To dla niej miliony oglądają serial "Zniewolona". Niedługo może zostać gwiazdą Hollywood

Ola Gersz
Piękna, zdolna i hipnotyzująca. Odtwórczyni głównej roli w hitowym serialu TVP "Zniewolona", Rosjanka Katerina Kowalczuk, rozkochała w sobie dziesiątki milionów widzów – nie tylko na Ukrainie. Niektórzy już porównują ją do Iriny Shayk i wieszczą aktorce karierę w Hollywood. Ta zresztą jest marzeniem Kowalczuk. Gwiazda "Zniewolonej" na marzeniach jednak nie poprzestaje –uparcie dąży do celu.
Katerina Kowalczuk podbiła Ukrainę i Polskę, czas na Stany Zjednoczone Fot. Facebook / Katerina Kowalczuk
"Zniewolona" to w Polsce już fenomen. Dość powiedzieć, że wyemitowany kilka dni temu 27 odcinek ukraińskiego serialu kostiumowego pobił wszelkie rekordy – obejrzało go aż 3 miliony widzów!

"Co prawda do popularności emitowanej przed laty 'Niewolnicy Izaury' jeszcze serialowi sporo brakuje (...), jednak w tym momencie to największy hit w telewizji – nie tylko polskiej. 'Zniewolona' prześcignęła nawet 'Fakty'. Jacek Kurski pęka z zachwytu, ale nie ma mu się co dziwić – ma nosa do kupna zagranicznych licencji seriali. Z własnymi wychodzi mu gorzej" – pisał Bartosz Godziński w naTemat. Polacy dosłownie zakochali się w tej osadzonej w połowie XIX wieku w Imperium Rosyjskim opowieści o wychowanej przez szlachciankę chłopce pańszczyźnianej Katierinie Wierbickiej, która jest własnością bogatego ziemianina i zaczyna walczyć o swoją wolność.


Zakochali się do tego stopnia, że światowa premiera drugiego sezonu "Zniewolonej" miała miejsce w Polsce, a aktorzy z serialu – jak podaje "Super Express" – mają niedługo przyjechać nad Wisłę. Wśród nich ma być Katerina Kowalczuk, czyli serialowa Katia. Nie ukrywajmy – to ona jest w większości odpowiedzialna za sukces "Zniewolonej". Wielu widzów włącza bowiem codziennie telewizor specjalnie dla pięknej Rosjanki.

Kim jest gwiazda ukraińskiej telenoweli? Dziewczyna spod Uralu
Ma 26 lat, urodziła się Syktywkarze, liczącym około 230 tysięcy mieszkańców mieście niedaleko Uralu. O jej dzieciństwie praktycznie... nic nie wiadomo. Kowalczuk nie mówi bowiem publicznie o swoim życiu prywatnym, nie udziela obfitujących w intymne szczegóły wywiadów.

Co wiadomo na pewno? Gwiazda "Zniewolonej" od dziecka marzyła o zostaniu aktorką. Dlatego, kiedy dostała się na Państwową Akademię Sztuki Teatralnej w Petersburgu, spakowała się i ruszyła ku swoim marzeniom. Akademię ukończyła, a w międzyczasie grywała w studenckich spektaklach występowała przed kamerą. Kowalczuk długo czekała jednak na przełom. W 2016 roku dostała angaż w serialu "Mentovskie voyny" ("Wojny gliniarzy"), zagrała też w kilku filmach krótkometrażowych. Nie ograniczała się zresztą tylko do Rosji – brała udział w międzynarodowych i zagranicznych kolaboracjach, pojawiła się chociażby w teledysku do piosenki "In the Night (Chapter 2. Fans del Sol)" hiszpańskiego zespołu Oques Grasses.

Wyczekiwanym przełomem okazał się dla Kowalczuk właśnie serial "Zniewolona". Jednak zanim aktorka trafiła na plan w sierpniu 2017 roku, zrobiła furorę w mediach społecznościowych.

Wyróżniała się bowiem z tłumu. Instagram i wielbiciele
To wszystko z powodu urody. Słowiański wygląd Kowalczyk w połączeniu z jej charyzmą i fotogenicznością daje piorunujący efekt, o czym Rosjanka przekonała się już kilka lat temu. Dlatego równoległe z aktorstwem próbowała ona swoich sił w modelingu.

Okazała się idealną modelką. Kowalczyk stopniowo coraz częściej pojawiała się w sesjach zdjęciowych, a na Facebooku i Instagramie regularnie wstawiała swoje zdjęcia. To właśnie dzięki nim zdobyła podobną rolę w "Zniewolonej" – zachwyceni jej urodą producenci ukraińskiego serialu sami się z nią skontaktowali. Nie mieli bowiem wątpliwości, że znaleźli swoją Katię. Kowalczuk nie lubi dzielić się w internecie swoim życiem prywatnym, ale nie boi się publikować odważnych zdjęć, w tym aktów. Jej wielbiciele nie mogą nachwalić się jej urody. "Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Przyjdź do Ameryki i ożeń się ze mną!" – to tylko jeden z licznych komentarzy, które Rosjanka otrzymuje od mężczyzn na Instagramie czy Facebooku. Na niektóre odpowiada, inne – takie ostentacyjne, jak ten – ignoruje.

Nie tylko jej wygląd zachwyca. Kowalczuk nie dość, że jest zdolna i charyzmatyczna, to jeszcze ma wiele talentów: jeździ konno, umie posługiwać się ciężką bronią palną, stepuje, chodzi po linie i żongluje. Perfekcyjnie zna też język angielski.

"Wieczna męczarnia"
Kowalczuk jest niebywale ambitna. Widać to w jej mediach społecznościowych i na jej stronie internetowej, na których często dzieli się nagraniami z przesłuchań. Słychać o tym również w anegdotach z planu.

Chociażby tej, którą przytoczył "TELE Magazyn" – o wypadku na planie "Zniewolonej". Rosjanka sama jeździ w serialu konno i nie korzysta z pomocy dublerki. Pewnego razu podczas zdjęć koń z Kowalczuk na grzbiecie spłoszył się jednak i poniósł aktorkę. Tej jednak udało się go uspokoić i wszystko skończyło się dobrze. Jak podkreśla Kowalczuk, gdyby nie umiała tak dobrze jeździć konno, cała historia mogła skończyć się zgoła inaczej. Kowalczuk długo czekała na swoją szansę, nie marudzi więc i poświęca się dla roli Katii. Chociaż łatwo nie jest – praca nad samym pierwszym sezonem trwała aż 13 miesięcy i była naprawdę wyczerpująca. Zdjęcia odbywały się bowiem i w temperaturze minus 27 stopni, i 34 stopni Celsjusza na plusie.

– Mój nauczyciel aktorstwa, Siergiej Konstantinowicz Kargin, przestrzegał mnie przed wyborem tego zawodu: "Po co ci to? Skazujesz się na wieczną męczarnię". Teraz już wiem, co miał na myśli. (...) Na planie noszę bardzo ciężkie suknie, niektóre ważą nawet 13 kilogramów. Miałam wszędzie siniaki od tych krynolin, fiszbinów, haftek... A przez ciasno zawiązany gorset nie mogłam w ogóle jeść – mówiła Kowalczyk w wywiadzie cytowanym przez "TELE Magazyn". Amerykański sen
Rosjanka oczywiście niczym się nie zraża. W jej mediach społecznościowych widać zresztą, że nigdy się nie poddaje – idzie do przodu, nie zniechęcają jej porażki i sama mobilizuje swoich fanów do spełniania marzeń.

Cały czas ma zresztą z fanami serdeczny kontakt – zwraca się do nich, odpowiada na komentarze, zwróciła się nawet bezpośrednio do widzów "Zniewolonej" z Polski, Litwy i Łotwy. "Kochani widzowie, bardzo mnie uszczęśliwiacie. Wasze emocje są dla mnie bardzo ważne!" – napisała na Instagramie. A marzenia? Aktorce one powoli się spełniają.

Niedawno pochwaliła się, że w końcu dostała wizę do Stanów Zjednoczonych, co było jej pragnieniem od trzech lat. Nie otrzymał jej Michał Szapowałow ze "Zniewolonej", z którym podobno Kowalczuk spotyka się prywatnie. Rosjanka jednak się nie załamała i sama wsiadła w samolot. W Los Angeles czekała na nią bowiem rola w filmie science fiction "Roy", na którego planie właśnie pracuje. "Czuję obecnie tyle miłości, że chcę się z nią z wami podzielić. Głęboko wierzę w was wszystkich. Możecie zrobić wszystko, co tylko chcecie. Obecnie spełniam swoje marzenia, cały czas robię to, co kocham. Sama jestem miłością. Jeśli robicie coś, czego nie kochacie – od razu to rzućcie! Zacznijmy robić to, co kochamy" – napisała na Instagrama.

Oby tę miłość Kowalczuk odczuwała już zawsze. Krytycy i fani wieszczą jej wielką karierę za oceanem. Będzie drugą tak wielką rosyjską gwiazdą, jak Irina Shayk?

Czas pokaże.