"Ludzie mają to gdzieś". Demontaż krzyża na Giewoncie to absurd, problem tkwi gdzie indziej

Aneta Olender
Cztery osoby nie żyją, a ponad 150 turystów jest poszkodowanych. Burza, która przeszła w czwartek nad Tatrami, byłą najtragiczniejszym takim zdarzeniem od 80 lat. Dzień po tragedii rozgorzała dyskusja, jak bardzo do takiego bilansu przyczynił się krzyż, który stoi na Giewoncie. O sens jego demontażu pytamy Piotra Żurowskiego ze stowarzyszenia Polscy Łowcy Burz.
Po tragedii w Tartach rozpoczęła się dyskusja o demontażu krzyża na Giewoncie. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Krzyż na Giewoncie zwiększa prawdopodobieństwo uderzenia pioruna w tym miejscu?

Z reguły pioruny uderzają w najwyższe punkty, w stalową konstrukcję, wysokie maszty, szczyty górskie. Pioruny często uderzają np. w Czerwone Wierchy, bo są tam pokaźne złoża żelaza. To powoduje, że ładunki się zbierają i je przyciągają.

Krzyż jest wyżej niż sam szczyt. Góruje nad okolicą, a mówi się, że piorun wybiera najkrótszą drogę do ziemi. Choć może się też zdarzyć, że uderzy pod samym szczytem, jeśli akurat tam zbiorą się ładunki. Dużo wiemy o piorunach, ale wszystko nie jest jeszcze zbadane. Nie mam stuprocentowej wiedzy, co może prowokować wyładowania. Niektórzy twierdzą, że działa on jak piorunochron.


Jeśli mówimy o górach, to na pewno nie jest to piorunochron. Potęguje zagrożenie. Piorun uderza w krzyż i rozchodzi się po skale nawet do kilkudziesięciu metrów. Skała jest wilgotna, więc przewodzi i zwiększa porażenie. To nie jest tak jak piorunochron na budynku, który jest głęboko wkopany w ziemię, żeby ten ładunek odebrał.

Może być taki, nazwijmy to efekt łańcuchowy, piorun uderza w krzyż, rozchodzi się po skale, a ta oddaje ten ładunek do łańcuchów, których trzymają się turyści?

Może tak się zdarzyć. Zależy ile metrów są od uderzenia. Skała, metal, woda – to wszystko przewodzi. Najgorszym rozwiązaniem, kiedy jesteśmy w górach, jest być w dużej grupie, wszyscy obok siebie.

Wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że więcej osób zostanie porażonych i nie będzie miał nawet kto wezwać pomoc.

Czyli lepiej w mniejszych grupach i dalej od siebie?

Mniejsze, rozproszone grupy. Chociaż w czwartek ta burza pojawiła się z zaskoczenia. Nawet w prognozach za bardzo nie było o niej mowy. Wytworzyła się prawdopodobnie z powodu wilgoci. Wznosiło się wilgotne powietrze, które doprowadziło do powstania chmury burzowej.
Po czwartkowych wydarzeniach pojawiły się hasła: usunąć krzyż. To jest rozwiązanie?

Nie wchodziłbym w tę dyskusję. Nie ma to sensu. Szczyt, na którym jest krzyż i tak jest wysoki, więc i tak będą pioruny w niego uderzać. Usuwanie krzyża jest lekką przesadą, to jest tradycja, stoi tam od wielu lat. Jeżeli krzyża by nie było, to z 80 proc. prawdopodobieństwem piorun też uderzyłby w ten szczyt.

Porażenia w górach będą zdarzać się co jakiś czas. Taki jest sezon teraz. Latem w górach pogoda potrafi się zmieniać bardzo szybko. Burze powstają już przed południem, dlatego jeśli ktoś chce wychodzić, to powinien być rozsądny i wychodzić jak najwcześniej się da, żeby koło południa już schodzić ze szczytu. Ludzie śpią do 10, dopiero wtedy idą w góry.

Czyli najważniejszy jest rozsądek.

Zawsze trzeba się szykować na to, że pogoda się zmieni, chociaż nie ma ostrzeżeń. Jeśli usłyszy się grzmot z daleka, to najlepiej trzeba już schodzić. W tym przypadku wiele osób zlekceważyło, że raz czy dwa zagrzmiało i szli dalej.

W naszym kraju jest taki problem, że nawet jak są ostrzeżenia, to ludzie mają to gdzieś, mówią brzydko. To jest też trochę efekt tego, co działo w kujawsko-pomorskim w obozie harcerskim. Wiadomości z ostrzeżeniami są wysyłane po trzy czy cztery na raz i ludzie zaczynają to lekceważyć. Dostają SMS-a, a burzy nie ma.

System wymaga naprawy. Takie ostrzeżenia powinny rzeczywiście być wysyłane jeżeli zbliża się gwałtowna burza. Oczywiście zapowiedzi mogą też być wysyłane.

Jeśli o góry chodzi, to ten teren powinien być osobno monitorowany i nadzorowany przynajmniej w sezonie burzowym.

Jeśli jednak jesteśmy w górach i pojawia się burza, czy jest coś, co na pewno powinno się zrobić?

Tak jak już mówiłem. Jeżeli widzimy nawet z daleka chmurę burzową to trzeba jak najszybciej wracać. Jeżeli nas złapie, to też wracamy, ale powoli bo skały są śliskie. Trzeba uważać. Schodzimy jak najniżej, a jeśli już nie mamy możliwości, to trzeba przykucnąć i złączyć stopy.

Złączyć stopy?

Tak, żeby nie było tzw. napięcia krokowego. Jeżeli ktoś będzie miał rozłączone stopy to zwiększa się to napięcie i dochodzi do jeszcze większego porażenia.