"Tak kończą się zabawy niedopieszczonych doradców...". Mocne słowa o Biedroniu i liderze PSL-u

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Smutna konstatacja ostatnich dni jest taka, że polska polityka zatoczyła koło. Żaden nowy projekt polityczny, powstały przed lub po 2015 roku, nie osiągnął niczego, poza straconym czasem
Czy PSL pójdzie samotnie do wyborów parlamentarnych 2019? Fot. Jakub Orzechowski / AG
Big wheel, czyli wielkie koło
Po czterech latach, jako opozycyjna do PiS strona sceny politycznej, jesteśmy dokładnie w punkcie wyjścia, czyli w zasadzie w systemie dwupartyjnym. W tym okresie obóz władzy tylko umocnił swe pozycje i jeszcze bardziej zdewastował Polskę. PSL za chwilę zostanie wchłonięty przez PiS, bo na to wskazuje logika, czemu zresztą niestrudzenie pomaga Kosiniak-Kamysz. Tak właśnie kończą się zabawy niedopieszczonych doradców politycznych i podatnych na ich wątpliwe wdzięki polityków. Jednym słowem – piaskownica.

Szybki rzut okiem na samochodziki i łopatki
Paweł Kukiz, swego czasu popularny muzyk rockowy, znany także z niezłej roli Józka Galicy w „Girl Guide” Machulskiego, uwierzył w słowa swych doradców, że można pokonać Tuska i Schetynę, ględząc bez przerwy o JOW-ach i odpychając od siebie z uporem maniaka fakt, że w zasadzie połowa wyborów w Polsce odbywa się na tej zasadzie. Uwierzył też, że stanie w środku pomiędzy PO a PiS, przyniesie korzyści. Być może, gdyby nie to ciągłe wspieranie PiS...


Dzisiaj ruch społeczny Kukiz’15 balansuje na progu 3%, a sam lider wierzy w to, że może być języczkiem u wagi, jak PSL.

Ryszard Petru, mądry skądinąd ekonomista, uwierzył w słowa innego doradcy, że może być drugą siłą na opozycji i dyktować warunki Platformie. W pewnym momencie miał nawet silne argumenty w ręku, gdy jego partia notowała jakieś 30% poparcia, a Platforma – 10. Nawet sam PiS dał mu do ręki oręż w postaci zamachu na wolność słowa w Sejmie, ale Ryszard wtedy właśnie wymyślił sobie, że wakacje są ważniejsze niż wsparcie demonstrujących pod parlamentem. Wcześniej jeszcze oznajmił, że jest liderem opozycji.

Tak skończył się projekt pod nazwą Nowoczesna.

Robert Biedroń, żeby było śmieszniej, dał się ponieść słowom tego samego doradcy i też uwierzył, że można pokonać Platformę, stojąc pośrodku, bez przerwy ją atakując. Biedroń wymyślił sobie podobną taktykę do dwóch poprzednich i doprawdy nie mam pojęcia, jak jest możliwe uwierzyć w to, że trzy razy używany ten sam bezskuteczny schemat, akurat w tym przypadku przyniesie skutek.

Dziś Biedroń puka do drzwi Platformy i prosi: pogadajmy.

Gdy w lutym, następnego dnia po konwencji startowej Wiosny, pisałem, że ten projekt skończy tak samo jak dwa poprzednie, wylewał się na mnie hejt gorących zwolenników Biedronia, którzy robili ze mnie zaślepionego proschetynowca. Gdzie dzisiaj jesteście, drodzy przyjaciele?

Dlaczego tak się dzieje? Z kilku powodów, a w zasadzie z dwóch: żeby być wiarygodnym, poważnym politykiem trzeba zrezygnować z kilku rzeczy (gwiazdorstwa, miłości własnej, dotychczasowego stylu życia, epatowania bogactwem i pięknymi wakacjami w dalekich rajach) oraz aby stworzyć silną partię trzeba mieć fundusze, a nie funduszki.

W piaskownicy są też foremki, z których budować można zamki z piasku
Teraz w ślady Kukiza, Petru i Biedronia idzie kolejny polityk. O tyle gorzej, że to szef ugrupowania ze 100-letnią tradycją. Kosiniak-Kamysz swoimi nieprzemyślanymi do końca wypowiedziami, postawił PSL pod solidną ścianą. W zasadzie czegokolwiek ludowcy teraz nie zrobią, będzie to dla nich fatalne.

Jeśli bowiem wejdą do KO, w której będzie Wiosna (a dzisiaj już wiadomo, że idea odrębnego bloku lewicowego z przewodnią siłą Biedronia definitywnie upadła), to jak wytłumaczą nagłą woltę elektoratowi? Jeśli zaś nie wejdą do KO, pozostanie im jakiś blok z Kukizem lub po prostu samodzielny start, bo hasło „Koalicja Polska” pod przywództwem PSL traktować można jedynie w kategoriach żartu. A samodzielny start oznacza bezpośrednie starcie z PiS-em na wsi, który w zasadzie przejął elektorat ludowców. Z dwojga złego uważam jednak, że w tym przypadku samodzielny start jest dla PSL jedynym wyjściem.

Dlaczego tak się stało? Bo zaraz po wyborach europejskich PSL, i sam Kosiniak-Kamysz, zaczął podbijać mocno swój bębenek dobosza, blokując sobie jakąkolwiek możliwość działania. Jeśli tak wtedy zdecydowano – trzeba być konsekwentnym. Jeśli Wiosna wejdzie do KO, nie może być tam PSL.

Osobiście trochę żałuję, bo od wyborów europejskich jestem zwolennikiem powrotu do korzeni, czyli silnego bloku centrowo-liberalnego skupionego wokół Platformy, skonsolidowanego bloku lewicowego i odrębnego startu ludowców lub ich wspólnego startu z blokiem skupionym wokół PO. Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że idziemy w kierunku dwóch grup: centrowo-liberalnego z Wiosną, czyli de facto powrotu do szerokiej PO oraz odrębnego PSL. Paradoksalnie to wcale nie musi być złe rozwiązanie.

Pod jednym wszakże warunkiem. Że PSL zrobi to, co miał zrobić w kampanii europejskiej, a czego absolutnie nie zrobił, czyli zmobilizuje i przekona do siebie wyborców na wsi (małe, średnie i duże miasta są do wzięcia przez KO). Nie będzie to łatwe, bo wyborca wiejski ludowców właściwie niewiele różni się od wyborcy wiejskiego PiS. Oba elektoraty w zasadzie się mocno zazębiają i decydują jedynie niuanse. Aktualnie więcej niuansów ma w rękawie Prawo i Sprawiedliwość.

Polska PiS ma być sielska i anielska, niczym pańszczyźniana wieś. Ma być też wielka i sięgać od morza do morza (gorące hasło o Trójmorzu). Polska PiS ma być także tradycyjna, taka z Bogiem i biskupem w alkowie. Kobiety mają się grzecznie wyrażać i być na swoim, tradycyjnym, od wieków ustalonym miejscu. Jeśli w polityce, to tylko jako sympatyczne, swojskie twarze wielkich, męskich projektów. A jeśli mowa o politykach, to politycy PiS mogą więcej, bo są polscy i rzecz jasna patriotyczni. Takim się wybacza wszystko.

W taką wizję cudownej, tradycyjnej Polski, swymi brudnymi butami wchodzi to znienawidzone lewactwo, z którym od lat kojarzony jest PSL, niezależnie od tego, ile jeszcze razy Kosiniak-Kamysz powtórzy, że PSL jest strażnikiem i kotwicą konserwatyzmu w tym liberalnym świecie. Niech więc próbują ludowcy przekonać do siebie ten zarysowany wyżej elektorat. Żeby to zrobić, trzeba po prostu wziąć się do roboty. Z dwojga złego, powtórzę, to i tak lepiej niż wykonywać skok na bungee i wchodzić nagle do bloku z Wiosną, nawet jeśli będzie ona zmarginalizowana (a będzie).

Jak już napisałem wcześniej, i tak pojmuję rolę świadomego wyborcy, niezależnie od finalnych decyzji niektórych polityków w kwestii: zostać w piaskownicy, czy z niej w końcu wyjść, Opozycji należy się pełne wsparcie w imię celów wyższych. O nich pisać nie będę, bo każdy świadomy wyborca znać je powinien lepiej niż ja.