Na Instagramie przyznała się do alkoholizmu. "Zapijałam wszystko" – mówi 26-letnia alkoholiczka

Daria Różańska
– W ogóle nie widziałam problemu w swoim piciu. Uważałam to za naturalne: jestem młoda, imprezuję, bawię się. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie, że robiłam to codziennie. Myślę, że kilka kroków dzieliło mnie od tego, żeby kolejnego dnia obudzić się w nieznanym mi miejscu – szczerze przyznaje Małgorzata. Ma 26 lat i nie pije od roku i trzech miesięcy. O tym, że jest alkoholiczką, nie wiedzą nawet jej rodzice. Matka zresztą też ma podobny problem.
Małgorzata ma 26 lat i jest alkoholiczką, nie pije od roku i trzech miesięcy. Zdjęcie poglądowe. Fot. 123rf
Znana dziennikarka na Instagramie opublikowała komentarz, w którym publicznie przyznaje się pani do alkoholizmu. 26-latka, która nie pije od roku.

Małgorzata: – To sprawiło, że powiedziałam najbliższym osobom o tym, jak to ze mną jest. Myślę, że trudno było mi się przyznać do alkoholizmu, bo cały czas mówiono, że mogę być takim samym alkoholikiem jak matka.

Nikt nie wiedział, że jest pani alkoholiczką? To był pani coming out?

Wiedziała najbliższa przyjaciółka, ale nie rodzina, znajomi. I raczej nikt się tego nie spodziewał.

Pewnie dlatego, że jest pani mądrą i piękną kobietą w kwiecie wieku. Nie wpisuje się pani w schemat śmierdzącego moczem, zapuszczonego alkoholika, który ślęczy pod sklepem.


Wiem, dlatego też niewiele osób mogło się domyślić, że piję. A tak naprawdę ten problem dotyczy wielu osób, również młodych, pracujących i dość wrażliwych. Takich, po których nikt się nie spodziewa alkoholizmu. Ja też się tego po sobie nie spodziewałam.

Kiedy do pani dotarło, że jest pani alkoholiczką?

Kiedy poszłam na terapię.

Ale nie z powodu problemu z alkoholem?


Wtedy w ogóle nie widziałam problemu w swoim piciu. Uważałam to za naturalne: jestem młoda, imprezuję, bawię się. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie, że robiłam to codziennie. Myślę, że kilka kroków dzieliło mnie od tego, żeby kolejnego dnia obudzić się w nieznanym mi miejscu.

Mówi się, że picie po kobiecemu, to picie w samotności.

Na początku nie piłam w samotności. Ale później się zaczęło. Zwyczajowa lampka wina na zwieńczenie dnia, taka nagroda. I piłam kiedy sprzątałam, i kiedy gotowałam, i kiedy brałam kąpiel. To był taki mój atrybut.

Uwierzyła pani terapeucie, kiedy powiedział, że jest pani alkoholiczką?

Szczerze, to byłam w szoku. Poczułam się tak, jakby ktoś strzelił mnie w twarz. Przez całe życie bałam się, że skończę jak matka, że też będę alkoholiczką. Zresztą nawet od niej słyszałam, że łatwo w to wpaść. Ale nigdy nie myślałam, że będzie mnie to dotyczyło. Zadziałało to jak terapia szokowa.

Od razu przestała pani pić?

Samo zaprzestanie nie było takie trudne. Przyjechała moja przyjaciółka z Londynu, wypiłyśmy po dwa piwa i to były ostatnie dwa piwa w moim życiu. Bardzo chciałam przestać.

Zawsze zarzekałam się, że się nie uzależnię, wiedziałam, że chcę z tym skończyć. Głody były chwilowe. Kiedy działo się coś złego, to miałam chęć sięgnięcia po kieliszek. Ale to mijało.Chodziłam na terapię, zresztą do tej pory chodzę, już prawie dwa lata.

Od dwóch lat pani nie pije?

Nie, od roku i trzech miesięcy.

A jak długo pani piła?

Myślę, że od czterech lat. Odkąd poszłam na studia. Wtedy nie byłam przez nikogo kontrolowana, nikt nie miał pretensji, że wracam późno, czasem nawet bardzo pijana.

Mówi się, że alkohol zawsze jest ucieczką przed czymś.

Myślę, że to prawda. Alkohol był dobry na rozwiązanie każdego problemu. Tylko że wtedy nie miałam świadomości, że tak to działa.

Pani mama jest niepijącą alkoholiczką. Jak trafiła na terapię?

Sama ją wysłałam. Moja mama przez alkohol straciła pracę. Popadała w długi. Kiedy dowiedziałam się, że mogę ją zgłosić na przymusowe leczenie, to od razu to zrobiłam. Poszła na dwuletnie przymusowe leczenie. Piła codziennie, teraz praktycznie w ogóle nie sięga po alkohol.

Zdenerwowała się, że zapisała ją pani na przymusowe leczenie?

Tak. Ona się tego nie spodziewała. My z ojcem zawsze się odgrażaliśmy, że coś zrobimy, że ją zgłosimy na leczenie. I dzień przed Wigilią tak się stało. Miała straszny żal, była bardzo zła, zawsze twierdziła, że robimy z niej alkoholiczkę.

Ona w sobie nie widziała alkoholiczki?

Dopóki obie piłyśmy, to nigdy nie miałam z nią dobrego kontaktu. Ona mogła mieć świadomość, że ma problem, ale nie umiała się do tego przyznać.

Jak zgłaszała pani mamę na leczenie, to sama też piła?

Tak, piłam. Ale myślę, że nie w takich ilościach. Wtedy nie wiedziałam, że to alkoholizm.

Właściwie to na terapię poszłam po tym, jak zakończyłam swój prawie pięcioletni związek. To była dość toksyczna relacja. Odniosłam wrażenie, że stoję na rozdrożu i nie wiem, co dalej zrobić ze swoim życiem. Poszłam do tego samego terapeuty co mama.

I to on mnie wreszcie zapytał, gdzie widzę problem. Powiedziałam, że za dużo piję. Byłam akurat po imprezie. Stwierdził, że jestem alkoholiczką. Zaufam mu w pełni. I widzę, jak zmieniło się moje życie.

Co się zmieniło?

Wszystko. Obracam się w innym towarzystwie, inaczej spędzam czas. Jestem szczęśliwa i poznałam kogoś, kto też jest alkoholikiem, który nie pije od sześciu lat. Cieszy go to, że przez cały czas mam uśmiech na twarzy, myślę pozytywnie i wierzę w siebie. Zmieniło się moje wnętrze i również wygląd zewnętrzny. Osoba, która wypija jedną lampkę wina, czy piwa, ale musi to zrobić, jest uzależniona.

Ma pani teraz alkohol w domu?

Tak, ale to jest alkohol dla znajomych, którzy mnie odwiedzają. Nie mam ochoty się go napić. Na pewno na początku było trudno, były głody, kiedy tylko w moim życiu działo się coś gorszego, kiedy pojawiał się stres. Wtedy miałam ochotę się napić. Ale uspokajałam się, i też mijała ta ochota. Poza tym, wszystkie swoje smutki wyładowywałam w sporcie.

Nie obawia się pani, że w sytuacji kryzysowej ochota na alkohol wróci, że to się stanie silniejsze od pani?

Boje się. Nie wiem, czy kiedykolwiek sobie w stu procentach zaufam. Wiem na pewno, że tego nie chcę. Lubię swoje życie bez picia. Nauczyłam się nie zamiatać pod dywan swoich problemów.

Często się mówi, że alkoholizm to choroba emocji, złamanego serca. Zgodzi się pani?

Tak. Wiem, że na alkoholizm szczególnie narażone są osoby wrażliwe. Moja mama jest osobą bardzo wrażliwą, moja przyjaciółka też. Dotyka to ludzi, którzy albo nie radzą sobie z emocjami, albo taki wzorzec wynoszą z domu.

W moim przypadku złożyło się na to wiele czynników. Właśnie m.in. to, że moja mama piła i podświadomie chyba traktowałam to jako coś normalnego. Poza tym, to chyba problemy dnia codziennego. Nie akceptowałam siebie, swojego wyglądu. Wszystko zapijałam. Wtedy robiłam się bardziej otwarta, wesoła, rozmowna. Nie wstydziłam się siebie, ludzi. Tylko to wszystko były pozory.

Które prowadziły do katastrofy?

Dokładnie. Jest dużo lepiej. Wszystko się zmieniło, bo ja się zmieniłam. Zaczęłam siebie akceptować, lubić. Zaczęłam zmieniać to, na co mam wpływ.

Powiedziała pani mamie, że też jest pani alkoholiczką?

Nigdy wprost jej o tym nie powiedziałam. Ale ona wie, że chodzę do tego samego terapeuty. Moja mama jest inteligentną osobą. Sądzę, że się domyśla. Przecież kiedy wróciłam do domu po studiach, to mogli zauważyć, że barek jest wypełniony alkoholem, a ja z każdej imprezy wracałam w środku nocy. Ledwo stałam na nogach.

Pamięta pani ten moment, kiedy picie nie kończyło się na imprezie, a rano otwierała pani piwo, już bez towarzystwa?

Nigdy nie patrzyłam na to jak na problem. Normalne, że była impreza, a później wstawałam na drugi dzień popołudniu, dochodziłam do siebie, otwierałam piwo. Ale nie upijałam się, szłam na zajęcia.

Nigdy nie było tak, że przez alkohol zawalała pani studia, pracę?

Zawalałam studia. Nie chodziłam, bo mi się nie chciało, bo nie miałam siły. Miałam kaca. Do pracy nigdy nie poszłam pijana. Po weekendzie wiadomo w cięższym stanie, ale nie pijana. Zresztą jestem typem, który zawsze chciał pokazać i udowodnić, że wszystko jest okej.

Zawsze pokazywałam się z innej strony, stwarzałam pozory, że trzymam swoje życie w ryzach, że wszystko jest okej. Nigdy nie umiałam mówić o swoich problemach.

Nauczyła się pani o tym mówić, nawet publicznie. Czy po tym, jak znana dziennikarka udostępniła pani wpis w swoich mediach społecznościowych, zwróciły się do pani osoby w podobnej sytuacji?

Byłam w szoku, bo bardzo dużo osób do mnie pisało, życzyli mi powodzenia. Dostawałam też wiadomości prywatne od różnych osób, od kobiet, które pisały, że mają problem z alkoholem, że ich mąż traktuje alkoholika, jak najgorszego człowieka na świecie. Mówi się, że alkoholik to nie jest człowiek.

U pani w domu też tak się mówiło?

Tak, mój ojciec do tej pory patrzy tak na matkę. Dlatego też nigdy otwarcie nie powiedziałam mu, że piłam. Nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobię. Chociaż mnie to męczy. Tak samo, jak męczyło mnie to, że nie mówiłam znajomym o swoim problemie.

Co pani mówiła znajomym, kiedy proponowali alkohol?


Zmieniłam towarzystwo na znajomych, którzy imprezy traktowali jak normalne wyjście. Oni akceptowali to, że nie piję.

Ale nikt otwarcie nie zapytał dlaczego?

Nie mówiłam prawdy. Mówiłam, że nie piję, bo się leczę. Z czasem przestali pytać. I nadal chcieli się ze mną spotykać.

Pewnie poczuła pani ulgę?

Tak, chcieli się ze mną spotykać, a nie tylko pić. Czas zweryfikował też przyjaciół. Ja też się bardzo zmieniłam.

Jest dziś pani z siebie dumna?

Tak, bardzo. Jestem dumna, że nie piję, jestem dumna z tego, kim jestem. Wiem, że jestem wartościowym człowiekiem. Dużo pracy jeszcze przede mną, ale i to wszystko zależy tylko ode mnie. Moje życie jest w moich rękach.

Wiele alkoholiczek mówi o tym, że ich ciało bardzo się zmienia, kiedy przestają sięgać po alkohol.

Też bardzo się zmieniłam. Schudłam aż 30 kilogramów. I mimo że jestem starsza, to wyglądam młodziej, zdrowiej. Moja twarz nie jest zmęczona, nie jestem opuchnięta, nie mam sińców pod oczami.

Myślała pani kiedyś, że gdyby mama nie piła, to i pani nie popadłaby w alkoholizm?

Nigdy jej nie obwiniałam o swój alkoholizm. Ale już o swoje porażki tak. Pewnie byłabym w innym miejscu swojego życia, gdyby nie to, że zaczęłam pic, ale czy moja mama jest temu winna? Pewnie też trochę. Ale nie tylko ona. Na to się złożyło wiele czynników.

Myśli pani o sobie DDA?

Tak. Mam też przyjaciół, którzy są DDA, mam też rodzinie DDA. Powiela się pewne schematy. I każdemu, kto jest DDA, przydałaby się terapia.

Widziała pani film "Zabawa, zabawa"?

Tak. Widziałam tam siebie i swoją matkę. Nie było łatwo. Wybaczyłam sobie i swojej matce. Czasu się nie cofnie. Ale można wpłynąć na to, co będzie.