś para, która pali sobie papierosy.

Poszedłem więc przemówić im do rozsądku i uświadomić, że mają wielkie szczęście, ponieważ na lotnisku niemieckim, najprawdopodobniej zostaliby potraktowani bardzo nieprzyjemnie przez obsługę, kończąc na lotniskowym posterunku policji.

Na koniec zejdźmy na ziemię. Jeśli postanowiłby pan zakończyć karierę pilota, jakiemu zajęciu oddałby się najchętniej?

Raczej nie jestem miłośnikiem pracy biurowej. Chciałbym chyba robić coś wymiernego, przynoszącego widoczne efekty i umożliwiającego pozostawienie po sobie jakiegoś fizycznego śladu. Może uprawa roli albo stolarka?