"Kryzys drugiej rocznicy". Tego trzeba się spodziewać w kolejnych etapach związku
"To jest pewnie kryzys drugiej rocznicy. Raz tego testu nie przeszłam, za drugim razem się udało" – czytamy. Jednak nie wszyscy zgadzają się z taką opinią. Zdaniem niektórych, etap, w którym w związku następują zmiany, przychodzi znacznie później.
Każdy związek się zmienia i rozwija, choć w niektórych przypadkach bardziej adekwatnym określeniem byłoby raczej "zwija się". Często bywa jednak tak, że relację podpinamy pod pewien "sprawdzony" schemat. I tak, skoro wszystkie ciocie i koleżanki mówią, że po 7 latach przychodzi kryzys, to na pewno tak jest i trzeba mieć się na baczności.W każdym związku kryzys przychodzi po 4 latach.
Mówi się, że cztery pierwsze lata wspólnego życia to sielanka.
Dla mnie magiczna granica to 4 lata. zazwyczaj po tym czasie wszystko zaczyna się psuć.
Z obawy o zmiany, które są czymś naturalnym i wbrew pozorom nie świadczą o oddalaniu się od siebie zakochanych, szukamy rad, które dadzą pewność, że nie popełnimy błędu, że nam na pewno się uda. Ktoś przecież z pewnością wie, jak powinien wyglądać związek po dwóch, czterech, czy dziesięciu latach, a my się dopasujemy... Problem w tym, że tak jak ludzie są różni, tak i związki, które tworzą, nie są kopią.
To, co da się określić, to to, jak ewoluuje i dojrzewa relacja. Jednak to, jak odnajdziemy się na pewnych etapach i czy jesteśmy na tyle dojrzali, by je zaakceptować, zależy już od każdego z osobna.
Joanna Godecka, terapeutka i ekspertka do spraw relacji portalu Sympatia.pl (autorka książki "Szczęście w miłości. Jak mądrze kochać i rozumieć siebie”) zastrzega, że nie lubi uogólnień. W rozmowie z naTemat podkreśla fakt, że każdy z nas ma inny styl życia, dlatego lepiej unikać negatywnego kodowania.
– Kryzys pojawia się w sytuacji, w której weryfikujemy nasze oczekiwania. Kiedy wstępujemy w związek, towarzyszą nam romantyczne wyobrażenia, niekiedy trochę nierealistyczne. Uważamy, że będzie cudownie i inaczej niż u innych. Patrzymy na świat przez różowe okulary. Codzienność zmusza nas jednak do pewnej rutyny, choć zwykle sami do niej dążymy, bo wtedy czujemy, że życie staje się bardziej bezpieczne – mówi nasza rozmówczyni.
Etap pierwszy, czyli moment, kiedy ściągasz różowe okulary.To nie tylko mój przypadek. Właściwie każda koleżanka, która przetrwała 2 lata lub dłużej, mi o tym wspominała. Czy my, baby to podciągamy pod nasze niepowodzenia? Uważam, ze Wy faceci tego i tak nie dostrzegacie, że coś nie gra. Widocznie my jesteśmy tak zaprogramowane, że po 2 latach przychodzi moment rozważenia całego związku i zastanowienia się, czy dalej tego chcemy. To chyba ten przełomowy moment, kiedy dochodzimy do tego, czy kochamy naprawdę, całą sobą.
Tajemnicą nie jest, choć bardzo byśmy tego chcieli, że motyle w brzuchu, ciągła ekscytacja i zafascynowanie partnerem, ulatują wraz z kolejnymi wspólnie spędzonymi miesiącami. Rzeczywiście można mieć wtedy wrażenie, że związek nie wygląda tak jak powinien, bo nie wygląda... tak jak wcześniej. To jednak tylko naturalny rozwój relacji, który, choć może, nie powinien przerażać.
W takim wyciszeniu emocji nie ma nic złego, co więcej, jest nam to potrzebne. Ten moment rzeczywiście pojawia się mniej więcej po dwóch latach związku. Joanna Godecka nazywa go "wpłynięciem na spokojne wody".
– Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do większych amplitud uczuć, może poczuć się zaniepokojony i może zadawać pytanie: Czy my się nadal kochamy? Dlaczego nie czekamy już na siebie z takimi wypiekami na twarzy, a czasem nawet nie słyszymy, że partner wszedł do domu? Musimy jednak zaakceptować, że wszystko się zmienia, że zmieniają się uczucia. Jeżeli jesteśmy na to gotowi, będziemy wstanie zauważyć, że zmiana przynosi inne wartości – podkreśla terapeutka.
Te wartości to dojrzała, spokojna miłość, lojalność i wzajemna sympatię. Związek jest wartościowy, bo jest bliskość, która jest największa wartością w związku. Choć na początku jesteśmy do siebie przyklejeni i chodzimy wszędzie za rękę, to potem prywatna przestrzeń jest nam potrzebna.
– Potrafimy lepiej zarządzać czasem, żeby mieć go na wszystko, co jest nam potrzebne. Bywa, że jedna z osób wcześniej równoważy swoje życie, a wtedy druga może pomyśleć, że nie jest już kochana. Np. do tej pory uprawialiśmy seks bardzo często, a teraz już rzadziej. Tak jednak dzieje się zazwyczaj, kiedy mamy siebie w zasięgu ręki. Inne potrzeby wychodzą na pierwszy plan. Wśród nich może być po prostu sen – wyjaśnia Godecka.
Trzeba jednak pamiętać, że ten etap nie musi być równoznaczny z kryzysem. Ten może się jednak pojawić, gdy nasze oczekiwania były nieadekwatne. Lepiej jest, kiedy mamy świadomość, że wspólne życie nie będzie się składać tylko z radości i przyjemności, ale też i z obowiązków. Jak tłumaczy ekspertka, zakochanie ustępuje miejsca stabilizacji.
Dryfowanie ku stabilizacjiWitam. Właśnie jestem w trakcie takiego kryzysu. Jesteśmy razem 3,5 roku, a mój mężczyzna nagle mi oświadczył, że nie wie, czy chce ze mną być. Podobno zabrakło mu tego czegoś. Nagle Mu zabrakło. Czemu, kiedy kończą się fajerwerki w związku facet chce odejść?
Mniej więcej po czterech latach związku przychodzi moment, kiedy "dryfujemy ku stabilizacji", ale i ku nudzie. Znamy się już bardzo dobrze, wiemy, jakie są nasze przyzwyczajenia. Jesteśmy przyzwyczajeni do naszej rzeczywistości.
– Kolejny kryzys może przyjść w życiu, kiedy w codziennym zabieganiu przestaniemy dbać o relację. Nawet jeśli nieco nam ona spowszedniała, warto trzymać rękę na pulsie aby nie popadać w skrajność. Tą skrajnością jest patrzenie na partnera niemal tak jak na domowy mebel. Przestajemy go zauważać. Ludzie pogrążają się w pracy, w opiece nad dziećmi i najrozmaitszymi obowiązkami. Gdy życie sprowadza się wyłącznie do zarządzania codziennością, bliskość ulatuje z relacji – wyjaśnia moja rozmówczyni.
Terapeutka kolejne lata w związku określa jako czas, kiedy funkcjonujemy niejako na automatycznym pilocie, co sprawia, że wycofujemy się z bliskości. Ten scenariusz jest najbardziej prawdopodobny w związkach, gdzie komunikacja od samego początku jest "taka sobie".
– Na początku rozmawiamy, a później uważamy, że wszystko już sobie powiedzieliśmy. Dziesięć lat temu powiedziałam, że cię kocham, więc to wystarczy – mówi ekspertka portalu Sympatia.pl.
Bliskość to umiejętność bycia w kontakcie nawet jeśli codzienność nas pochłania. Chodzi o to, aby wiedzieć, co dla naszego partnera jest ważne, o czym myśli i marzy, jakie ma problemy i potrzeby. Istotne, aby działało to w dwie strony.
– Kryzys i zdrada pojawiają się wtedy, kiedy nasze potrzeby nie są zaspokojone. Partner jest obojętny na wysyłane przez nas sygnały, jest zajęty, nie ma czasu. W związku z tym zanika bliskość. A jej podstawą są przecież komunikacja i rozmaite drobiazgi, które ją podkreślają – komentuje Godecka.
Nie chodzi tu wcale o fajerwerki. Chodzi o manifestowanie uczuć w drobnych, codziennych gestach. Ignorowanie potrzeb partnera i swoich własnych, nie zgłaszanie ich, jest "dryfowaniem na górę lodową".
– Nie można pozwolić ulotnić się symptomom miłości – odpowiada terapeutka, kiedy pytam ją o kolejny etap związku. Nie brzmi to tak, jakby to zadanie było czymś skomplikowany, a jednak... Jeśli para jest ze sobą już od dziesięciu lat, musi uważać, aby nie rozmawiać ze sobą tylko o tym, na jaki kolor pomalować ściany, czy gdzie pojechać na wakacje.
Po tylu latach bycia razem często pojawia się także kolejny członek rodziny. To sprawia, że zmienia się układ sił w relacji. Kobieta pochłonięta opieką nad dzieckiem czasami odsuwa mężczyznę na boczny tor.
– Być może to będzie niepopularne, co teraz powiem, ale miłość do dziecka absolutnie nie powinna konkurować z miłością między partnerami, rodzicami. Nie powinna wzrastać jej kosztem, a to dzieje się często – przyznaje Godecka. Miłość rodziców między sobą to ogromny pozytywny kapitał dla dziecka.
Terapeutka dzieli się z nami przykładem dobrej relacji z własnego otoczenia. Zna parę, która jest już po siedemdziesiątce. Kiedy kobieta zachorowała i leżała w łóżku, mężczyzna wybrał się na poszukiwanie fiołków, ulubionych kwiatów jego żony. Działo się to w marcu, co nie ułatwiało zadania.
– Nie można wrzucać ludzi do jednego worka i przykleić im etykietki bo jesteśmy naprawdę różni. Wiele zależy od tego jaki mamy temperament, jak sobie radzimy z czasem, czy mamy znajomych. Od stopnia dojrzałości i poziomu uczuć również dużo zależy, więc to o czym mówimy może być po prostu ewolucją w związku.
Trzeba dostrzegać siebie
Nie ważne, czy jest się ze sobą rok, dwa lata, cztery, dziesięć, czy dwadzieścia, najważniejsze jest to, aby zauważać siebie i dbać o bliskość. Warto mieć wspólne hobby, trzeba częściej śmiać się razem.
– Kiedy widzę, że mój partner lub partnerka ma ważny projekt zawodowy, jakąś prezentację, rozmowę, to np. oferuję swoją pomoc. Interesuje się tym, co robi partner. Jeżeli gdzieś wyjeżdża, leci samolotem, to fajnie jest odebrać go tego lotniska. Niekoniecznie trzeba stać z bukietem kwiatów. Warto jednak dać mu sygnał - jestem i czekam na ciebie. Kiedy partner wraca do domu, chodzi o codzienne powroty z pracy, to miło jest, gdy wyjdziemy przywitać się z nim do drzwi, czy zrobimy mu herbatę – mówi rozmówczyni naTemat.
Pytamy partnera o czym myśli, ale nie dlatego, że chcemy go szpiegować, pytamy, bo chcemy wiedzieć, co jest dla niego istotne. To są właśnie te wspomniane już drobne gesty, które pokazują, że druga osoba jest dla nas ważna, że ją dostrzegamy.