Cebulactwo 2.0. Kobieta próbowała utargować cenę na "córkę influencerkę"

Kamil Rakosza
Zapomnijcie o sposobie na "horom curke". Świat poszedł do przodu, dlatego teraz niektórzy próbują ugrać lepszą cenę na "córkę influencerkę". Czytelnik podesłał nam screen wiadomości przesłanej mu przez pewną kobietę po tym, jak wystawił na Allegro telefon iPhone XS Max.
Mężczyzna sprzedawał iPhone XS Max na Allegro. Jedna z kobiet próbowała utargować się na "córkę influencerkę". Fot. By Charles J Sharp - Own work, from Sharp Photography, sharpphotography, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=57039910
Choć wiele dobrego można powiedzieć o Polakach, musimy pokornie przyznać, że cwaniactwo wyssaliśmy z mlekiem matki. Jeśli gdzieś pojawi się coś w gratisie, to nawet jeśli byłby to ostatni szajs, znajdzie się sporo osób, które wezmą, bo ZA DARMO.

Chyba wszyscy pamiętamy chytrą babę z Radomia albo sytuację z rozdawaniem tortu w czasie obchodów 98. urodzin Jana Pawła II w Wadowicach. W mieście urodzenia Karola Wojtyły musieli interweniować ochroniarze, by nikomu nic się nie stało.
Bitwę o Słodziaki i Świeżaki pod sztandarem "horej curki" również wszyscy znamy.Fot. naTemat
Kolejnym głośnym przejawem polskiego cwaniactwa była bitwa o Świeżaki z "horom curkom" na wirtualnych sztandarach. O maskotki Brokuła Bartka, Czosnku Czesia i reszty wegekipy toczyły się zażarte boje, których uczestnicy wyciągali różne argumenty na to, dlaczego to właśnie do nich powinny trafić pluszaki lub naklejki potrzebne na wymianę w Biedronce.


Kiedy popularny dyskont wypuścił kolejną edycję pluszaków, tym razem nazwanych Gangiem Słodziaków, zrobiliśmy nawet prowokację, by pokazać do czego zdolni są ludzie w walce o maskotki.

"Jeśli wcześniej uważałem, że moda minęła, to szybko ta myśl odeszła w niepamięć. Mamy rzuciły się na post jak piranie w filmach przyrodniczych i zaczęła się licytacja: jedna z kobiet wrzuciła zdjęcie z dzieckiem, dla lepszego efektu, a druga napisała, że jej się Słodziaki należą, bo ma pięcioro dzieci" – pisał dziennikarz naTemat, Bartosz Godziński.
Screeny z Facebooka
Tak już się nie robi
Po wiadomości, którą dostaliśmy od naszego czytelnika, można już chyba stwierdzić, że czasy "horych curek" odeszły do lamusa. Teraz ludzie próbują utargować coś na używane części do Skody Fabii 1.4 MPI albo na uczestnictwo w rozwoju... córki influencerki. Brzmi enigmatycznie?

– Wystawiłem na Allegro nowego iPhone'a XS Max w wersji 512 GB za 6000 zł. Jego cena rynkowa jest wyższa co najmniej o 500 zł – opowiada nasz rozmówca. – Nie minęło nawet 20 minut, a na swojej skrzynce miałem już kilka maili, w których ludzie w naprawdę absurdalny sposób próbowali utargować niższą cenę. Najbardziej zaskoczył mnie mail od jednej pani, która próbowała zejść z ceny aż o połowę – do 3000 zł.
Tak próbuje się zbić cenę na "córkę-influencerkę".Screen z Gmaila
Pani zaczęła od zwrócenia uwagi na wysoką cenę telefonu. W kolejnym zdaniu pojawiło się kluczowe "to dla córki influencerki".

"Mam dla pana propozycję" – czytamy w mailu. "Telefon chciałabym kupić dla córki – rozwijającej się influencerki – przydałby się on jej bardzo w budowaniu marki i swojego profilu. W zamian za telefon w ludzkiej cenie – proponuję na początek 3000 zł – jestem w stanie zaoferować panu usługi influencerskie córki, które pomogą panu lub znajomym w pozyskaniu klientów z segmentu millenials" – napisała kobieta.

– Niestety nie mogłem przystać na propozycję tej pani – śmieje się nasz rozmówca. – Uważam, że zaproponowana przeze mnie cena była wystarczająco "ludzka". Sprzedałem go komuś innemu – dodaje. Nie dla wszystkich
Kiedy reklamy na ekranach telefonów i komputerów czy wielkich billboardach na ścianach wołają "kup mnie", ciężko oprzeć się pokusie. Jeszcze ciężej przyznać czasem przed samym sobą, że coś jest dla mnie za drogie. Dochodzi do tego jeszcze jeden wymiar – zakombinować i kupić jak najtaniej, żeby nie wyjść na frajera jak ten "somsiad".

Oczywiście fajnie mieć i nie wydać, a jeśli już płacić, to totalnie po kosztach. Takie metody jak chowanie trzeciej butelki "trzech cytryn" za pazuchę, wymyślanie chorej córki czy biednej influencerki to jednak zwykłe cwaniactwo, cebula i kombinatoryka a nie wysokie umiejętności biznesowych negocjacji.

Dlatego warto się porządnie zastanowić przed podjęciem próby internetowego żebractwa. Zwłaszcza, że zazwyczaj takie osoby podpisują się pod prośbą własnym imieniem i nazwiskiem.

No chyba, że komuś szczególnie zależy na staniu się kolejnym obiektem internetowej beki. Wtedy droga wolna.