A mógł być doskonały. Peugeot 308 GTi jak żaden inny hothatch zapewni ci... huśtawkę nastrojów

Piotr Rodzik
Świetnie jeździ, jest dynamiczny i jak na hothatcha niewiele pali. Ale z drugiej strony zmiana biegów woła o pomstę do nieba, a wydech brzmi jak odkurzacz. Peugeot 308 GTi to hothatch tylko dla tych, którzy nie lubią się specjalnie wyróżniać z tłumu.
Peugeot 308 GTi jak żaden inny hothatch zapewnia skrajne emocje. Fot. naTemat.pl
Dawno nie jeździłem samochodem, który wywołałby we mnie tak skrajne emocje. 308 GTi jest samochodem, który w jednej chwili kochasz, a w drugiej nie znosisz. Dlatego to nie będzie taki typowy test. Raczej dokładnie wam wypunktuję, co udało się w tym aucie, a co nie.
Fot. naTemat.pl

CO ZAGRAŁO?

Wygląd. Peugeot 308 to ładne auto, a 308 GTi w tym aspekcie powstał zgodnie z prawidłami hothatchy - czyli jest do oryginału bardzo podobny. Charakteru dodają mu czerwone akcenty na zderzaku, czerwone zaciski, wielkie tarcze hamulcowe (o nich później!) czy równie wielkie obręcze kół. No i te znaczki GTi...


W środku tez ciężko się przyczepić. Minimalistyczny wystrój wnętrza może nie ułatwia obsługi, ale wygląda dobrze i nie rozprasza kierowcy skupionego na jeździe.
Fot. naTemat.pl
Jeśli coś komuś może nie pasować, to ten podwójny lakier. Przód jest biały, tył jest czarny. Mi to się nawet podobało, ale.. tylko mi. Złośliwi mogą powiedzieć, że 308 GTi w takim malowaniu wygląda jak po wspawaniu dwóch ćwiartek z tyłu po porządnym dzwonie. Plus takie malowanie sporo kosztuje.

Ale serio. Spójrzcie jak dobrze wygląda po prostu w bieli:
Fot. naTemat.pl
Silnik. Okej, od premiery 308 GTi upłynęło już sporo czasu i jest teraz na rynku sporo po prostu szybszych hothatchy. Ale z drugiej strony naprawdę nic tu nie brakuje. Silnik osiąga 272 KM i 330 Nm, a do tego ma kute tłoki z aluminium i wiele innych bardzo wyczynowych zastosowań.

Po co? Bo ma pojemność zaledwie 1.6 litra! Trudno o równie ekstremalny silnik na rynku. Niemniej jednak do setki rusza w sześć sekund i to z manualem. Jest dobrze.
Fot. naTemat.pl
Prowadzenie. 308 GTi jeździ świetnie i kropka. Jest bardzo stabilny i przewidywalny - zwłaszcza na wyjściu z zakrętu. Jest też dość lekki, co przekłada się na żywiołową i precyzyjną jazdę. Zwłaszcza precyzyjną, bo układ kierowniczy można tylko chwalić. I to wszystko pomimo relatywnie prostego zawieszenia - mamy tu "zwyczajną" belkę skrętną. Zupełnie tego jednak nie czuć, a przy okazji ograniczy koszty serwisu.

Do tego dochodzą hamulce, które potrafią wywrócić wnętrzności. Ale nie ma tu żadnego zaskoczenia - zostały przeszczepione wprost ze znacznie bardziej bezkompromisowego Peugeota RCZ-R, a do tego mają aż 380 milimetrów i aluminiowe nasady. Dzięki temu nie jest łatwo je zagotować.
Fot. naTemat.pl
Spalanie. To zapewne w dużej mierze zasługa jednostki 1.6, ale 308 GTi to najbardziej oszczędny hothatch na rynku. Przy "zwyczajnej" jeździe po mieście da się zejść nawet poniżej 10 litrów na sto kilometrów. Podobnie będzie na autostradzie.

Teoretycznie wszystko jest więc cudownie. Mamy ładne auto z udanym silnikiem i które świetnie się prowadzi. Hothatch doskonały? No niestety nie.
Fot. naTemat.pl

CO NIE ZAGRAŁO?

Skrzynia biegów. Oj tak, przez nią można naprawdę rwać włosy z głowy. Jest właściwie taka jak w tradycyjnym 308. Lewarek ma długi skok, zupełnie niesportowy. Na dodatek bardzo lekko chodzi - nie ma tu tej charakterystycznej ciężkości znanej choćby z Hyunaida i30N, który według mnie jest punktem odniesienia dla całej klasy hothatchy.

To jednak nie jest najgorsze. Bo nie dość, że skok jest długi i zbyt lekki, to jeszcze jest taki... mydlany. Brakuje tu precyzji, a wrzucanie biegów przy wyższych prędkościach to trochę taka zagadka: czy tym razem się uda? Przejście po linii prostej jest jeszcze proste, np. z trójki na czwórkę. Ale po ukosie już różnie bywa.
Fot. naTemat.pl
Dźwięk. Ja wiem, że to 4 cylindry i trochę ponad półtora litra pojemności, ale ze wszystkiego coś da się wycisnąć, a tutaj francuscy inżynierowie chyba nawet nie podjęli wyzwania. Peugeot 308 GTi, podobno hothatch, nie brzmi w ogóle. Nic a nic. Te dwie wielkie rury wydechowe to ściema. Żeby było śmieszniej, po wciśnięciu guzika "sport" dźwięk zaczyna lecieć z głośników.

I żeby jeszcze to dobrze brzmiało, jak choćby w Skodzie Octavii RS. Nic z tego. Dźwięk z głośników jest po prostu przykry. Totalny dramat, którego nie da się słuchać. Naprawdę nikt się nie nabierze, że to prawdziwy dźwięk. Zresztą - nie chcielibyście, żeby tak brzmiał wasz samochód.
Fot. naTemat.pl
Ergonomia. Mamy tutaj w środku wszystko to, co w tradycyjnym Peugeocie 308. Ale co sprawdza się w cywilnej wersji, niekoniecznie daje radę w GTi. Przede wszystkim ta mała, jajowata kierownica nie do końca daje poczucie kontroli nad autem. Umieszczone ponad nią wskaźniki trochę irytują. Francuzi twierdzą, że dzięki temu nie trzeba odrywać oczu od drogi, ale to nieprawda. A na dodatek obrotomierz jest "odwrócony".

No i wreszcie usunięcie prawie wszystkich guzików i przeniesienie obsługi na ekran dotykowy. Nieszczęsnej obsługi klimatyzacji z tabletu czepiam się w każdym aucie Peugeota czy Citroena, ale w aucie sportowym, gdzie chcesz mieć wszystko pod ręką, to irytuje jeszcze bardziej. Przy dynamicznej jeździe nie przestawisz "klimy". Po prostu nie ma opcji. Ani nie zrobisz nic innego.
Fot. naTemat.pl

DLA KOGO?

Chyba przede wszystkim dla tych, którzy chcą mieć auto z dużym zapasem mocy, a nie za bardzo chcą się popisywać. W potrzeby takiego klienta Peugeot 308 GTi wpasuje się idealnie. No i bez specjalnych ciągotek na tor. Bo ta skrzynia biegów, choć niespecjalna do dynamicznej jazdy, na co dzień będzie mimo wszystko okej.

Paradoksalnie w tym "ograniczaniu emocji" tkwi jakaś siła tego auta. Bo wspomniany już Hyundai i30N na dłuższą metę męczy. Nie nadaje się raczej do codziennej jazdy do pracy. Co innego tutaj.
Fot. naTemat.pl
No i cena jest znośna. 308 GTi to chyba pierwsze auto, które mogę polecić w wersji... bazowej. Bez dodatków. Taka kosztuje bowiem 139 900 zł, a testowany egzemplarz to 157 200 zł. Za co dopłacamy? Za rzeczy w sumie zbędne w takim aucie. Ten nieszczęsny lakier, odtwarzacz CD (mamy 2019 rok), wielu kierowców obędzie się przecież także bez kamery cofania. To nie jest duże auto. Tego typu dodatków jest jeszcze kilka.

Tak naprawdę zostawiłbym sobie alarm (1200 zł) i podgrzewanie przednich foteli (700 zł). Bo lubię. Ale jak ktoś się uprze, to za 140 tysięcy (bez upustów) wyjedzie z salonu "golasem" i będzie zadowolony.
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl