Tym autem warto zainteresować się dla samego... lusterka wstecznego. To absolutna nowość na rynku

Piotr Rodzik
Przed państwem nowy Range Rover Evoque. Samochód, który stworzył segment luksusowych, kompaktowych SUV-ów. Samochód, który oczywiście był hitem tego segmentu. I samochód, który teraz doczekał się nowej generacji. Nowy Evoque jest jeszcze lepszy od poprzednika i prawdę mówiąc w ciągu kilka dni wspólnej przygody całkowicie mnie uwiódł. To auto praktyczne, zdolne w terenie, luksusowe i napakowane nowinkami technicznymi.
Nowy Range Rover Evoque nie rozrósł się względem poprzednika, ale i tak robi wrażenie. Fot. naTemat.pl
Dziś mało kto już pamięta, że poprzednik był z nami naprawdę, naprawdę długo. Evoque trafił przecież na rynek w 2010 roku i z miejsca stał się hitem. Na świecie w ciągu pierwszego roku sprzedano około 90 tys. sztuk, a do dzisiaj mniej więcej trzy czwarte miliona. W samej Polsce od 2011 roku sprzedało się z kolei ponad dwa tysiące sztuk tego modelu, co może brzmi niespecjalnie ekscytująco, ale to naprawdę dobry wynik.
Fot. naTemat.pl
Dodajmy zresztą, że nadal można go kupić, bo poprzedni Evoque (jeszcze) jest w ofercie polskiego importera. Ale nie ukrywajmy, że gwiazdą jest teraz nowy model.


I rzeczywiście jest na co popatrzeć. Niemniej jednak nie będę w tym tekście skupiał się na wszystkich szczegółach dotyczących nowego Evoque'a - te przedstawił wam całkiem niedawno w naTemat mój redakcyjny kolega, który miał przyjemność brać udział w pierwszych jazdach nowym Evoque'iem. Ale na co na pewno warto zwrócić uwagę: nowy Evoque w zasadzie jest dość podobny do poprzednika, ale tak naprawdę to teraz taki "baby Velar".
Fot. naTemat.pl
Dlaczego podobny do poprzednika? No bo spójrzcie tylko na linię auta - jest naprawdę podobna. Dość powiedzieć, że auto nic a nic się nie rozrosło. Dalej ma 4,37 metra długości, ale dzięki nowej platformie w środku jest znacznie, znacznie przestrzenniej. I to naprawdę czuć. Komfortowo jest nie tylko na fotelach z przodu, ale i na kanapie.

A dlaczego "baby Velar"? Bo przejął od niego mnóstwo detali. Choć wysuwane z nadwozia klamki czy piękne, matrycowe i LED-owe reflektory z charakterystycznym kształtem świateł do jazdy dziennej. Wreszcie w środku mamy wszystko to, co w większych Range Roverach. Czyli luksus, przepych, bardzo dobre materiały i mnóstwo elektroniki.
Fot. naTemat.pl
Znane z większych aut dwa duże ekrany (jeden do multimediów i nawigacji, drugi do ustawień auta) wciąż tu są, a do tego dochodzi wirtualny kokpit za kierownicą. Robi to wrażenie.

Elektroniczne lusterko wsteczne to po prostu czad
O czym chciałbym za to powiedzieć więcej? Na pewno o ekranie z obrazem z kamery zamiast lusterka wstecznego. Wiele osób nie jest do tego rozwiązania przekonanych, ale mi z miejsca przypadło do gustu. Dlaczego? Powodów jest wiele.
Sławetna kamera na dachu.Fot. naTemat.pl
Przede wszystkim obraz jest naprawdę płynny i wysokiej jakości. Nie ma tu mowy o żadnych przycinkach. Dzięki temu, że widzimy obraz z kamery zamontowanej na dachu (z anteny radiowej), nie mamy problemu z widocznością. Możemy załadować auto po dach i nie ma problemu (no i wyobraźcie sobie minę policji, jak was zatrzymają z tego powodu...). Tak samo nie będą wam przeszkadzać pasażerowie na kanapie, jeśli jest ich np. trzech. No i tylna szyba w Evoque sama z siebie jest dość wąska... ale po prostu nie musi być szersza.

Plusów jest więcej. Niektórzy narzekają na perspektywę w tej kamerze, ale według mnie ona po prostu zapewnia lepszą widoczność. Owszem, nie widać, co się dzieje pod "samym autem[/i], ale... właściwie po co mamy to widzieć? Nikt nie parkuje przy użyciu lusterka wstecznego. Lepsza jest kamera cofania (jest), lusterka boczne (są), wreszcie lepiej się po prostu odwrócić i samemu spojrzeć (wciąż można).
Fot. naTemat.pl
No i najistotniejsze - w tej kamerze nocą widać więcej, niż w normalnym lusterku. Serio. Obraz jest co prawda dość podbity i ziarnisty, ale w zwykłym lusterku widzielibyście wielkie nic. Co najwyżej światła z innych aut. Wygląda to mniej więcej tak:
Fot. naTemat
Co do tej perspektywy, to jednak trzeba przyznać, że naprawdę jest inna niż zwykle. Dla porównania macie zdjęcie z "lusterka wstecznego":
Fot. naTemat.pl
Teraz to samo zdjęcie z kamery cofania:
Fot. naTemat.pl
I wreszcie ten sam samochód, który widzicie na tych kamerach, w lusterku bocznym:
Fot. naTemat.pl
Różnice rzeczywiście są - ale łatwo to opanować. No i wiecznie brudna szyba w deszczu przestaje być postrachem...

Dynamiczny i paliwożerny
Nowości jest więcej, choćby "przezroczysta maska", o której wszystko napisał kolega we wspomnianym wcześniej tekście z pierwszej jazdy. Ale skoro już o prowadzeniu, to warto w końcu powiedzieć, jak to w końcu jeździ.
Fot. naTemat.pl
Testowana wersja to D240 HSE, czyli dwulitrowy, czterocylindrowy (nie ma większych jednostek, takie czasy) diesel o mocy 240 KM i aż 500 Nm momentu obrotowego. W największym skrócie taki Evoque jeździ więc zaskakująco szybko, dość sztywno i nie jak samochód z silnikiem wysokoprężnym. Przy czym dotyczy to i kultury jazdy, i... wysokiego spalania.

Kultura pracy tej jednostki to rzeczywiście zaskoczenie. Niby diesel, a pracuje równo, kulturalnie (co w sumie nie jest zaskoczeniem w 2019 roku), ale i zupełnie nie klekocze. W ogóle nie brzmi dieslowo, co już aż takie oczywiste nie jest (choć coraz częściej bywa). Na dodatek jest naprawdę dynamiczny. Rozpędza auto, które waży w zależności od wersji od mniej więcej 1800 do 1900 kg, do pierwszej setki w raptem 7,7 sekundy.
Fot. naTemat.pl
Ceną za to jest niestety spalanie, które jak na dwulitrowego diesla rozczarowuje. 14 litrów oleju napędowego w mieście to wynik nieszczególny. Tym bardziej, że jeździłem autem w majówkę, więc to nie była taka "typowa jazda warszawska". Gdyby były korki, spalanie zapewne wzrosłoby do 15 litrów albo i więcej. Autostrada: ponad 10 litrów.

Na szczęście Evoque jeździ naprawdę, naprawdę dobrze. Jak na SUV-a zaskakuje przede wszystkim zwinnością: Evoque jest bardzo skrętny i oczywiście zapewnia kierowcy bardzo dobrą widoczność na drogę (siedzi się tu wysoko nawet jak na kompaktowego SUV-a, do auta raczej się wchodzi niż wsiada).
Fot. naTemat.pl
Przy większych prędkościach wcale nie jest gorzej - samochód nie ma tendencji do wychylania się czy bujania się. Jest sztywny, solidny i bezpieczny w zakrętach.

Oczywiście i to nie przychodzi za darmo - Evoque jest "mało komfortowy" jak na Range Rovera, a i te cudne 20-calowe felgi nie pomagają mu na nierównościach. Coś za coś. No i z drugiej strony nie jest tak, że powybijacie sobie w tym aucie zęby. Jest wygodnie, po prostu nie mięciutko.
Fot. naTemat.pl
Dodajmy, że jak na Range Rovera Evoque jest bardziej niż sprawny w terenie. To "maleństwo" nie tylko podjedzie pod niezłą górkę (kąt natarcia równy 22,2 stopnia, kąt rampowy na poziomie 20,7 stopnia, 30,6-stopniowy kąt zjazdu oraz 212 mm prześwitu), ale i radzi sobie w wodzie. Nowy Evoque brodzi w wodzie o głębokości 60 cm (o 10 więcej niż poprzednik) - to wynik, którego nie przebijają często znacznie większe auta.

I tu największy odlot - Evoque pilnuje, żebyście przypadkiem nie wpadli do głębszej wody w chwili offroadowego uniesienia. Czujniki sonarowe umiejscowione w bocznych lusterkach badają głębokość brodzenia i przekazują te informacje kierowcy. Miodzio.
Fot. naTemat.pl
Samochód ma też kilka trybów jazdy na różne nawierzchnie - na błoto, piach czy śnieg. Ale najlepiej pozwolić systemowi wszystko dobrać samodzielnie, bo wychodzi mu to naprawdę dobrze (jak każdemu Range Roverowi).

Auto dla każdego, ale nie każdego na nie stać
Jakim jednym słowem można więc opisać nowego Evoque'a? Przede wszystkim jest uniwersalny. Jest wystarczająco duży, żeby przewieźć wygodnie cztery osoby. Wystarczająco mały, żeby nie przytłaczać swoimi wymiarami w mieście. Wystarczająco szybki na autostradzie i wystarczający do podróży po prostym terenie. Po prostu do tańca i do różańca. W sam raz dla mieszczuchów z kiepskim dojazdem na działkę. Albo do podmiejskiego domu.
Fot. naTemat.pl
Niestety ta przyjemność kosztuje słono, ale pomimo umiarkowanych rozmiarów Evoque to premium pełną gębą. Już bazowy diesel (150 KM) startuje od niemal 156 tysięcy złotych, a tutaj bez opcji (wielu) z konfiguratora raczej się nie obędzie. Egzemplarz z silnikiem jak w teście zaczyna się już od dwustu tysięcy - no i znowu dochodzą dodatki. Dobrze wyposażona wersja HSE (jak w teście) z tym silnikiem to już... 267 tysięcy. Tak naprawdę za Evoque'a można zapłacić i 300 tysięcy złotych.

To dużo, ale przecież nikt nie obiecywał, że Range Rover ma być tani. Przecież są i trzy, cztery raz droższe. A nie jestem pewien, czy są trzy razy lepsze (choć wciąż świetne).

Range Rover Evoque D240 HSE na plus i minus:

+ Może i mały, ale to prawdziwy Range Rover
+ Design
+ Duże możliwości w terenie
+ Niezłe osiągi
+ Luksus w środku
- Spalanie!
- Mimo wszystko wysoka cena
- Dla wielu nie będzie wystarczająco komfortowy

Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl