T-Cross ma w sobie coś, czym może pokonać konkurencję na rynku. Jest mały, ale sprawdzi się nie tylko w mieście
Łukasz Grzegorczyk
Wszechstronność – to jedno słowo trafnie opisuje Volkswagena T-Crossa. Nową "zabawkę" od niemieckiego producenta miałem okazję sprawdzić na północy Polski i jedno jest pewne: auto świetnie prowadzi się w mieście. A kiedy wyjedziecie w trasę, przyjemność z jazdy wcale nie będzie mniejsza.
T-Cross to najmniejszy crossover oferowany przez Volkswagena i trzeba przyznać, że nie będzie miał łatwo na rynku. Moda na tego typu auta nie maleje, a konkurencja przecież nie śpi. Tyle że niemiecka marka postarała się, by jej nowy model naprawdę wyróżniał się z tłumu. I skutecznie rywalizował choćby z Seatem Arona czy Renault Captur. Co takiego ma w sobie T-Cross?
Fot. naTemat.pl
Samochód zbudowano na platformie MQB, czyli na tej samej, którą wykorzystano w VW Polo. T-Cross jest jednak dłuższy i wyróżnia się efektownym rozstawem osi, który liczy 2,56 m. Biorąc pod uwagę, że auto ma 4,1 metra długości, to bardzo dużo. Prześwit wynosi z kolei 18 cm.
To tyle jeśli chodzi o podstawowe liczby. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem T-Crossa pomyślałem, że to auto po prostu może się podobać. I na pewno prezentuje się lepiej niż jego starszy brat T-Roc, o którym więcej mogliście już przeczytać w naTemat. Sylwetkę T-Crossa na pewno będą zachwalać osoby, które lubią dynamiczne kształty.
Zwróćcie uwagę na uwypuklenia z boku, zagłębienia w masce silnika i światła – to naprawdę w całości dobrze wygląda. Jak to w crossoverach, na nadwoziu nie zabrakło plastików "chroniących" pojazd. To jeden z elementów podkreślających uterenowioną stylistykę.
Fot. naTemat.pl
Wnętrze T-Crossa jest do bólu praktyczne. Nie znajdziecie tam dziwacznych kształtów i rewolucyjnych rozwiązań. Zresztą do tego przyzwyczaił nas Volkswagen i nawet nie ma co się dziwić. Nabywcy tego auta docenią przestrzeń w środku, bo miejsca jest naprawdę sporo.
Fot. naTemat.pl
Co ważne, pasażerowie nawet o wzroście 185 cm nie będą jechać z podkulonymi nogami i uderzać głową w sufit. Wygodnie można się rozsiąść też na tylnej kanapie, więc auto idealnie nadaje się na rodzinne wypady.
Fot. naTemat.pl
A co z bagażami? Pojemność kufra to 385-455 litrów, a wszystko zależy od tego, w jakiej odległości ustawimy kanapę. Dodatkowo, kiedy dzielone oparcia rozłożymy w stosunku 60:40, przestrzeń wzrasta do 1281 l.
Fot. naTemat.pl
Z perspektywy kierowcy szczególnie dobrze wygląda wirtualny kokpit. W czasie jazdy na ekranie wyświetlają się wszystkie istotne informacje. Cyfrowe zegary i komunikaty o pracy auta nie przyprawiają o zawroty głowy. Dane są przedstawione w naprawdę czytelnej formie. Z kolei na środkowym panelu znalazł się dotykowy 8-calowy ekran, który pozwala sterować m.in. nawigacją.
Fot. naTemat.pl
W naszej wersji wyposażenia mogliśmy wykorzystać szereg systemów wspomagających kierowcę – Lane Assist utrzymujący auto na wybranym pasie ruchu czy Park Assist ułatwiający parkowanie. Tych bajerów jest znacznie więcej i ułatwiają one szybką reakcję w różnych sytuacjach na drodze. Za to duży plus.
Fot. naTemat.pl
Volkswagen przygotował też coś specjalnego dla miłośników dobrego brzmienia. Opcjonalnie w aucie może znaleźć się system dźwiękowy Beats o mocy 300 W z 8-kanałowym wzmacniaczem i subwooferem w bagażniku. To naprawdę brzmi dobrze.
Zajrzyjmy pod maskę. Testowany przeze mnie model miał trzycylindrowy silnik benzynowy o pojemności 1,0 l i mocy 115 KM. W ofercie dostępna jest również nieco słabsza jednostka o mocy 90 KM. Niebawem Volkswagen zaoferuje jeszcze jedną opcję – benzynowy silnik 1.5 TSI/150 KM. Zawiedzeni mogą być zwolennicy diesla, bowiem jednostka 1.6 TDI/95 KM nie znajdzie się w ofercie dla Polski.
Fot. naTemat.pl
Żeby sprawdzić, co potrafi nowy samochód prosto ze stajni Volkswagena, wybrałem się do Gdyni, gdzie miałem okazję trochę pozwiedzać nasze wybrzeże. W czasie trasy do Jastarni na własnej skórze przekonałem się, że T-Cross w mieście radzi sobie doskonale. Pozwala dynamicznie przyspieszyć, jest zwrotny, a systemy wspomagające kierowcę zapewniają… święty spokój.
W trasie T-Cross daje sobie radę równie dobrze. W wersji ze 115 KM pod maską do setki można przyspieszyć w około 10 sekund. Chwilami miałem wrażenie, że zawieszenie nie do końca dobrze sobie z radzi z nierównościami w asfalcie, ale ostatecznie nie wpływa to znacznie na komfort podróżowania.
Fot. naTemat.pl
Układ kierowniczy jest precyzyjny, a samochód na zakrętach nie sprawia wrażenia, jakby chciał wyrwać się spod kontroli. Spalanie w przypadku T-Crossa wypada przyzwoicie. Przy dynamicznej jeździe średnie zużycie benzyny wyniosło nieco ponad 7,0 l/100 km.
Volkswagen daje też klientom dużą swobodę, jeśli chodzi o personalizację auta. Podczas konfiguracji można wybierać spośród 12 kolorów nadwozia. W ofercie znalazły się tajże 16-, 17- lub 18-calowe koła o różnych wzorach. Wnętrze pojazdu również można urządzić po swojemu, wybierając np. własny wzór tapicerki. Szczególnie efektownie wygląda pakiet stylistyczny Energetic Orange. To coś dla tych, którzy chcą się szczególnie wyróżnić na drodze.
Fot. naTemat.pl
Ceny T-Crossa wypada uznać za rozsądne. W Polsce model z silnikiem 1.0 TSI/95 KM można kupić od 69 790 zł. Za najbogatszą wersję z jednostką o mocy 115 KM, skrzynią DSG i pakietem "Style" trzeba zapłacić co najmniej 91 090 zł.
Fot. naTemat.pl
Jeden dzień z T-Crossem nad Bałtykiem sprawił, że… w zasadzie mógłbym tym autem przemieszczać się na co dzień. Nie jestem wielkim zwolennikiem crossoverów, ale ten model to dla mnie połączenie funkcjonalności z odrobiną szaleństwa. A wszystko za naprawdę rozsądną cenę.