Po popularny lek trzeba jechać... 500 kilometrów. Oto co usłyszeliśmy na infolinii reklamowanej przez rząd
Zgodnie z zapowiedziami min. Szumowskiego dziś ruszyła infolinia, której konsultanci wskazują, gdzie jest apteka, w której możemy kupić leki. Problemów jest kilka. Po pierwsze, system nie kolejkuje oczekujących, którzy wybrali co trzeba na klawiaturze, tylko zrywa połączenie po 23 sygnałach (policzyłam). Po drugie, połączenie z konsultantem wymaga wykonania wielu telefonów. Po trzecie, nawet jak już człowiek się dodzwoni, może usłyszeć, że po lek ma jechać z Warszawy do Darłowa.
Pierwszy raz pod numer 800 190 590 wybrałam około wpół do dziesiątej. Już wtedy udało mi się dodzwonić do konsultantki, ale radość trwała krótko. Po chwili połączenie zostało bowiem zerwane – nie miałam więc szans uzyskać informacji. Podobnie było za drugim razem.
Następną godzinę zajęły mi bezskuteczne próby połączenia się z konsultantem. W tym czasie miałam okazję nauczyć się na pamięć komunikatu automatycznej sekretarki infolinii, która każe wybrać liczbę 3, by uzyskać połączenie ws. brakujących leków, potem wygłasza formułkę o RODO, a następnie w słuchawce rozlegają się 23 sygnały.
Gdy nikt nie odbierze, rozlega się komunikat, że wszyscy konsultanci są zajęci i sugestia, by zadzwonić ponownie za kilka minut. Połączenie zostaje przerwane. I tak w kółko. Oczekujący na informację nie są ustawiani w kolejce, jak na przykład w przypadku infolinii dostawców telewizji kablowej – rządowy numer po prostu zrywa połączenie i wszystko trzeba zaczynać od nowa.
Kilkanaście telefonów i kilkadziesiąt minut później usłyszałam w słuchawce głos żywego człowieka. Tym razem obyło się bez trudności technicznych i mogłam zapytać o dostępność kilku leków, których nazwy zebrałam wśród znajomych, zdeprymowanych tym, że muszą odchodzić z kwitkiem z apteki.
"Kolega zaraz sprawdzi, czy ten lek w ogóle jest w Polsce"
Zaczęłam od pytania o Euthyrox 100, popularny lek używany w związku z chorobami tarczycy przeważnie przez kobiety. – Kolega zaraz sprawdzi, czy ten lek w ogóle jest w Polsce, przejdźmy do następnego – zaproponowała konsultantka.
– Tego w ogóle nie ma w kraju. Najłatwiej chyba będzie, jeśli pacjent jeszcze raz pójdzie do lekarza i poprosi o receptę na lek w innej dawce: 0,05. Wtedy zamiast jednej tabletki, trzeba będzie brać dwie. Lek w innej dawce można kupić na przykład na Śliskiej, Świętokrzyskiej i Nowogrodzkiej – radziła konsultantka podając numer telefonu do każdej z wymienianych aptek. Numer potrzebny jest po to, by pacjent mógł zadzwonić do apteki i dowiedzieć się, ile opakowań leku jest na stanie, a więc czy w ogóle jest po co jechać.
Następny lek – Protopic 0,1 proc. na atopowe zapalenie skóry – zgodnie z informacjami konsultantki dostępny jest bez przeszkód w prawie całej Warszawie. Zastrzyki przeciwzakrzepowe Clexane 40 znajdują się w aptekach na Kłobuckiej 8A, Kruczej 50 i Zgody 9.
Kupno antydepresyjnego Citalu wiąże się za to z wyprawą do Szerzyn – "4 godziny drogi z Warszawy w stronę Rzeszowa", jak informuje mnie konsultantka.
"Musi pani przyjechać"
A co z Euthyroxem 100? Konsultantka już ustaliła, że są trzy apteki w Polsce, gdzie można go kupić. – Podaję pani adres: Darłowo, ul. Wieniawskiego 16, telefon 94 314 01 26... – informuje kobieta. – Nad morzem? Nie ma czegoś bliżej? – pytam konsultantkę. Przecież to ponad 500 kilometrów.
Na szczęście jest coś bliżej, choć to nie znaczy że blisko – Lubartów, nieco ponad 2 godziny i 40 minut od Warszawy (ul. Rynek 1, tel. 81 448 06 06), a także Golina, w wariancie optymistycznym tylko 2 godziny i 16 minut od Warszawy (ul. Kolejowa 32, numer 63 241 87 75).
– To jakiś absurd, kiedy znowu będzie normalnie kupić leki w aptece? – pytam konsultantkę. – Bardzo mi przykro, pan minister Szumowski mówi, że sytuacja będzie się poprawiać – zapewnia mnie pracownica infolinii. Dziękuję jej za informacje i kończę rozmowę.
Dzwonię do jednej z trzech aptek w Polsce, w której jest Euthyrox 100. Pytam, czy farmaceuta mógłby mi wysłać lek pocztą lub kurierem po tym, jak dostanie ode mnie receptę. – Niestety nie ma takiej możliwości, nie pozwala na to prawo. Jedyne, co możemy zrobić, to na krótki czas odłożyć lek na pani nazwisko. Ale musi pani przyjechać osobiście – tłumaczy pracownik apteki.
Dzwonię do Ministerstwa Zdrowia. Mówię, że samo połączenie się z rządową infolinię to droga przez mękę. – To infolinia NFZ. W ciągu pierwszej godziny pracownicy otrzymali 1000 telefonów. Mają wzmocnić obsadę tak, by czas oczekiwania był krótszy – mówi rzeczniczka resortu.
W biurze prasowym NFZ dowiaduję się, że przy telefonach siedzi teraz kilkanaście osób, ale ma być więcej. A co z mechanizmem kolejkowym, tak by infolinia nie zrywała połączenia, gdy czeka się na konsultanta? – Nasz departament informatyczny sprawdza, czy jest to możliwe – zapewnia pracownik NFZ.
Na koniec dzwonię do znajomego lekarza z innej części kraju. – Już miałem kilka wizyt pacjentów, którzy prosili, bym zmienił dawkę leku na recepcie tak, by mieli większą szansę go dostać. Wszystko zależy od tego, gdzie mieszkasz. W dużych miastach jest już lepiej, bo braki uzupełniają w pierwszej kolejności duże, sieciowe apteki. To jednak nie znaczy, że wszystko możesz już kupić. Ja swoich pacjentów odsyłam na stronę KtoMaLek.pl – konkluduje.