"Co cię to obchodzi, ja płacę". Lanie wody w upał dzieli Polaków

Katarzyna Zuchowicz
Jeden ogranicza wodę na maksa, drugi leje na potęgę. Jednemu trawa wyschnie na wiór, bo stosuje się do zaleceń, inny nie odpuści, bo u niego musi być zielona. Z pozoru tylko banalny problem wody może poróżnić sąsiadów. Zwłaszcza w takie upały, gdy coraz więcej gmin prosi i apeluje, by ludzie opamiętali się z podlewaniem ogródków i laniem wody do ogrodowych basenów. A nie wszyscy to rozumieją.
Niektóre gminy w Polsce apelują do mieszkańców, by w czasie upałów ograniczyli podlewanie ogródków. (zdjęcie ilustracyjne). Fot. Paweł Sowa / AG
Już przy pierwszej fali upałów niektóre gminy zaczęły prosić mieszkańców, by ograniczyli zużycie wody. Apelowały o to m.in. władze Skierniewic, gdy przez kilka dni w kranach brakowało wody i sytuacja była tak niecodzienna, że trzeba było powołać sztab kryzysowy.

"Prosimy o niepodlewanie trawników i ogródków, napełnianie przydomowych basenów czy mycie samochodów" – wzywał prezydent miasta. Apelował też Zakład Wodociągów i Kanalizacji. To było na początku czerwca. Dziś takich apeli jest więcej w całej Polsce. "Co cię to obchodzi, ja za to płacę"
– U nas apele były nawet w kościołach. Pani prezes zakładu komunalnego zwróciła się do wszystkich księży proboszczów w gminie, by przekazali prośbę mieszkańcom, żeby jak najmniej używali wody i na czas upałów ograniczyli podlewanie ogródków, trawników czy napełnianie basenów – mówi naTemat Stanisław Gliniak, sołtys Tryńczy na Podkarpaciu.


Jak reagowali mieszkańcy? – Trzeba by chodzić od domu do domu i sprawdzać, co jest niemożliwe. Jeden zrozumie o co chodzi, inny jak mu zwrócić uwagę to powie: "co cię to obchodzi, ja za to płacę". Oczywiście, każdy płaci. Ale w sytuacji, jaką mamy teraz, gdy są upały, trzeba zdawać sobie sprawę, że wody brakuje i sami musimy o nią zadbać. Różnie ludzie do tego podchodzą – odpowiada sołtys. Choć przyznaje, że jak jeździ po gminie, nie widzi, żeby ludzie nagminnie lali wodę. Raczej stosują się do apelu.

Wielu działkowców i właścicieli wypielęgnowanych ogrodów i ogródków z bólem serca słucha jednak takich apeli. W niektórych na pewno rodzi się bunt. Płacą za wodę, dlaczego mają padać ich rośliny?

"Jednocześnie powinni mi wodę dostarczyć tak, abym mógł prysznic chociaż wziąć. Pieniądze biorą, ale w infrastrukturę nie inwestują", "Kasować jak za zboże to potrafią, a pewnie sami podlewają" – piszą ludzie w komentarzach.

Pozornie błaha kwestia powoduje też wzmożone międzysąsiedzkie obserwacje. "W K. znany deweloper postawił 103 domki. Właściciele tychże domków leją wodę na potęgę sam widziałem a potem echo na osiedlu..., że wody brak. Dlatego polecam kopać studnię" – ktoś pisze na FB. "My ograniczamy podlewanie, a w mieście myją samochody?"
Elżbieta Szczukowska prowadzi z mężem gospodarstwo rolne w gminie Kwidzyn. Zajmują się uprawą i sprzedażą ziemniaków. Zużywają sporo wody, bo obierają ziemniaki, ale nie wylewają jej do kanalizacji, tylko potem przelewają do wiader i podlewają nimi ogród.

– Dziś na przykład moi pracownicy wynieśli do ogrodu 14 wiader po 15 litrów, by podlać kwiaty. Wczoraj podlewali krzewy. I tak codziennie, jak jest taka potrzeba – mówi naTemat. Dodaje, że musiała ich tego nauczyć, bo na początku trochę się buntowali i pytali, po co tak. – Mówili, że przesadzam, wodę z kranu można przecież nalać. A ja mówię: nie będę jej do kanału wylewać tylko po to, by zaraz brać wąż i śliwki podlewać – opowiada.

Jej rodzina ma jeszcze basen ogrodowy, ale też nie napełniają go wodą z kranu, tylko deszczówką. Dlatego denerwuje się, gdy widzi, jak inni marnują wodę.

– Nasze władze co roku apelują, by ograniczać wodę. I wszystko pięknie. Ale jadę potem do Kwidzyna. W mieście jest pięć myjni samochodowych. I teraz okazuje się, że my ograniczamy podlewanie, a w mieście myje się samochody? Czy pani widziała, że w związku z tym, że brakuje wody, gdzieś jest zamknięta myjnia? Czemu rolnicy i mieszkańcy wsi mają ograniczać wodę, a w mieście jest takie rozpasanie? – pyta.

Zresztą nie tylko w mieście. W jej okolicy mieszka sporo "miastowych". – Widać, jak podlewają trawniki. Napełniają baseny wodą, najczęściej z rana, żeby nagrzała się na popołudnie, jak wrócą z pracy, żeby mogli usiąść z dziećmi. Dziś rano widziałam trzy takie miejsca. U nas od razu ciśnienie wody spada. Jak obieram ziemniaki, to maszyna staje, bo nie ma ciśnienia wody – mówi.

"Słuchajcie, jak wy możecie tak lać tę wodę bez opamiętania. Przecież wy za nią zapłacicie, i za wodę i za ścieki" – powiedziała raz do sąsiadów. Ale ich nie przekonała: – Jest posadzone, musi być podlane.

"Musimy sobie z tym poradzić"
Wójt gminy Drużbice w województwie łódzkim mówi nam, że gdyby nie prośba do mieszkańców o ograniczenia, niektórzy mogliby nie mieć dostępu do wody pitnej. Tak ważne jest stosowanie się do apeli lokalnych władz, które wzywają mieszkańców o rozsądek, szczególnie w tak upalne dni jak teraz.

– Gdyby nie było tych komunikatów i panowała zupełna dowolność, to niektóre regiony naszej gminy mogłyby być pozbawione dostępu do wody pitnej. Gdy włączamy podlewanie ogródków i trawników, to ciśnienie na poszczególnych odcinkach sieci wodociągowej bardzo mocno spada, szczególnie w miejscowościach, które są najbardziej oddalone od stacji wodociągowej, czy ujęć – mówi Tomasz Głowacki.

Bardzo chwali, że mieszkańcy posłuchali zaleceń i problemu dotąd nie było: – Mamy bardzo ograniczone zasoby wód, musimy sobie z tym poradzić. Mieszkańcy zawsze stosowali się do zaleceń i tak było tym razem. Jestem z nich bardzo dumny. Oczywiście nie obyło się bez pewnych uszczypliwości, ale nie było żadnych donosów, że ktoś nie stosuje się do tych zaleceń.
Gmina Drużbice

"Wójt Gminy Drużbice zwraca się z ogromną prośbą do mieszkańców Gminy i właścicieli działek rekreacyjnych, o rozważne i możliwie oszczędne korzystanie z wody oraz ograniczenie do minimum podlewania przydomowych ogródków i trawników w czasie upałów. Szanujmy się nawzajem i pamiętajmy, że nie jesteśmy sami! Pobór wody do napełnienia basenu czy podlewania ogródka może spowodować, że w danym momencie innym braknie jej do celów bytowo-socjalnych w gospodarstwach rolnych". Czytaj więcej

Wójt sam jeździł po gminie, sprawdzał ujęcia wody, ciśnienia pomp, drożność sieci. Podkreśla, że nie chodzi o to, by zakazać używania wody. do basenów. – Ale, jeśli już to robią, to jest prośba, żeby odbywało się to w godzinach nocnych, gdy zużycie wody jest znacznie niższe. Część korzysta też z własnych studni.

500 zł kary za podlewanie
Prośby to jedno. Są też zakazy. A nawet kary. "W gminach: Konopnica, Jastków, Niemce oraz Głusk pojawiły się problemy z ciśnieniem wody, aż do jej braku. Wójtowie apelują o ograniczenie zużycia wody. W innym przypadku będąc karać za m.in. podlewanie ogródków" – informuje spottedlublin.pl.Za złamanie zakazu może grozić przynajmniej 500 zł. Również w gminie Dobroszyce w województwie dolnośląskim wprowadzono zakaz korzystania z gminnego wodociągu do innych celów niż bytowo-sanitarne. Choć, jak przyznaje sekretarz gminy, dużego problemu z wodą tu nie ma, ale chodziło działanie prewencyjne.

– Zakaz jest wprowadzony zarządzeniem wójta i już obowiązuje. Nie było oburzenia, myślę, że mieszkańcy zrozumieli, że jest to ważne. Nie widać, żeby bardzo podlewali swoje ogródki. Z tego co obserwujemy, podeszli do tego pozytywnie – mówi Monika Hołówka. Jeden z mieszkańców zadzwonił nawet do urzędu i zapytał, czy może nalać wody do basenu ze swojej studni. – Oczywiście, że może. Zakaz dotyczy tylko wody z wodociągu – usłyszał od sekretarz gminy.

"Mówią, że są na skraju klęski żywiołowej"
Jedni będą stosować się do apeli czy zakazów, inni nie. Ale problem, który ujawnił się podczas upałów, na pewno sam nie zniknie. Dopiero głośno było o Skierniewicach, dziś portal gk24.pl informuje o gminie spod Koszalina: "Mieszkańcy mówią, że są na skraju klęski żywiołowej. W kranach brakuje wody". Tu również pojawia się kwestia podlewania ogródków. "Mieszkańcy gminy Biesiekierz narzekają na problemy z dostawą wody. To dla ludzi prawdziwa udręka w te upalne dni. Najgorzej jest w weekendy, gdy wszyscy podlewają przydomowe ogrody i drastycznie spada ciśnienie" – czytamy. Ludzie opowiadają, że w weekendy wieczorem ciśnienie jest tak niskie, że nie ma szans umyć się w ciepłej wodzie.

Wszyscy mówią, że potrzebna jest jakaś kampania uświadamiająca. Jak ze smogiem i paleniem śmieciami w piecu. Może to coś da? – "Pewnego dnia Polacy mogą ocknąć się w rzeczywistości, w której odkręcają kurki, lecz z kranów nie wylatuje nawet kropla wody" – taką wizję przedstawił niedawno w naTemat Dariusz Witkowski, dyżurny hydrolog z Centrum Nadzoru Operacyjnego Państwowej Służby Hydrologiczno-Meteorologicznej.