20-letnia Maya to córka słynnych aktorów. Zobaczycie, że niedługo będzie gwiazdą kina
Taki początek kariery można sobie tylko wymarzyć. Serialowy przebój Netflixa i nowy film Quentina Tarantino? Brzmi jak sen. Na jawie wyśniła go jednak sobie 20-letnia aktorka Maya Hawke. Jej samej możemy jeszcze nie kojarzyć (co zaraz się zmieni), ale jej twarz wygląda znajomo, o uszy mogło się również obić jej nazwisko. Nic dziwnego – Maya jest córką gwiazd kina: Umy Thurman i Ethana Hawke'a. I jest piekielnie utalentowana.
Teraz szansę na aktorską nieśmiertelność ma Maya. Bardzo dużą szansę – w końcu zadebiutowała zaledwie w 2017 r. (w miniserialu BBC "Małe kobietki"), a tylko w tym roku zagra już w trzecim sezonie "Stranger Things" i "Once Upon a Time in Hollywood" z Bradem Pittem i Leonardo DiCaprio. Czyli w dwóch najbardziej oczekiwanych premierach roku.
Dzieciństwo na planie
Całe 20-letnie życie Mai upłynęło pod znakiem kina.
Jej rodzice poznali się w 1997 r. na planie filmu "Gattaca – Szok przyszłości". Oboje byli już wtedy sławni: Thurman miała już za sobą "Niebezpieczne związki" i "Pulp Fiction", Hawke – "Stowarzyszenie umarłych poetów" i "Przed wschodem słońca". Maya urodziła się rok później, cztery lata później do rodziny dołączył Levon (ma też trzy młodsze siostry przyrodnie z kolejnych związków rodziców).
Kilka lat później obserwowała za kulisami próby do spektaklu "Wiśniowy sad" na podstawie sztuki Czechowa, w którym grał jej ojciec. – Oglądałam próby w kostiumach, patrzyłam, jak aktorów ocenia reżyser. Zawsze byłam podglądaczem – mówiła w wywiadzie.
Nic więc dziwnego, że Maya przesiąknęła sztuką. W szkołach nie odpuściła żadnego przedstawienia, kochała literaturę i teatr (co zrozumiałe – jej przodkiem jest słynny dramaturg Tennessee Williams) i od zawsze wiedziała, że aktorstwo to właśnie to, co chce robić w życiu.
– Już kiedy byłam bardzo mała, wdrapywałam się na scenę, mówiłam piękne rzeczy i próbowałam rozśmieszyć ludzi. Nic bardziej nie sprawiało, że czułam się dobrze w swojej skórze – powiedziała raz. A innym razem wyznała, że aktorstwo jest dla niej czymś naturalnym, "jak pływanie, oddychanie czy całowanie".
Ale to jej nie odstraszyło.
Debiut do pozazdroszczenia
Maya nie tylko podglądała rodziców w pracy, chodziła też z nimi celebryckie eventy. Najbardziej upodobała sobie pokazy mody – to właśnie światu mody Hawke dała się poznać najpierw. Podobnie jak jej matka i babka (modelka Nena von Schlebrügge) na samym początku kariery pozowała dla "Vogue", została też twarzą marki AllSaints, wzięła udział w kampanii Zaca Posena i reżyserowanych przez Sofię Coppola spotach Calvina Kleina.
To, że Maya ma modeling i performance we krwi, widać zresztą na jej Instagramie. Oczy, w których widać całe spektrum emocji, artystyczne pozy, luz, nonszalancję, a jednocześnie szczerość – ta dziewczyna jest do świata sztuki i show biznesu stworzona.
Nic dziwnego. Jo March jest jedną z postaci literackich, którą chciałaby zagrać każda aktorka (w filmowej wersji z 1994 r. grała ją Winona Ryder, a niedługo na dużym ekranie zobaczymy też w tej roli Saoirse Ronan), a sama Hawke stwierdziła w jednym z wywiadów, że "w pewien sposób przygotowywała się do tej roli przez całe życie". Aktorka zmaga się bowiem z dysleksją, a "Małe kobietki" Louisy May Alcott były jedną z pierwszych książek, które sama przeczytała.
Śmiała decyzja o rzuceniu szkoły się opłacała. Hawke w trzyodcinkowym serialu BBC po prostu błyszczy. Jako energiczna i kochająca teatr chłopczyca, która aspiruje do bycia pisarką, jest w swoim żywiole. Chwalili ją krytycy, chwalił ją nawet jej ojciec, który zapytany o to, jak ocenia jej debiut, odpowiedział: "Maya nie zrobiła dobrej roboty, ona zrobiła świetną robotę".
Z kolei jej postać u Tarantino opisana jest jako "Flower Child". Hawke zna Tarantino całe swoje życie, twierdzi jednak, że rolę dostała w procesie castingu. – Poszłam na przesłuchanie i wysyłałam nagrania, tak jak wszyscy inni – powiedziała "Elle". Jednak fakt, że to córka dawnej muzy Tarantino (obecnie Thurman i słynny reżyser są w nieco gorszej komitywie, gdyż aktorka oskarżyła go, że próbował ją zabić na planie "Kill Billa"), na pewno nie zaszkodziło.
Oby do przodu
Hawke jest utalentowana, inteligentna (i trochę dziwna, co widać po jej szczerych i nieco egzaltowanych wypowiedziach w wywiadach) i zdeterminowana, nie można więc jej zarzucić, że weszła do show biznesu dzięki rodzicom. Znając ją, weszłaby do niego i tak – kocha to, co robi i jest w tym dobra. Jednak dzięki rodzinie, miała po prostu łatwiej.
Wcale zresztą tego nie ukrywa. – Bardzo trudno wejść do tego świata, więc jeśli w nim się wychowałeś, jest o wiele prościej – wyznała raz. Wie również, że nawet jeśli przez dłuższy czas nie będzie dostawać nowych (i ciekawych) propozycji, to nie umrze z głodu – jej rodzice to śmietanka Hollywood, pieniądze mają, a do tego zawsze ją wspierają.
Jednak Hawke wie też, że będąc córką znanych rodziców, będzie jej też paradoksalnie trudniej. Ciągłe porównania, hejt, zarzuty o dostanie roli z powodu genów – to rzeczywistość wszystkich dzieci z rodzin aktorskich, jak chociażby Colina Hanksa, Dakoty Johnson czy Carrie Fisher i Angeliny Jolie na początku ich karier.
Jednak Hawke wierzy, że da radę. I ma nadzieję, że będzie mogła być "takim rodzajem artystki, aktorki i osoby, jakim chce być".
Jedno jest pewne: z takim talentem, urodą i genami – będzie gwiazdą.