"Słyszę, że jesteśmy darmozjady". Hejt leje się na nauczycieli, niektóre placówki rezygnują ze strajku

Katarzyna Zuchowicz
Jedna z nauczycielek mówi nam, że nie może spać, nerwy zżerają ją od środka. Komentarzy w internecie już nie czyta. Jest przerażona. – Wczoraj mieliśmy kryzys. Trzy osoby były na lekach przeciwbólowych, to wszystko z nerwów. Nie mogą znieść tej atmosfery – mówi inna. W jej szkole wyłamały się już dwie osoby. – Myślę, że hejt też mógł mieć na to wpływ – ocenia. W kilku miastach ze strajku zrezygnowały niektóre placówki. Choć w całej Polsce nastroje wciąż są bojowe.
Strajk trwa od 8 kwietnia. Nie wiadomo, kiedy się zakończy. – Słyszę w sklepie, że jesteśmy darmozjady – mówi jedna z nauczycielek. Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Strajkujący nauczyciele dostają ogromne wsparcie, piszemy o tym niemal każdego dnia. Płynie ono również od uczniów i ich rodziców. Ale jednocześnie druga strona uderza w nich coraz mocniej.

"Chcą od razu 1000 zł, inne grupy się dla nich nie liczą. Rozgonić uprzywilejowane towarzystwo. Myślą, że są pępkiem świata", "Dzieci mają mieć braki w wykształceniu przez ich fanaberie?", "Zwolnić wichrzycieli, jak nie chcą pracować" – takich wpisów o strajku nauczycieli jest całe zatrzęsienie. Zawód nauczyciela szargany jest dziś na wszystkie strony. Przeciwnicy strajku już zrobili z nich nierobów i obiboków.


Ale hejt nie jest przecież tylko w internecie. Nauczycielka z małej miejscowości na zachodzie Polski: – Słyszałam jak nas obsmarowywali w sklepie. Palcami wytykali, że w głowach się przewróciło. Ktoś mówił, że nie mamy prawa protestować, bo zarabiamy 2800 zł, a nie każdy zarabia nawet takie pieniądze. "Słyszę, że powinniśmy wrócić do pracy"
Ola, nauczycielka z Pomorza, ma dokładnie tak samo. – To jest hejt ulicy. Nie jest wymierzony we mnie, bo nikt nie wie, że jestem nauczycielką. Ale słyszę rozmowy w sklepach, że ludzie nie mają co zrobić z dziećmi. Że jesteśmy darmozjady, że nauczyciele powinni już wrócić do pracy. A ja zawsze w takich momentach myślę, że nigdy, gdy strajkowały np. pielęgniarki, przez myśl nie przeszło mi złe słowo pod ich adresem. To dlaczego mnie ma to spotykać? Dlaczego ludzie mają źle o mnie myśleć? – mówi.

Do internetu już nie wchodzi: – Ten hejt w ostatnich dniach bardzo się nasilił. Ale z drugiej strony przychodzą do nas ludzie i mówią: To nie jest prawda, co piszą w internecie. My was popieramy. To daje nam siłę. Tak jak opinie co do strajku są podzielone, tak nastroje wśród nauczycieli też.

Adam z wiejskiej szkoły pod Warszawą: – Jesteśmy w bojowych nastrojach. Czytamy hejtujące komentarze i się śmiejemy. Nie traktujemy ich poważnie. Robimy swoje.

Agnieszka spod Olsztyna: – Wciąż jesteśmy w bojowych nastrojach, ale one bardzo słabną. Myślę, że w poniedziałek dużo osób wyłamie się ze strajku.

"Wczoraj mieliśmy kryzys"
Nauczycielka opowiada nam, że jak strajk się zaczął, nauczyciele w jej szkole byli przerażeni, bo jednak myśleli, że będzie jakieś porozumienie i do niego nie dojdzie. Ona sama zakładała, że potrwa może ze trzy dni, a potem wrócą do pracy.

– Wczoraj mieliśmy kryzys. Koleżanka, zazwyczaj spokojna, powiedziała, że w niej się wszystko kotłuje. Trzy osoby były na lekach przeciwbólowych, wszystko z nerwów. Czujemy, że rząd nic nie da i zaczynamy się zastanawiać po co my tu siedzimy, tracimy czas – mówi.

Tak, słyszała o nauczycielach, którzy się łamią. Również o placówkach, które rezygnują ze strajku. – W jedności siła. Jeśli jesteśmy razem, a ktoś się wyłamuje, to bardzo te siły opadają. Sama myślałam, że strajk potrwa góra trzy dni. Teraz wiem, że to będzie długa walka. I jeśli strajk potrwa jeszcze dwa tygodnie, to wytrzymam. Ale sama nie wiem, czy wytrzymam dłużej niż dwa tygodnie – mówi.

"Przedszkola rezygnują ze strajku"
Z kilku miast zaczynają docierać doniesienia, że niektóre placówki rezygnują ze strajku. " Z protestu powoli wykruszają się kolejne podmioty. Po Miejskich Przedszkolach nr 10 i 14 oraz Szkole Podstawowej nr 4, gdzie do strajku w ogóle nie doszło, we wtorek oflagowanie zdjęto z przedszkoli nr 7 i 16" – pisze "Dziennik Wschodni".

"Przedszkola rezygnują z protestu!" – to z kolei lokalne media w Bielsku Białej. Portal naszemiasto.pl donosi, że w poniedziałek strajk rozpoczął się w 24 przedszkolach. We wtorek trwał już tylko w 17 placówkach.

Gdzieniegdzie słychać o pojedynczych nauczycielach, którzy zawiesili strajk na czas egzaminów gimnazjalnych.

"Każdy ma swoja wytrzymałość psychiczną"
– U nas nauczycielki strajkowały tylko w poniedziałek, we wtorek przystąpiły do pracy. Ale nie mnie o tym mówić, dlaczego przestały strajkować. Nauczycielki same podjęły taką decyzję – mówi nam Iwona Czech, dyrektor przedszkola nr 7 w Puławach. Przekonuje, że nie było żadnych nacisków ze strony rodziców: – Rodzice wykazali bardzo duże zrozumienie. Gdy nauczycielki wróciły do pracy, jedna z babć zareagowała nawet: to szkoda, powinniście strajkować.

Prezes ZNP w Bielsku-Białej potwierdza: – Rzeczywiście mamy taką sytuację, że niektóre przedszkola w jeden dzień strajkują, a w innych nie. Są i takie, które odstąpiły od strajku.

Gabriela Herzyk może tylko podejrzewać dlaczego. – To są placówki, gdzie są małe dzieci i presja rodziców prawdopodobnie jest ogromna. Być może uległy tej presji. Wiem też, że zdarzało się, że były naciski ze strony dyrektorów. Przyczyną mógł być też fakt, że w przedszkolach jest najmłodsza kadra z najniższym wynagrodzeniem. Fakt, że im potrącą za strajk może spowodować, że niektórzy nie będą mieli za co wyżyć. Myślę, że takie mogą być przyczyny.

Pytam o hejt w przedszkolu. Iwona Czech: – Czytam na przykład, że przedszkolanki udowodniły, że nie są nauczycielkami. Okropność.

Czy jej zdaniem nauczyciele mogą łamać się pod wpływem hejtu? – Być może. Jesteśmy ludźmi. Każdy ma jakąś wytrzymałość psychiczną – odpowiada. Ale jej przedszkole wciąż jest oflagowane, wisi flaga ZNP. – Zdjęty jest tylko baner "strajk". W tej formie łączymy się ze wszystkimi strajkującymi – mówi.

"Jak człowiek zostaje sam w domu to się łamie"
Jedna z nauczycielek napisała w internecie poruszające słowa: "Oddają nam swoje dzieci największe dla nich skarby. A oddają jak sami piszą idiotom i nierobom. A wymagają od nas wszystkiego. Wychowania ich dziecka, bo nie mają na to czasu, nauczenia wszystkiego, bo sami nie potrafią i tak dalej...".

Ola analizuje: – Odczuwamy, że ludzie dla których nigdy nie było ważne wykształcenie, którzy ledwo skończyli szkołę, oni najbardziej w nas uderzają. To oni pytają: "Dlaczego macie zarabiać więcej, skoro my zarabiany mniej?". A ja bym chciała, żeby nikt nie zarabiał mało.

Inna nauczycielka: – Jak jesteśmy w grupie to jest super. Czujemy siłę. Ale jak człowiek zostaje sam w domu to się łamie. Najgorsza jest świadomość, że idą święta , potem jest weekend majowy i dzieci przez miesiąc nie będą miały zajęć. Wtedy człowiek zaczyna się w środku łamać. To nie jest tak, że my nie chcemy pracować. Każdy z nas chce. Ale z drugiej strony, czym jest ten miesiąc do kolejnych 20 lat, jeśli możemy coś zmienić?

Mimo załamania mówi, że atmosfera strajku jest super. Słyszy to również od innych nauczycieli. – Otrzymujemy też ogromne słowa wsparcia. Rodzice mówią do nas: strajkujcie, oddamy dzieci do babci, róbcie to, bo już nigdy może się to nie powtórzyć.

Osobiście dostała kilka takich telefonów od rodziców. – Uczestniczy pani w strajku? – pytali. – Jesteśmy z pani dumni.

Agnieszka: – Dziś koleżanka opowiedziała, że jak była w przychodni, to lekarz powiedział: Wszyscy są z wami. Cała nasza przychodnia. W pełni was rozumiemy.

Dlatego wciąż mają siłę.