"Nie ma wytrysku, to nie ma grzechu". Ks. Cybula był nie tylko kapelanem Lecha Wałęsy
Kapelan Wałęsy, jedna z najważniejszych osób w państwie, posiadacz paszportu dyplomatycznego i wreszcie bohater filmu Tomasza i Marka Sekielskich "Tylko nie mów nikomu". Ks. Franciszek Cybula przez lata był jednym z najbardziej wpływowych księży w Polsce. Teraz jego "mit" runął jak domek z kart.
Miał wtedy zaledwie dwanaście, trzynaście lat. – Powiedział, że dopóki nie ma wytrysku, to nie ma grzechu. Kazał mi wziąć do ręki swojego penisa. On mojego. I uklęknął jeszcze przede mną i wziął mojego penisa do swojej... gęby – opowiadał dalej.
A przecież ks. Cybula przez lata był bardzo blisko Lecha Wałęsy – i to kiedy był prezydentem. Zresztą Wałęsa broni Cybuli nawet w samym filmie "Tylko nie mów nikomu". – Teraz różni ludzie mogą się budzić i opowiadać głupoty. Proszę to udowodnić – tę medialną wypowiedź Lecha Wałęsy pokazuje w swoim filmie Tomasz Sekielski.
Tyle Wałęsa, a jak wygląda rzeczywistość, widział każdy, kto obejrzał "Tylko nie mów nikomu". Cybula to jednak nie tylko bohater filmu. Jego przeszłość jest znacznie bogatsza.
Kim był ks. Franciszek Cybula?
Alfred Franciszek urodził się w 1940 roku w Gdańsku jako syn Karola Mandrysza i Heleny z domu Arendt. Ojciec był volksdeutschem i zginął w niemieckiej armii w 1944 roku, a rok później na tyfus zmarła jego matka.
Został sierotą i trafił do bezdzietnego małżeństwa z Siemirowic – Leona i Melanii Cybulów. Rodzina gospodarzyła na poniemieckich ziemiach. Rodzice zapewne mieli nadzieję, że obejmie po nich rolę, ale młody Cybula chciał zostać księdzem. Na młodym chłopaku wielkie wrażenie wywarł proboszcz parafii w pobliskim Gowidlinie.
Święcenia kapłańskie Cybula przyjął w 1967 roku, już pod koniec lat 60. został duszpasterzem młodzieży w kościele przy ulicy Kartuskiej w Gdańsku. Tam też pojawiał się młody robotnik – Lech Wałęsa.
Ćwiczenia w 1993 roku. Cybula stoi tuż za Wałęsą.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Wałęsa nie "rozstał się" z Cybulą również wtedy, kiedy był już prezydentem. Ksiądz, który był wtedy zwykłym proboszczem, został prezydenckim kapelanem. I był członkiem jego najściślejszego kręgu. Prasa huczała od plotek, że jego wynagrodzenie było w wysokości sześciokrotności przeciętnej pensji, czego nigdy nie potwierdzono.
Ks. Cybula mógł jednak liczyć nie tylko na (domniemane) pieniądze, ale i na inne zaszczyty. Kościelni hierarchowie byli wręcz zdziwieni tym, że proboszcz ze zwykłej parafii ma taką pozycję u głowy państwa.
Najwyższe zaszczyty i współpraca z SB
To właśnie Wałęsa – jako zwierzchnik sił zbrojnych – wystąpił z wnioskiem o nadanie Cybuli stopnia majora Wojska Polskiego. Wreszcie jako kapelan był bardzo eksponowany publicznie.
Wałęsa właściwie nigdzie się bez niego nie ruszał. Pojawiał się z nim w telewizji, a czasami nawet go zastępował. Reprezentował prezydenta w lokalnych uroczystościach. Miał też paszport dyplomatyczny, który przysługiwał urzędnikom w randze co najmniej podsekretarza stanu.
Brał udział w oficjalnych państwowych spotkaniach. Dziś mało kto pamięta, ale w trakcie słynnego wyjścia Wałęsy i Vaclava Havla "na piwo" Cybula był przy nich.
Ks. Franciszek Cybula był też zarejestrowany jako TW. Jego teczka osobowa już nie istnieje, ale z zapisków SB wynika, że w latach 1969-90 był TW "Frankiem". Współpracę podjął więc już w roku, w którym Wałęsa brał ślub.
Ostatnie lata
W 1995 roku Wałęsa przegrał wybory, więc i momentalnie skończyła się polityczna kariera Cybuli. Został proboszczem parafii garnizonowej w Gdańsku-Wrzeszczu. Z kolei w latach 2003-2010 był penitencjarzem w Bazylice Katedralnej w gdańskiej Oliwie.
Według Wałęsy to seksualnych przestępstw Cybuli miało dojść właśnie w tych latach, już po zakończeniu kapelańskiej posługi.
W 2010 roku ks. Cybula powrócił do Gowidlina, gdzie zmarł w lutym 2019 roku.