Niesamowita kariera klusek i rosołu. Dlaczego to, co orientalne, tak bardzo nam smakuje?
Nad zawrotną karierą sushi głowiliśmy się tylko chwilę. Jednak zamiast zastanawiać się, skąd w nas upodobanie do smaku sosu sosu sojowego, marynowanego imbiru i surowej ryby, woleliśmy szturmować wyrastające jak grzyby po deszczu kolejne, mniej lub bardziej autentyczne, "suszarnie". Dzisiaj, kiedy ryżowe rolki można znaleźć w chłodziarkach wszystkich niemal dyskontów, kulinarną scenę podbija kolejna orientalna piękność - ramen.
Rodzimy rosół ze smętnie poszarpanymi kawałkami makaronu, przykrytymi marchewkową kostką i odrobiną zieleniny nie może liczyć na tyle "lajków" i serduszek, co wywar w którym kluski ciągną się niczym metrowa guma balonowa, żółtko jajka aż razi lekko ściętą jaskrawością, a brzeg miski zdobi kwadracik wodorostu nori.
Inną sprawą jest to, że o ile w Japonii zazwyczaj to smak gra pierwsze skrzypce, a określona estetyka jest miłym i zakorzeniony w kulturze dodatkiem, to poza nią proporcje te bywają odwrócone. Ramenownie łatwo stają się miejscami kultu instagramerów, ale prawdziwi foodies miewają do nich zastrzeżenia.
Pytanie jak odróżnić prawdziwy ramen od jego spolszczonej wersji? Bez kulinarnego doświadczenia, zebranego u źródła, czyli w japońskim barze serwującym ten najpopularniejszytam street food, nie da się. Co nie oznacza, że nie można się zachwycić smakiem makaronu i wywaru produkowanego nad Wisłą. Adresów, które potrafią sprostać wyśrubowanym wymaganiom sporo jest oczywiście w stolicy (Arigator, Vegan Ramen Shop, Yatta Ramen), ale dźwięk siorbania klusek słychać również w Łodzi (Ato Ramen) czy w Poznaniu (YetzTu).
#Huawei #P30Pro #FotografiaNaNowo
Partnerem artykułu jest Huawei.