Episkopat jak nigdy dotąd troszczy się o trzeźwość Polaków, czemu dał wyraz w opublikowanym Narodowym Programie Trzeźwości. Jego cel jest prosty: "by polskość nigdy się nie kojarzyła z pijaństwem, ale z trzeźwością". Internauci odbijają piłeczkę i pytają księży: "Czy polski Kościół jest trzeźwy?".
Konferencja Episkopatu Polski słusznie wypowiedziała wojnę alkoholowym procentom. Zdaniem księży, Polacy piją za dużo. Wyliczono, że około 10 litrów czystego trunku na głowę rocznie. I duchownym zależy, by zmniejszyć tę liczbę o połowę. Kilka dni temu biskupi zaprezentowali Narodowy Program Trzeźwości i chcą m.in. realnej abstynencji młodzieży do 21 roku życia. Wskazali też narzędzia, które mają pomóc osiągnąć cel. Proponują m.in. ograniczenie dostępności napojów alkoholowych i podwyższenie ich cen.
– Nie będzie wolności osobistej i narodowej bez trzeźwości Polaków – tak podczas prezentacji programu mówił biskup Tadeusz Bronakowski, przewodniczący Zespołu Episkopatu ds. Apostolstwa Trzeźwości. Zapoczątkowało to burzliwą dyskusję. I część internautów wprost wytyka, że problem z alkoholem mają przecież także niektórzy księża. Ale w Kościele to wciąż temat tabu.
Troska o trzeźwość
Kościół w komitywie z rządem dba o trzeźwość Polaków. Były już minister zdrowia Konstanty Radziwiłł rok 2017 ogłosił "rokiem troski o trzeźwość narodu". Bo trzeba przyznać, że Polacy faktycznie nie wylewają za kołnierz. Jesteśmy w czołówce narodów, które najczęściej sięgają po mocne trunki. Według najnowszego raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wypijamy rocznie 12,3 litra czystego alkoholu na głowę (osoby powyżej 15. roku życia).
Dane resortu zdrowia są jeszcze bardziej zatrważające. Jeszcze w zeszłym roku minister Konstanty Radziwiłł grzmiał, że aż pół miliona Polaków jest uzależnionych od alkoholu, a kolejne 12 milionów "pije ryzykownie".
Wreszcie znowelizowano ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Ta, w dużym skrócie, daje gminom możliwość ograniczenia nocnej (w godzinach 22:00 – 6:00) sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach paliw. Poza tym, wprowadza generalny zakaz picia w miejscach publicznych z wyłączeniem tych, które są do tego przeznaczone. I tu też poczyniono ukłon w stronę samorządowców, którzy będą mogli wyznaczać takie miejsca. Ustawa wiosną wejdzie w życie.
Pijani w sutannach
Kiedy duchowni i rząd dbają o abstynencję Polaków, niektórzy z nich pytają wprost: "a czy polski Kościół nie ma podobnego problemu?". Inni złośliwie proponują: "niech zaczną od siebie" albo "może by tak biskupi przestali publicznie pić alkohol w ramach tego zaproponowanego programu?".
Wspominają także o przypadku biskupa Piotra Jareckiego, który mając 2,6 promila alkoholu uderzył samochodem w latarnię, czy o nieżyjącym już biskupie elbląskim Andrzeju Śliwińskim. Ten w 2003 roku spowodował wypadek, w którym ucierpiały dwie osoby, po czym złożył rezygnację. Inni rozpamiętują "alkoholowe ekscesy abp. Sławoja Leszka Głodzia".
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło "pijany ksiądz", by przypomnieć sobie o głośnych sprawach sprzed ostatnich miesięcy. Początek lutego: pijany proboszcz na Dolnym Śląsku prowadził samochód. Grudzień 2017: pijany ksiądz z Bydgoszczy zabił pieszego.
O problem alkoholizmu wśród księży pytam samych duchownych. – W każdej grupie społecznej jest od 7 do 10 procent ludzi, którzy popadają w uzależnienia. I tego pani nie zmieni. Wśród was dziennikarzy jest tak samo – odbija piłeczkę ksiądz, który prosi o anonimowość. I za moment dodaje: – Media rozpętują dyskusję. Jest skomasowany atak mediów, lobby producentów uderza, bo boi się, że stracą pieniądze, jak ludzie nie będą pili.
Demokratyczna choroba
– Oczywiście, że zdarzają się księża alkoholicy, ale nie przesadzajmy, nie ma ich wielu – mówi z kolei ksiądz Jan Sikorski, ojciec duchowny kapłanów archidiecezji warszawskiej. – To bardzo przykre zjawisko, każdy grzech księdza jest szczególnie bolesny, bo przecież mamy być dla wiernych przewodnikami i pasterzami – podkreśla.
Wtóruje mu ojciec Adam Michalski, dyrektor Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości: – Ten problem istnieje. I jest to demokratyczna choroba.
– Alkoholizm jest problemem ogólnoludzkim. Nie możemy jakichś szczególnych tendencji przypisać jakiejś konkretnej grupie zawodowej czy płci. Jeżeli możemy mówić o demokracji, to ta choroba jest demokratyczna, bo dotyka każdej grupy zawodowej – tłumaczy nam terapeuta uzależnień, który prosi o anonimowość. Czasami na jego kozetce siadają księża. Ale – jak podkreśla – najczęściej jest to kilka spotkań, po których ci albo wracają do czynnego picia, albo lądują w kościelnych ośrodkach leczenia alkoholizmu.
Choć niektórzy twierdzą, że księża pod względem uzależnień znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka, to wciąż jest to temat, o którym niewygodnie głośno mówić. Alkoholizm księży to temat tabu? – pytam. – Nie. O tym się mówi wyraźnie. Jeśli ksiądz ma problem, to biskup kieruje go na leczenie albo on sam się na nie decyduje. Są nawet specjalne ośrodki dla księży, gdzie ci się leczą. Ksiądz odbywa tam terapię i walczy z nałogiem – przekonuje ksiądz Jan Sikorski.
Jednak – jak dodaje – jeżeli taki ksiądz nadal trwa w nałogu, to nie może spełniać swoich obowiązków i zostaje od nich odsunięty, czyli otrzymuje tzw. suspensę.
Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zajmuje się problemem alkoholizmu wśród duchownych, czy leży to w gestii Kościoła? – Wszystkie ośrodki przyjmują księży. I szczerze mówiąc wskazane byłoby, aby księża trafiali na terapię na tej samej zasadzie, co inni, mimo że Kościół prowadzi profesjonalne ośrodki. Taka mieszana grupa ma swój urok, ponieważ wtedy wszyscy wiedzą, że ten problem dotyka nie tylko mnie, ale i każdy inny człowiek może trafić w jego szpony – mówi nam Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Kto płaci za terapię księdza? – NFZ, ponieważ leczenie choroby alkoholowej w Polsce jest nieodpłatne – zastrzega.
– Możemy się oburzać na siebie nawzajem. Możemy wyciągać w tej dyskusji argumenty dyskredytujące rozmówcę. Na przykład, że ten czy tamten ksiądz, czy z drugiej strony dziennikarz prowadził auto pod wpływem alkoholu. Ale co to zmieni? – pyta ojciec Adam Michalski, dyrektor ośrodka w Zakroczymiu.
Jego zdaniem największym problemem w tej dyskusji nie jest samo uzależnienie, ale zachowanie osób współuzależnionych, czyli otoczenia.
– A tak – jak widać – zachowujemy się jak w każdej rodzinie dysfunkcyjnej, gdzie panuje swoista tajemniczość. "Bo my brudy pierzemy w domu". Wszyscy sąsiedzi wiedzą, że ten Kowalski bije i pije albo, że ksiądz był pijany w kościele, ale na zewnątrz zachowujemy pozory normalności, skupiając się na obronie wizerunku naszych grup – zauważa ojciec Michalski.
Księża nie spadają z nieba, ale są dziećmi swoich czasów, sytuacji i warunków w jakich żyją. Poza tym, jak wszyscy mają też różne słabości. Oczywiście, że motywacja u księdza powinna być zawsze mocniejsza, ale i pokusy mogą być większe. Księża często są zapraszani na różne spotkania, obiady, kolacje, chodzą po kolędzie, a gospodarze czasem chcąc być serdeczni, częstują alkoholem. Jeżeli ksiądz nie jest dosyć twardy może ulec zwyczajowej presji. Jeśli raz gdzieś wypije, to pracuje to na jego opinię, że "on lubi". Poza tym problemem może być jego samotność, a kontroluje go tylko jego własne sumienie.
Ojciec Adam Michalski
dyrektor Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu
Alkoholizm jest chorobą wstydliwą, dlatego często w nas uruchamiają się pewne mechanizmy, by obronnie udowadniać winę innym, czy zawstydzać ich, bo musielibyśmy skonfrontować się z naszą bezsilnością wynikającą z picia kogoś bliskiego. To rodzi pragnienie krycia takiego księdza czy dziennikarza. Jako społeczeństwo mielibyśmy szansę się rozwinąć, gdybyśmy potrafili usiąść i porozmawiać o alkoholizmie, jak o chorobie, która ma pewne symptomy, którą można leczyć. Czy też o profilaktyce. Bo bez dobrych więzi łatwiej nam wszystkim sięgać po substancje zmieniające świadomość, po substancje kojące.