Tą sprawą żyła cała Polska. Sprawców znało całe miasteczko. Dlaczego milczeli?
13 sierpnia 1998 roku w Szczucinie zamordowano nastolatkę. Grupa mężczyzn przez kilka godzin maltretowała ją na zapleczu miejscowego baru. Z uszu wyrwali jej kolczyki, obcięli włosy. Kiedy na ciele Iwony Cygan nie pozostało już żadne miejsce, które nie podbiegłoby krwią, jak gdyby nigdy nic, wynieśli ją z lokalu. Frontowymi drzwiami.
Ton, w jakim należy odpowiedzieć na te pytania, dobrze podsumowuje tytuł reportażu Moniki Góry: „Miasteczko zbrodni”. Dziennikarka opisuje sprawę, która na 20 lat sparaliżowała Szczucin, zelektryzowała całą Polskę i dała powód do dyskusji na temat kondycji polskiego aparatu ścigania i realnej siły wymiaru sprawiedliwości. Góra tłumaczy, jak to możliwe, że zmowę milczenia, w jakiej trwało miasteczko, udało się naruszyć dopiero kilka lat temu.
Miasto złe
W zapowiedziach i recenzjach reportażu Góry pewnie nie raz pojawi się sformułowanie: „To gotowy scenariusz thrillera”. W pewnym sensie będzie to prawda. Tajemnica morderstwa Iwony Cygan przez lata była, z sukcesem, tuszowana przez lokalną policję: mnożyły się tajemnicze zbiegi okoliczności, „przypadkowo” ginęły dowody, świadkowie składali sprzeczne zeznania, a ludzie z kręgów władzy składali za oskarżonych poręczenia.
Z drugiej strony, trudno o tak bestialskim morderstwie, którego ofiarą padłą młoda, niewinna dziewczyna, mówić w kategoriach zagadki kryminalnej. Jeśli ktoś kiedykolwiek miałby wydarzenia ze Szczucina zekranizować, powstałby raczej film na miarę „Domu złego” - obrazu, który z użyciem najbardziej dosadnych środków wyrazu pokaże całą, brutalną prawdę o ludzkiej naturze.
Innym, bardziej prozaicznym powodem, dla którego „Miasteczka zbrodni” nie sposób czytać jak kryminału, jest fakt, że o tym, kto zabił, dowiadujemy się niemal na samym początku. I jak można się domyślać, nie jest to literacki zabieg przyspieszający akcję — sprawcę potrafiłby wskazać każdy mieszkaniec miasteczka.
Odpowiedzialność za zabicie Iwony ponosi Paweł K., syn Józefa, który w latach 90. właściwie rządził Szczucinem. Stary Klapa, bo inaczej nie mówią o nim mieszkańcy, intensywnie pielęgnował kontakty z przedstawicielami miejscowych służb. Ta praca u podstaw była na tyle intensywna, że zarówno Stary, jak i Młody Klapa, a także ich „przyboczni”, cieszyli się w okolicy nienaruszalnym immunitetem.
W jaki sposób Klapowie zagwarantowali sobie wpływy i nietykalność? Stworzona przez nich siatka zależności opierała się na handlu narkotykami oraz ludźmi — młodymi kobietami, prawdopodobnie sprzedawanymi do pracy w austriackich domach publicznych.
Oficjalnie, Klapowie „pomagali” tym, którzy chcieli znaleźć za granicą pracę. O tym, że taka możliwość istnieje, Iwona dowiedziała się od swojej najlepszej przyjaciółki, Renaty.
„Satanistka”, „Dziwna była”, „Zawładnęła nią totalnie” - bliscy Iwony nie mieli o dziewczynie dobrego zdania. Twierdzili, że jest zamknięta w sobie, ponura. Możliwe jednak, że prawdziwego powodu swoich obaw nie komunikowali Iwonie wprost.
Siostra Renaty co jakiś czas jeździła do Austrii — miała tam pracować w barach. Kiedy wracała do Polski, imprezowała w towarzystwie innych „Austriaków”. Jej znajomi, jak można się domyślać, stawali się również znajomymi Renaty.
Jak się później okaże, to właśnie Renata w dniu morderstwa wyciągnie dziewczynę na spacer, wsiądzie z nią do samochodu, w którym będą czekali oprawcy, wejdzie z nimi do baru i przez kolejne godziny będzie patrzyła na agonię koleżanki.
Przez kilka następnych lat, Renata, podobnie jak bezpośredni sprawcy, będzie prowadziła spokojnie życie.
Dlaczego właśnie Iwona?
Dokładny motyw zabójstwa Iwony nie jest znany. Być może, kiedy dotarło do niej, jaki charakter ma mieć wyjazd, chciała zrezygnować. A może wiedziała coś, czego nie powinna?
Pewnym jest natomiast, że 13 sierpnia wsiadła do białego poloneza, należącego do Pawła K. Tej samej nocy samochód był zaparkowany pod barem „U Trabanta”. Widziano go również nad Wisłą, w okolicach miejsca, w którym odnaleziono zmasakrowane zwłoki Iwony Cygan.
Na miejscu zdarzenia, poza drutem, którym uduszono Iwonę i sznurem, którym związano jej ręce, zabezpieczono nić z materiału o bardzo charakterystycznym kolorze — biskupim. W marynarce tego koloru dzień po morderstwie, Młody Klapa bawił się na weselu znajomego.
Czy te poszlaki nie powinny być wystarczające, aby sprawę doprowadzić do końca? Powinny. Jak pisze Góra: „Sprawa, której rozwiązanie powinno zająć dwa tygodnie, będzie ciągnęła się 20 lat”.
Na przestrzeni dwóch dekad od śledztwa będą sukcesywnie odsuwani wszyscy, którzy wykażą jakąkolwiek chęć dotarcia do jej sedna. I nie chodzi tu tylko o policjantów czy prokuratorów. Tadeusz Drab, Marek Kapel i Wojciech Sałtys — trzech świadków, którzy w noc zabójstwa widzieli w Szczucinie białego poloneza, zginą w niejasnych okolicznościach.
Mając z tyłu głowy okrucieństwo, jakim wykazali się mordercy, a także ich całkowity brak skrupułów, gdy przez kolejne lata terroryzowali miasteczko, trudno wyobrazić sobie atmosferę, w jakiej pracowała Monika Góra.
Mozolne odkrywanie maleńkich odłamków prawdy i pieczołowite układanie ich w szokującą całość nie mogło być proste — zarówno z technicznego, jak i psychicznego punktu widzenia. Góra musiała mieć świadomość, że zarówno jej, jak i jej rozmówcom może grozić realne niebezpieczeństwo.
O lekturze „Miasteczka zbrodni” warto więc myśleć jako o ukłonie w stronę upartej i nieugiętej reporterki oraz wszystkich tych, którzy przez lata nie dali nam o Iwonie Cygan zapomnieć.
Artykuł powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.