Na ich hitach wychowały się miliony Polaków. Odwiedziliśmy "Fasolki" – wiemy, co robią po latach
Wychodzę z domu i zaczynam przemieszczać się w stronę Młodzieżowego Domu Kultury im. Władysława Broniewskiego przy Łazienkowskiej. Choć ta podróż zajmuje niecały kwadrans, pozwala mi cofnąć się o całe dekady, do czasów wczesnego dzieciństwa. Trafiam bowiem do siedziby Fasolek, zespołu wokalno-tanecznego, na którego piosenkach wychowywały się miliony osób, dorastających w latach 80. ub. wieku. Na miejscu wita mnie Agnieszka Szymańska-Kierlandczyk, która prowadzi tutaj zajęcia taneczno-ruchowe i tworzy choreografię dla zespołu. Zaraz, zaraz… Czy przypadkiem skądś jej nie kojarzę?!
Do pierwszego składu Fasolek (nazwę, pochodzącą od gamy solmizacyjnej, czyli popularnego "Do-re-mi-fa-sol-la-si-do", wymyślił pan Grabowski) trafia grupa 15 dziewczynek i chłopców, mających już na koncie pierwsze sukcesy artystyczne. Wśród nich znajduje się Agnieszka Szymańska, dziesięcioletnia wówczas laureatka Festiwalu Piosenki Dziecięcej.
Ewa Chotomska i Andrzej Marek Grabowski intensywnie pracują nad tworzeniem tekstów do kolejnych piosenek; wspiera ich kompozytor Krzysztof Marzec, odpowiadający za warstwę muzyczną programu i autor prawie wszystkich przebojów zespołu, który od roku 1986 wciela się w rolę słynnego Pana Tik-Taka.
– Przez krótki czas siedziba znajdowała się w domu kultury przy warszawskiej ulicy Łowickiej, później Fasolki trafiły tutaj, na Łazienkowską, gdzie działają do dziś – relacjonuje pani Agnieszka, pedagog, choreograf i choreoterapeuta, oprowadzając mnie po salach prób.
Zespół staje się wielkim fenomenem w sposób błyskawiczny. Niedługo cała Polska z utęsknieniem czeka na kolejne piosenki grupy, która z czasem zacznie pojawiać się nie tylko w "Tik-Taku", lecz również programach takich, jak "Fasola", "Jedyneczka" i "Budzik".
Fasolki współcześnie...•Fot. Tomasz Truszkowski/ MDK
– Jak na tamte czasy tworzyliśmy zupełnie nową jakość. Pamięta pan np. "Domową piosenkę", śpiewaną przez Jarka Bułkę? Powstał do niej jeden z pierwszych polskich teledysków – słowa pani Agnieszki wywołują błyskawiczną reakcję: odruchowo zaczynam nucić pod nosem "Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma. A ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa"...
Polska przechodziła kolejne przemiany, a Fasolki działały nieprzerwanie. W zespole pierwsze kroki sceniczne stawiały kolejne pokolenia, niektóre z tych osób zaczęły później występować w serialach i filmach; z "młodszej kadry" można tutaj wspomnieć chociażby Monikę Mrozowską, Anetę Zając i Joannę Jabłczyńską.
– Na przestrzeni owych 36 lat pewne rzeczy pozostały niezmienne. W Fasolkach zawsze kładziono ogromny nacisk nie tylko na rozwój muzyczno-ruchowy, lecz także na uczenie dzieci odpowiedzialności. Nie tylko za siebie, lecz i za młodszych, mniej doświadczonych i bardziej nieśmiałych kolegów. To doskonała szkoła życia, która daje dzieciakom nie tylko świetne przygotowanie do występów czy bycia liderem np. w szkole, lecz także do bycia człowiekiem dobrze zorganizowanym, empatycznym wrażliwym na potrzeby innych – podkreśla moja rozmówczyni, dodając w tym miejscu bardzo istotny szczegół.
Otóż w opiekunowie zespołu zawsze bardzo konsekwentnie unikali "produkowania gwiazd".
Czasem światła jupiterów zaczynają wywoływać w młodych ludziach przerost ego. W takich przypadkach pojawia się potrzeba rozmowy z dziećmi i rodzicami, po czym wszystko wraca do normy.
– W naszym zespole podstawą jest równowaga i współdziałanie, absolutnie każdy członek grupy ma udział w jej sukcesach, uczy się, że bierze udział w "grze zespołowej". Tu nie ma miejsca na uderzającą do głowy "sodówkę" – zaznacza pani Agnieszka.
Ewa Chotomska jako Ciotka Klotka•Fot. Tomasz Truszkowski/ MDK
Skoro o sukcesach mowa... Jak na ogólnopolską karierę zareagowali rówieśnicy pani Agnieszki?
– W zespole występowała również moja siostra. Żadna z nas nie rozmawiała zbyt często na temat Fasolek z koleżankami i kolegami w szkole. Ani oni, ani nauczyciele jakoś szczególnie nie gloryfikowali naszej "kariery". Choć nie miałyśmy do czynienia z przejawami jakiejś wielkiej zawiści, to zdarzało się sporadycznie, że ktoś szeptał za naszymi plecami uszczypliwie "o, dziewczyny znów jadą na tournée" – wspomina swą rozpoznawalność pani Agnieszka.
Pamięta tylko jedną trochę nieprzyjemną sytuację: gdy pewnego razu poszła na lodowisko z dziadkiem, jakieś dziewczynki zaczęły pokazywać ją sobie palcami ("To jest ta z »Tik-Taka«"), po czym pchęły na bandę…
– Wydarzenie miało szczęśliwy finał, bo jedna z owych dziewczynek jest dziś moją przyjaciółką. Szorstki początek wielkiej przyjaźni z Sabiną – wspomina choreograf.
Jednak zdecydowana większość reakcji była pozytywna; od wyrażania sympatii na ulicy, aż po morze listów do Fasolek, przysyłanych z całego kraju na adres MDK.
Grupa utrwalała swoją pozycję nie tylko przy pomocy telewizji. Nagrywała także płyty, które rozchodziły się w potężnych nakładach oraz dawała mnóstwo występów. Od koncertów w PRL-owskich zakładach pracy, poprzez filharmonie i teatry, aż po wielkie sale koncertowe.
– Pamiętam szczególnie występy w poznańskiej Arenie. Obchodziliśmy tam swój pierwszy jubileusz i piąte urodziny "Tik-Taka". Widowisko "Dziecko potrafi" było gigantycznym przedsięwzięciem, w którym brała udział także orkiestra Zbigniewa Górnego, no i świętej pamięci Władysław Komar w roli wielkiego krasnoluda. W ciągu tygodnia zagraliśmy łącznie 21 spektakli, po trzy dziennie – opowiada Agnieszka Szymańska-Kierlandczyk, zapewniając, że nie było mowy o jakimkolwiek przeeksploatowywowaniu nieletnich artystów.
Dzieciakom wciąż pozostawało mnóstwo energii. Po koncertach niemal roznosiły luksusowy poznański hotel Orbis Polonez, w którym zostały ulokowane.
– Choć Fasolki zniknęły z telewizji, to doskonale dają sobie radę bez niej, zespół pozostał obecny w świadomości Polaków. I nie chodzi tu wyłącznie o sentyment ze strony osób pamiętających nasze pierwsze dokonania. Wciąż wydajemy płyty z nowym repertuarem, gramy dziesiątki koncertów rocznie, z powodzeniem trafiając do współczesnych dzieci – podkreśla choreograf.
Na czym polega ów fenomen? Ponoć przepis nie zmienił się od dekad: największą siłą zawsze były naprawdę dobre piosenki; wpadające w ucho i doposażone w świetne teksty, które opowiadają o świecie dzieci językiem prostym, lecz zarazem literacko dopracowanym.
Co ważne, nikt nie stara się unowocześniać zespołu na siłę, gonić ślepo za trendami. Szukając porównań: Fasolki mają cieszyć tak, jak proste zabawy dziecięce sprzed lat.
– To tak, jak ze skakanką, gumą do skakania czy hula hop albo spędzaniem czasu z rówieśnikami na podwórku, przy trzepaku: wie pan, że przychodzą do nas dzieci, które nawet nie znają takich form spędzania wolnego czasu? Są zatopione w świecie rozrywki cyfrowej… Jednak po pokazaniu alternatyw dla siedzenia przed komputerem – prostych zabaw w grupie koleżanek i kolegów – okazuje się, że bardzo im się to podoba – mówi pani Agnieszka.
Sztuka przetrwania
– Działalność zespołu w latach 80. ubiegłego stulecia była zadaniem naprawdę niełatwym; i twórcy, i nasi rodzice musieli wykazywać się potężnymi pokładami kreatywności – zasłuchuję się w opowieści na temat spraw, które zrozumieją jedynie osoby pamiętające czasy komunizmu.
Kostiumy sceniczne? Trzeba było je szyć we własnym zakresie, choć bardzo często nie było z czego. Gdy Ewie Chotomskiej udało się nabyć partię wielkich bawełnianych koszulek z długimi rękawami, zostały one przerobione w sposób następujący: z części górnych szyto bluzeczki, a z dolnych spódniczkami. Rękawy zostały przerobione na getry.
Tenisówki? Zbyt częste pranie nie wchodziło w rachubę – w ten sposób obuwie niszczyłyby się szybciej, a przecież nie wiadomo, kiedy znów "rzucą" je do sklepów. Tak więc aby zachować śnieżną biel podeszw, malowało się je… pastą do zębów.
Ubiegłoroczny jubileusz zespołu•Fot. Tomasz Truszkowski/ MDK
– Nie było utrwalaczy koloru, więc chodziłyśmy później z nogami pobrudzonymi na żółto, czerwono, zielono czy niebiesko nogi. Ale liczyło się wyłącznie to, że osiągnięty został główny cel: występy Fasolek zapewniały radość, wprowadzały wesołe kolory do życia osób, których dzieciństwo przypadło na smutne, szare i siermiężne lata 80 – wspomina jedna z pierwszych trendsetterek.
Pamiętajmy bowiem, że zespół wykreował całe mnóstwo ówczesnych mód, jak chociażby legendarną fryzurę na cebulę. Spięte frotkami, ustawione pionowo kucyki nosiły wzorem Fasolek miliony dziewczynek; od Zakopanego, po Gdańsk.
Nie można też zapomnieć o charakterystycznych, kultowych już okularach Krzysia Tik –Taka.
Krzysztof Marzec (po lewej, jako Pan Tik-Tak) i Andrzej Marek Grabowski•Fot. Tomasz Truszkowski/ MDK
– W zespole Fasolki występowałam niecałe cztery lata. Decyzję o odejściu podjęłam sama, wyrosłam z tego. W pewnym momencie zaczęłam rozumieć, że choć kocham śpiew i taniec, to na poważnie chcę poświęcić się temu drugiemu. Taniec to moja wielka pasja, która stała się moim sposobem na życie, zawodem, który daje mi mnóstwo satysfakcji – opowiada pani Agnieszka.
Pół roku po ukończeniu liceum ogólnokształcącego – podczas którego uczęszczała intensywnie na prywatne lekcje tańca – wzięła udział w audycji (czyli czymś, co dziś nazywa się castingiem) do spektaklu "Pan Twardowski" w Teatrze Komedia. Przez gęste sito przeszło osiem osób, w tym ona.
– W Teatrze Komedia przepracowałam ponad 10 lat. I choć mojej aktywności scenicznej nie zakończyło nawet paskudne złamanie nogi, po którym spędziłam rok w gipsie, to wiedziałam, że kariera tancerki nie trwa długo. Punktem zwrotnym okazał się rok 1998 – mówi choreograf, przechodząc do pewnego zdarznia. Otóż w Komedii, po premierze spektaklu "Pierścień i róża", w którym tańczyła, spotkała Andrzeja Marka Grabowskiego,
Ten zaproponował jej opracowanie części choreografii do przedstawienia z okazji piętnastolecia Fasolek. Wyszło świetnie, tak więc po owym jubileuszu 25-letnia wówczas Agnieszka otrzymała propozycję pracy w zespole będącego częścią jej dzieciństwa.
W pracy wspiera ją nauczycielka śpiewu i znakomita harfistka Natalia Dymarska, z którą opracowały autorski program pozwalający w krótkim czasie przygotować dzieci do pracy na scenie.
– Oprócz rzetelnej i dostosowanej do wieku dzieci edukacji muzyczno-ruchowej uwzględniamy w nim rzeczy, o których dziś często się zapomina: odpowiedniego trzymania mikrofonu, szacunku dla stroju scenicznego i rekwizytów, lecz przede wszystkim szacunku do widza )okazywanego również poprzez odpowiedni kostium sceniczny, czyste buty). No i tego, że artysta nigdy nie może popadać w rutynę – mówi nauczycielka tańca Fasolek.
Do tego wszystkiego dochodzi również dbałość o kwestie nie związane bezpośrednio z występami scenicznymi. Tutaj za wzór służy Ewa Chotomska, czyli osoba "zarówno bardzo ciepła i życzliwa, jak i wymagająca; również w kwestiach pozaartystycznych".
– Ewa zawsze starała się o to, aby dzieci występujące w Fasolkach nabrały ogłady towarzyskiej. Chodzi tu zarówno o umiejętność zachowania się przy stole, odpowiedniego korzystania ze sztućców, jak i wpajanie nawyku mówienia "dzień dobry", "dziękuję" i "do widzenia". Czyli rzeczy z pozoru oczywistych, lecz coraz częściej zapominanych – podkreśla pani Agnieszka.
Próby na Łazienkowskiej odbywają się dwa razy w tygodniu, we wtorki i piątki. Najpierw dzieci biorą udział w zajęciach wokalnych, później tanecznych, każde po 45 minut.
Do zespołu wciąż trafia nowy narybek, optymalny wiek na debiut w Fasolkach to 6 lat. Jakie cechy muszą spełniać przyszli artyści? Na pewno bardzo istotne są dobry słuch, poczucie rytmu i koordynacja ruchowa. Wszystkich predyspozycji nie da się oczywiście sprawdzić na etapie wstępnej selekcji, wiele rzeczy wychodzi dopiero "w praniu".
Podczas kolejnych spotkań opiekunowie bardzo uważnie przyglądają się kwestii kluczowej: czy dane dziecko naprawdę marzy o śpiewie i tańcu.
– Czasami okazuje się, że wolałoby grać w piłkę bądź rysować, a do nas trafiło dlatego, że jego rodzice zaplanowali mu taką, a nie inną karierę. To ślepa uliczka. Chciałabym, aby każda "Fasolka" miała wspomnienia równie wesołe i kolorowe, co ja. Widzi pan, świat się zmienia, młodzi ludzie dorastają coraz szybciej. Natomiast my chcielibyśmy, aby nasi podopieczni potrafili cieszyć się dzieciństwem jak najdłużej – kończy towarzyszka mojej podróży do czasów młodości.