Korwin-Piotrowska opluta na ulicy. Powód był absurdalny, ale dający do myślenia

Bartosz Świderski
Nienawiść do środowiska LGBT mogą odczuć na własnej skórze nawet osoby spoza tego kręgu. Wystarczy, że mają przy sobie coś tęczowego. Przekonała się o tym popularna dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska. Została zaatakowana przez przechodniów nie z powodu jej działalności medialnej, ale... kolorowej torby.
Karolina Korwin Piotrowska podzieliła się przykrą historią z Warszawy. Została wielokrotnie atakowana z powodu kolorowej torby Fot. Iinstagram.com/karolinakp
Tęcza, w bardzo krótkim czasie, z symbolu szczęścia stała się sygnałem do ataku. Działa jak na płachta na byka na skrajną prawicę, konserwatystów i homofobów. I nawet jeśli jesteś hetero (choć orientacja w tym przypadku zupełnie nie ma znaczenia), we współczesnej Polsce możesz oberwać za kolorowy gadżet.

"Na przestrzeni kilkuset metrów niosąc zakupy w torbie z tęczą zostałam raz opluta, dwie panie pod kościołem na mój widok zrobiły znak krzyża (zupa czuła się błogosławiona), jeden starszy pan mnie popchnął na ulicy pod straganem mówiąc 'parszywe lewactwo', matka z dziećmi, które zawołały: mamo kupmy taką siatkę, jaką ma ta pani i odpowiedź: nie jesteśmy zboczeni" – napisała dziennikarka na Twitterze.

Jednej pani z dzieckiem w sklepie na B prawie wypadły zakupy a potem zapytała teatralnym szeptem nad ekologiczna cukinią: Pani się tak nie boi z TYM chodzić? Gdzie mogę taką kupić? Moja emerytowana sąsiadka, słuchaczka Radia Maryja, urocza i zabawna, podeszła do mnie zatroskana: Pani Karolinko, przecież pani nie jest żadna lesba, po co tak prowokować?

"Najzabawniejsza była w piątek dziewczyna na rowerze i jej chłopak na hulajnodze, którzy złamali przepisy na skrzyżowaniu, żeby podjechać i zapytać, gdzie TO kupiłam. Że chcą kupić tego więcej i dać znajomym. Głównie w szoku są ludzie starsi, to prawda. W szoku, bo.. .tęcza" – kontynuowała Korwin-Piotrowska. Wpis podparła zdjęciem "kontrowersyjnej" torby. Wszystkie bliskie spotkania z tęczofobami miały miejsce przez trzy dni w Warszawie. Jak sama przyznała, działo się to "w liberalnej dzielnicy".