W świecie filmu zawrzało. "Naczelny antysemita Hollywood" w filmie o rodzinie przypominającej Rotszyldów

Michał Jośko
Ten film nie został jeszcze nakręcony, a już rozpalił do białości trwający właśnie Festiwal Filmowy w Cannes. Chodzi tu o czarną komedię z udziałem Mela Gibsona, opowiadającą o pewnej rodzinie, mogącej wywoływać skojarzenia ze słynnym rodem Rotszyldów.
Mel Gibson w tegorocznym filmie "The Professor and the Madman" Fot. Facebook.com/MelGibsonSite
Za całość, noszącą roboczy tytuł "Rothchild", odpowiada szkocki reżyser Jon S. Baird, znany m. in. ze świetnego serialu "Vinyl". Na razie wiadomo tyle, że będzie to historia niejakiego Becketa, czarnej owcy wielkiej dynastii nowojorskich bogaczy, którego matka zdradziła niegdyś elity, uciekając z biednym jazzmanem.

Becket (Shia LaBeouf) postanawia uszczknąć coś z gigantycznej fortuny, usuwając z tego świata członków familii, którzy ośmielą się stanąć mu na drodze. Głowną przeszkodą jest jego dziadek, Whitelaw Rothchild, będący surowym nestorem rodu i potentatem w branży naftowej. Sęk w tym, iż w rolę tego drugiego wciela się Mel Gibson, który przez środowiska żydowskie nie jest – mówiąc eufemistycznie – niezbyt lubiany. Efekt? Produkcja wywołała bardzo nerwowe reakcje podczas towarzyszących festiwalowi w Cannes targów filmowych Marché du Film, na których producenci starają się przyciągnąć zainteresowanie mediów i dysytrybutorów.


Przewiny Gibsona
Utalentowany Australijczyk jest arcymistrzem w narażaniu się niemal wszystkim. To wróg m. in. homoseksualistów (wszystko zaczęło się od wywiadu dla magazynu "El Pais" z roku 1991, w którym nie tylko tłumaczył, do czego służy odbyt, lecz i powiedział parę słów o kochających inaczej kolegach z branży) oraz feministek (w późniejszym o cztery lata wywiadzie dla "Playboya" perorował o tym, że nie wierzy w równość kobiet i mężczyzn).

Ma na koncie także parę zachowań, które rozsierdziły środowiska żydowskie, że wspomnimy tylko o wywiadzie dla "Readers Digest" z roku 2004, w którym m. in. podważał ilość Żydów, którzy zginęli w czasie Holokaustu oraz pewną sytuację sprzed lat 13.

Wówczas, podczas aresztowania przez kalifornijską drogówkę za jazdę pod wpływem alkoholu, Mel Gibson zaczął edukować funkcjonariuszy, przekonując ich, że to właśnie Żydzi odpowiadają za wszystkie wojny na świecie.

Dołóżmy do tego wszystkiego sprawę z roku 2010, dotyczącą psychicznego i fizycznego znęcania się nad ówczesną partnerką Oksaną Grigorievą oraz ich kilkumiesięczną córką, a otrzymamy życiorys artysty, który na całe lata został odstawiony przez Hollywood na boczny tor.

Ekscesy zakończyły się biciem aktora w piersi, obietnicami poprawy oraz tłumaczeniem, iż to alkohol odpowiadał za wiele złych rzeczy, które w życiu powiedział i zrobił. Dziś, kilka odwyków później, Mel Gibson znów radzi sobie coraz lepiej – nie tylko jako aktor, lecz również reżyser (jego "Przełęcz ocalonych" z 2016 r. zdobyła naprawdę sporo nominacji i nagród; od konkursu BAFTA, poprzez Złote Globy, aż po Oscary).

W Cannes pojawił się jako gwiazda produkcji, które za jakiś czas mają zagościć w kinach: "Force of Nature" (sensacyjniak, w którym zagra także Kate Bosworth), "Fatman" (komedia, w której Gibson wciela się w rolę świętego Mikołaja) oraz wspominanego już filmu, który przypomniał światu, że Australijczyk wciąż nosi metkę "naczelnego antysemity Hollywood". Burza w szklance wody?
Jak gorąco zapewnia producent filmu Keith Kjarval (Unified Pictures), owa produkcja w żadnym wypadku nie jest inspirowana dynastią żydowskich multimiliarderów, założoną w XIX w. Mayera Amschela von Rothschilda.

– Proszę zwrócić uwagę, że nasza realizacja opowiada o rodzinie Rothchildów, nie Rothschildów – jasno podkreślając brak litery "s" w nazwisku bohaterów filmu.

Wszelakie skojarzenia są nadinterpretacją: ta produkcja, owszem, opowiada o wielopokoleniowej rodzinie żydowskich bogaczy, jednak chodzi tu o postaci w 100 proc. fikcyjne, które nie mają żadnego związku z pewną prawdziwą wielopokoleniową rodziną żydowskich bogaczy.

Sprawy do tej pory nie skomentowała ani reprezentująca Gibsona agencja aktorska CAA, ani przedstawiciele rodziny Rotszyldów. Być może emocje wokół filmu uspokoi fakt, iż udział w owym przedsięwzięciu nie był problemem dla Shii LaBeoufa, czyli aktora mającego częściowo żydowskie pochodzenie.