"Dowiemy się, kto stoi za @KastaWatch". Te profile na Twitterze rozkręcały kampanię hejtu

Anna Dryjańska
– Obecna władza wielokrotnie podkreślała, że wolność w internecie powinna być bezwzględna. Problem w tym, że niepohamowane zniesławianie niszczy społeczeństwo od środka – mówi naTemat Anna Mierzyńska, analityczka internetowa. Zdaniem ekspertki wkrótce wiadomo będzie, kto stoi z kontem @KastaWatch, które hejtuje sędziów niezależnych od PiS.
fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta / naTemat
Anna Dryjańska: Jak pani zareagowała na wybuch afery w Ministerstwie Sprawiedliwości wokół byłego już wiceministra Piebiaka?

Anna Mierzyńska*: Poczułam ulgę.

Dlaczego?

Bo wreszcie zaczęły wychodzić na jaw dowody na to, co obserwowałam w internecie od miesięcy. W lutym opublikowałam analizę na ten temat. Na Twitterze od dawna trwa zorganizowana akcja zniesławiania sędziów, którzy nie popierają niekonstytucyjnych zmian PiS w wymiarze sprawiedliwości.

Kto bierze w niej udział?

Od listopada 2018 r. ośrodkiem hejtu wobec niepokornych sędziów jest anonimowe konto @KastaWatch, które publikuje dokumenty z akt personalnych sędziów czy np. z ich korespondencji z ministrem Zbigniewem Ziobrą.


Wyraźnie widać, że jest powiązane ze środowiskiem Ministerstwa Sprawiedliwości lub wybranej przez PiS nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Wiele wskazuje na to, że właśnie stamtąd nielegalnie dostawało materiały, które potem umieszczało na Twitterze. @KastaWatch hejtuje sędziów, a także tworzy i rozpowszechnia obraźliwe informacje, często dotyczące prywatnego życia, na ich temat. Kto je prowadzi?

Jeszcze nie wiadomo. Myślę, że pani Emilia, która współpracowała z urzędnikami Ministerstwa Sprawiedliwości, może wiedzieć, kto stoi za tym kontem. Być może tę wiedzę mają już redakcje, które opisują aferę. Tak czy inaczej przypuszczam, że wkrótce się dowiemy.

Jest ktoś poza Emilią i @KastaWatch, kto jeszcze próbuje niszczyć w internecie niezależnych sędziów?

To cała grupa kont, które podają dalej zniesławiające i wulgarne wpisy o sędziach. Są wśród nich także konta z grupy, która określa się za pomocą hashtagu #DrugaZmiana, założonej trzy lata temu przez posła Dominika Tarczyńskiego (PiS). Skrzykują się ws. ataków na osoby, które nie podzielają ich poglądów politycznych.

Jak rozpoznać trolla? Czy jest jakieś narzędzie na Twitterze lub Facebooku, które pomoże nam to sprawdzić?

Nie ma takiego narzędzia. Nie ma też granicy lub kryterium, które jasno oddzieli trolli od zwykłych użytkowników. Klasyczny troll jest anonimowy, agresywny, ma mało followersów. Ale przecież są anonimowi użytkownicy, którzy nie trollują, oraz osoby, które pod własnym nazwiskiem i pokazując własną twarz wyzywają innych. Wulgarny tweet może wysłać ktoś, kto nigdy wcześniej tego nie zrobił, bo puściły mu nerwy, nie każdy tweet trolla musi nadawać się do wykropkowania.

Trzeba się zdać na własny osąd. Czerwona lampka powinna nam się zapalić w sytuacji, gdy ktoś zachowuje się w internecie tak obraźliwie, jak byłoby to nie do pomyślenia poza siecią.
Anna Mierzyńska obserwuje politycznego Twittera.fot. archiwum prywatne
A może łatwo jest nazwać trollem osobę, która ma inny światopogląd niż my, a sama łatka jest uznaniowa?

Trollowanie nie ma nic wspólnego z poglądami. To sposób zachowania, a nie zestaw przekonań. Trollem jest osoba, która lży, obraża, wulgarnie zaczepia, podszywa się pod innych, oszukuje, produkuje i rozpowszechnia fejki, zagrzewa do nienawiści. Może być internetowym bojownikiem albo najemnikiem każdej sprawy.

Co zrobić, gdy pisze do nas troll?

Przede wszystkim mu nie odpowiadajmy. O tym mówi złota zasada "nie karmić trolli". Nasz brak reakcji jest dla nich klęską, z kolei jeśli się wdajemy w dyskusję z obelżywymi słowami, jest to ich zwycięstwo.

Czasami trudno nie zareagować.

Na Twitterze jest mechanizm wyciszenia lub blokady treści z danego konta. W pierwszym przypadku nasze wpisy są widoczne dla trolla, ale my nie widzimy jego tweetów. W drugim komunikacja jest ucięta obustronnie. Trudno powiedzieć, który z tych sposobów jest lepszy, są różne szkoły. Grunt żeby nie dać się sprowokować.

Można zrobić coś jeszcze?

Jeśli użytkownik łamie regulamin serwisu, można go zgłosić. Chodzi na przykład o konta, które atakują grupy społeczne, podszywają się pod jakąś osobę publiczną, publikują wulgaryzmy.

Każdy z tych przypadków można zgłosić Twitterowi. Im więcej zgłoszeń danego konta, tym szybciej serwis się nim zajmie. Może się okazać, że nie dopatrzy się złamania regulaminu, ale często przynosi to pozytywny efekt. Podobnie jest na Facebooku.

Z Emilią kontaktował się na Twitterze nie tylko były wiceminister Piebiak, ale też na przykład pracownicy rządowych i prorządowych mediów: Wojciech Biedroń i Magdalena Ogórek. Czy to o czymś świadczy?

Swego czasu Wojciech Biedroń pisał Emilii na Twitterze, że wykonuje dobrą robotę "dla sprawy”. "Wielki szacunek dla @MalaEmiE za wszystko, co robi!” – tweetował. Pojawia się pytanie o jego zaangażowanie w propagandę antysędziowską sączoną ze środowiska Ministerstwa Sprawiedliwości.

Natomiast z samego faktu, że ktoś coś komuś zalajkował albo podał dalej, nie można wysnuwać wniosków innych niż te, że konta są ze sobą w sieci kontaktów. Zastanawiam się natomiast, czy było więcej takich sterowanych akcji jak wiceministra Piebiaka, tyle że wymierzonych w inne grupy Polaków, które były na celowniku rządu PiS. Internet to dziki zachód?

Niestety tak. Obecna władza wielokrotnie podkreślała, że wolność w internecie powinna być bezwzględna. Problem w tym, że niepohamowane zniesławianie niszczy społeczeństwo od środka. Historia dostarczyła na to mnóstwo przerażających dowodów.

* Anna Mierzyńska specjalizuje się w marketingu sektora publicznego. Analizuje polityczną część Twittera. W 2018 roku wystąpiła z PO.