Pawłowicz szukała sposobu na Wałęsę. Odpowiedź z IPN musiała ją rozczarować

Łukasz Grzegorczyk
Krystyna Pawłowicz domagała się ponownej lustracji Lecha Wałęsy, ale dostała odpowiedź odmowną. Posłanka PiS pokazała pismo z IPN w tej sprawie i stwierdziła, że "terroryzowanie opinii publicznej" przez byłego prezydenta "będzie trwało".
Krystyna Pawłowicz szukała sposobu na Wałęsę. Odpowiedź z IPN musiała ją rozczarować Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Krystyna Pawłowicz zwróciła się do Instytutu Pamięci Narodowej z pytaniem, czy można wznowić postępowanie lustracyjne wobec Lecha Wałęsy. Posłanka PiS przyznała, że jej pytanie ma związek z pojawieniem się tzw. teczki Kiszczaka. Przedstawicielka partii Jarosława Kaczyńskiego dostała z IPN odpowiedź negatywną.

Instytut wyjaśnił posłance, dlaczego lustracja wobec Wałęsy nie może być wznowiona. "Postępowania na niekorzyść osoby lustrowanej nie wznawia się po upływie 10 lat od uprawomocnienia się orzeczenia" – czytamy w odpowiedzi.

Pawłowicz postanowiła skomentować pismo, które dostała z IPN. Na Twitterze stwierdziła, że "terroryzowanie przez Lecha Wałęsę opinii publicznej będzie trwało". "Chyba, że ktoś pozwie go np. za nękanie o to" – dodała.




Wałęsa chce przeprosin
Niedawno Lech Wałęsa domagał się przeprosin za "sfabrykowanie prowokacji pod nazwą teczki Kiszczaka". W przeciwnym razie, Lech Wałęsa grozi spotkaniem w sądzie.

"Żądam publicznie od IPN przeproszenia za sfabrykowanie prowokacji pod nazwą Teczki Kiszczaka, jeśli to nie nastąpi spotkamy się na drodze sądowej krajowej lub międzynarodowej. Dysponuję wystarczającą ilością niepodważalnych dowodów" – napisał Lech Wałęsa w facebookowym wpisie.

"Teczka Kiszczaka"
Sprawa dotyczy teczek, które po śmierci Czesława Kiszczaka w 2016 roku próbowała sprzedać IPN-owi jego żona

Wśród zabezpieczonych dokumentów znalazły się takie, które mają potwierdzać, że Lech Wałęsa podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Wiarygodność teczek została potwierdzona przez grafologów z Instytutu Sehna w Krakowie, a były prezydent uznał całą sprawę za prowokację inspirowaną przez Jarosława Kaczyńskiego. Były lider antykomunistycznej opozycji informuje, że posiada też inne analizy, które temu zaprzeczają.

Przypomnijmy, nie wszystkie dokumenty ze zbioru Kiszczaka trafiły do IPN. Część została wywieziona do USA, gdzie ostatnio odnaleziono je w Instytucie Standforda.