Banany mogą zniknąć ze sklepów na zawsze. Powodem choroba, na którą nie ma lekarstwa

Kamil Rakosza
Choroba panamska (nie mylić z filipińską) już raz doprowadziła do bananowej zagłady. Jej ofiarą padł najpopularniejszy wówczas w USA i Europie szczep Gros Michel. Teraz kolumbijskie władze potwierdzają występowanie zalążków zarazy, która może zmienić naszą dietę w bardzo niekorzystny sposób.
Poprzedni szczep choroby panamskiej zniszczył gatunek bananów Gros Michel. Fot. Bartosz Makowczyński / Agencja Gazeta
Choć nie występują naturalnie w naszym klimacie, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której w warzywniaku brakuje bananów. Tymczasem to wcale nie taki nieprawdopodobny scenariusz, jak mogłoby się wydawać. Najpopularniejsza dziś w Polsce odmiana owoców w żółtej skórce – Cavendish – jest poważnie zagrożona. Wszystko przez niewidzialnego mordercę – grzyba Fusarium oxysporum TR4, który dotarł do Kolumbii. Odmiana Cavendish ma blisko 45 proc. udziału w światowej produkcji bananów. Pochodzi z Azji Południowo-Wschodniej i zdobyła swoją popularność po poprzedniej bananowej zagładzie. Wtedy ofiarą innego szczepu grzyba Fusarium oxysporum, wywołującego chorobę panamską, padł gatunek Gros Michel – najpopularniejsza odmiana bananów w USA i Europie do końca lat 50. XX w.


Cavendish, choć gorszy w smaku i trudniejszy w transporcie, przejął rolę plantacyjnego hegemona. Jego wielkim atutem było to, że nie był podatny na chorobę wywołaną Fusarium oxysporum. Niestety tylko do końca lat 80., kiedy to na Tajwanie pojawiła się zabójcza odmiana TR4.

Tu leży banan
O pojawieniu się rzekomych patogenów choroby panamskiej w Kolumbii można było usłyszeć w czerwcu tego roku. 8 sierpnia przypuszczenia się potwierdziły, a w południowoamerykańskim kraju wprowadzono stan wyjątkowy. Choroba panamska jest bezlitosna dla bananowców. Grzyb przedostaje się do korzeni rośliny i doprowadza do więdnięcia liści, a w konsekwencji do całkowitego obumarcia drzewa. Wszystko przez to, że woda nie ma jak dotrzeć do jego komórek. Jak dotąd nikt nie wymyślił remedium na to paskudztwo.

Grzyb nie do zabicia
W tej chwili jedyną "skuteczną" metodą ratowania roślin jest separowanie zakażonych osobników od zdrowych. Niestety grzyb łatwo przenosi się w nowe miejsca na butach lub maszynach używanych przez nieświadomych rolników. Dodatkowym problemem jest też to, że nawet kiedy choroba się skończy, wywołujący ją grzyb jeszcze przez 30 lat może żyć w skażonej glebie. To wyklucza tworzenie nowych plantacji na takim obszarze. W kolumbijskim regionie La Guajira wprowadzono kwarantannę na obszarze plantacyjnym o wielkości 170 ha. Taką decyzję wydał Kolumbijski Instytut Rolnictwa jeszcze w lipcu tego roku. Na początku sierpnia wenezuelski Narodowy Instytut Zdrowia Rolnego (INSAI) wystosował odezwę do zachodnich producentów w kraju, by podjęli środki zapobiegawcze przeciw przedostawaniu się grzyba do Wenezueli.

Dla krajów, dla których eksport tych owoców jest jednym z głównych filarów gospodarki, panamska plaga jest strasznym wydarzeniem. Zwłaszcza dla państw o tak zrujnowanych finansach jak Wenezuela.

Ostatni taki
Zgodnie z tym, co można przeczytać w "National Geographic", istnieje spore ryzyko, że żaden inny gatunek nie zastąpi znanego nam smaku.

Co prawda na Uniwersytecie Technologicznym w Queensland w Australii są prowadzone genetyczne modyfikacje odmiany Cavendish, no ale spróbujcie przekonać resztę świata, że GMO to nie 666. syn diabła. Koniec końców będziemy chyba musieli się przestawić na smak, niekoniecznie przypominający ten, który wrył nam się w pamięć.

– Są banany o innych kształtach, kolorach i smakach, które przetrwają atak TR4 – mówił prof. Rony Swennen z Uniwersytetu Leuven. – Pytanie brzmi, co na to branża oraz czy konsumenci dadzą się przekonać do nowości.