Po popularny lek trzeba jechać... 500 kilometrów. Oto co usłyszeliśmy na infolinii reklamowanej przez rząd

Anna Dryjańska
Zgodnie z zapowiedziami min. Szumowskiego dziś ruszyła infolinia, której konsultanci wskazują, gdzie jest apteka, w której możemy kupić leki. Problemów jest kilka. Po pierwsze, system nie kolejkuje oczekujących, którzy wybrali co trzeba na klawiaturze, tylko zrywa połączenie po 23 sygnałach (policzyłam). Po drugie, połączenie z konsultantem wymaga wykonania wielu telefonów. Po trzecie, nawet jak już człowiek się dodzwoni, może usłyszeć, że po lek ma jechać z Warszawy do Darłowa.
W odpowiedzi na kryzys lekowy min. Łukasz Szumowski zapowiedział otwarcie infolinii ws. dostępności leków w aptekach. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Infolinia, dzięki której można się dowiedzieć gdzie kupić leki, ruszyła w poniedziałek. Czynna będzie od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00-18:00.

Pierwszy raz pod numer 800 190 590 wybrałam około wpół do dziesiątej. Już wtedy udało mi się dodzwonić do konsultantki, ale radość trwała krótko. Po chwili połączenie zostało bowiem zerwane – nie miałam więc szans uzyskać informacji. Podobnie było za drugim razem.

Następną godzinę zajęły mi bezskuteczne próby połączenia się z konsultantem. W tym czasie miałam okazję nauczyć się na pamięć komunikatu automatycznej sekretarki infolinii, która każe wybrać liczbę 3, by uzyskać połączenie ws. brakujących leków, potem wygłasza formułkę o RODO, a następnie w słuchawce rozlegają się 23 sygnały.


Gdy nikt nie odbierze, rozlega się komunikat, że wszyscy konsultanci są zajęci i sugestia, by zadzwonić ponownie za kilka minut. Połączenie zostaje przerwane. I tak w kółko. Oczekujący na informację nie są ustawiani w kolejce, jak na przykład w przypadku infolinii dostawców telewizji kablowej – rządowy numer po prostu zrywa połączenie i wszystko trzeba zaczynać od nowa.

Kilkanaście telefonów i kilkadziesiąt minut później usłyszałam w słuchawce głos żywego człowieka. Tym razem obyło się bez trudności technicznych i mogłam zapytać o dostępność kilku leków, których nazwy zebrałam wśród znajomych, zdeprymowanych tym, że muszą odchodzić z kwitkiem z apteki.

"Kolega zaraz sprawdzi, czy ten lek w ogóle jest w Polsce"
Zaczęłam od pytania o Euthyrox 100, popularny lek używany w związku z chorobami tarczycy przeważnie przez kobiety. – Kolega zaraz sprawdzi, czy ten lek w ogóle jest w Polsce, przejdźmy do następnego – zaproponowała konsultantka. Jako drugi wymieniłam przeciwpadaczkowy Lamitrin 0,1 g. Pani po drugiej stronie słuchawki nagle się zasępiła.

– Tego w ogóle nie ma w kraju. Najłatwiej chyba będzie, jeśli pacjent jeszcze raz pójdzie do lekarza i poprosi o receptę na lek w innej dawce: 0,05. Wtedy zamiast jednej tabletki, trzeba będzie brać dwie. Lek w innej dawce można kupić na przykład na Śliskiej, Świętokrzyskiej i Nowogrodzkiej – radziła konsultantka podając numer telefonu do każdej z wymienianych aptek. Numer potrzebny jest po to, by pacjent mógł zadzwonić do apteki i dowiedzieć się, ile opakowań leku jest na stanie, a więc czy w ogóle jest po co jechać.

Następny lek – Protopic 0,1 proc. na atopowe zapalenie skóry – zgodnie z informacjami konsultantki dostępny jest bez przeszkód w prawie całej Warszawie. Zastrzyki przeciwzakrzepowe Clexane 40 znajdują się w aptekach na Kłobuckiej 8A, Kruczej 50 i Zgody 9.

Kupno antydepresyjnego Citalu wiąże się za to z wyprawą do Szerzyn – "4 godziny drogi z Warszawy w stronę Rzeszowa", jak informuje mnie konsultantka.

"Musi pani przyjechać"
A co z Euthyroxem 100? Konsultantka już ustaliła, że są trzy apteki w Polsce, gdzie można go kupić. – Podaję pani adres: Darłowo, ul. Wieniawskiego 16, telefon 94 314 01 26... – informuje kobieta. – Nad morzem? Nie ma czegoś bliżej? – pytam konsultantkę. Przecież to ponad 500 kilometrów.

Na szczęście jest coś bliżej, choć to nie znaczy że blisko – Lubartów, nieco ponad 2 godziny i 40 minut od Warszawy (ul. Rynek 1, tel. 81 448 06 06), a także Golina, w wariancie optymistycznym tylko 2 godziny i 16 minut od Warszawy (ul. Kolejowa 32, numer 63 241 87 75).

– To jakiś absurd, kiedy znowu będzie normalnie kupić leki w aptece? – pytam konsultantkę. – Bardzo mi przykro, pan minister Szumowski mówi, że sytuacja będzie się poprawiać – zapewnia mnie pracownica infolinii. Dziękuję jej za informacje i kończę rozmowę.

Dzwonię do jednej z trzech aptek w Polsce, w której jest Euthyrox 100. Pytam, czy farmaceuta mógłby mi wysłać lek pocztą lub kurierem po tym, jak dostanie ode mnie receptę. – Niestety nie ma takiej możliwości, nie pozwala na to prawo. Jedyne, co możemy zrobić, to na krótki czas odłożyć lek na pani nazwisko. Ale musi pani przyjechać osobiście – tłumaczy pracownik apteki. 1000 telefonów na godzinę
Dzwonię do Ministerstwa Zdrowia. Mówię, że samo połączenie się z rządową infolinię to droga przez mękę. – To infolinia NFZ. W ciągu pierwszej godziny pracownicy otrzymali 1000 telefonów. Mają wzmocnić obsadę tak, by czas oczekiwania był krótszy – mówi rzeczniczka resortu.

W biurze prasowym NFZ dowiaduję się, że przy telefonach siedzi teraz kilkanaście osób, ale ma być więcej. A co z mechanizmem kolejkowym, tak by infolinia nie zrywała połączenia, gdy czeka się na konsultanta? – Nasz departament informatyczny sprawdza, czy jest to możliwe – zapewnia pracownik NFZ.

Na koniec dzwonię do znajomego lekarza z innej części kraju. – Już miałem kilka wizyt pacjentów, którzy prosili, bym zmienił dawkę leku na recepcie tak, by mieli większą szansę go dostać. Wszystko zależy od tego, gdzie mieszkasz. W dużych miastach jest już lepiej, bo braki uzupełniają w pierwszej kolejności duże, sieciowe apteki. To jednak nie znaczy, że wszystko możesz już kupić. Ja swoich pacjentów odsyłam na stronę KtoMaLek.pl – konkluduje.