"Robią z Polaków idiotów". Dlaczego Ziobro musiał wiedzieć o aferze hejterskiej

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Do sondaży mam stosunek ambiwalentny, zwłaszcza do tych przeprowadzanych po 2015 roku, ale mimo to, warto się czasem skupić nie tyle na cyferkach, ile na pewnych trendach pokazywanych przez ośrodki badania opinii społecznej. Od razu zastrzegam – nie jestem socjologiem, na sondaże patrzę jak typowy obywatel, który polityką się interesuje, obserwuje ją i jakieś tam wnioski z tego wszystkiego wyciąga.
Zbigniew Ziobro nie wiedział o #PiebiakGate? Fot. Sławomir Kamiński / AG
Polskie Watergate
Po naprawdę długich miesiącach odporności na wszelkiego rodzaju afery, PiS wreszcie trafił na dwa poważne problemy wizerunkowe. Bizantyjski styl życia marszałka Kuchcińskiego i sprawę instytucjonalnego, programowego systemu niszczenia przeciwników, którego źródło było (jest nadal) w Ministerstwie Sprawiedliwości. O ile jednak aferę Kuchcińskiego Kaczyński próbuje przerwać dość szybko, dymisjonując swego wiernego druha, to ze sprawą Piebiaka ma już znacznie poważniejszy problem. Dlaczego? Bo tu w grze jest Zbigniew Ziobro, moim zdaniem, nasz polski Edgar Hoover (trzymając rzecz jasna proporcje). Dwie kwestie o tym przesądzają. Pierwsza – Solidarna Polska to mała przystaweczka, ale jednak przed wyborami znacząca i druga – możemy tylko zgadywać, co tak naprawdę mieści się w Archiwum Z, zielonych teczkach ministra Ziobry.


Sprawa Piebiaka ma zupełnie inny kaliber i charakter niż wszystkie inne afery, które wypłynęły na światło dzienne do tej pory. W tej sprawie jest tak dużo elementów, które uderzają w PiS, że nie budzą u mnie zdziwienia wszystkie te nerwowe ruchy obozu władzy. Mamy tu przede wszystkim obraz kompletnej degrengolady moralnej i to nowej elity budowanej przez cztery lata, która miała zastąpić elity III RP. Mamy tu też działania rodem z głębokiej komuny, gdzie przy wykorzystaniu machiny państwa niszczyło się ówczesną opozycję przy pomocy fałszywek, pomówień czy zwykłych kłamstw – jako żywo SB-ckie wzorce. Mamy też tu „szlachetne” i „rycerskie” wykorzystanie zaangażowanej w sprawę kobiety, którą porównywano do Inki i Żołnierzy Wyklętych i którą, gdy tylko jej się grunt zaczął palić pod nogami, porzucono, a nawet rzucono przeciwko niej państwowy aparat ściągania.

Wszystko to działo się za przyzwoleniem i aprobatą męża tej kobiety, którą ów mąż porzucił, zostawiając ją bez środków do życia. Nie bronię tej pani i nie mam zamiaru tego czynić, bo od początku wiedziała, co robi, ale ten wątek pięknie pasuje do całej tej prawackiej obłudy i hipokryzji, zakropionej kropidłem z wodą święconą. Piebiak pisał do Emi tak: “za czynienie dobra nie wsadzamy”. Po czym wysłał do niej prokuraturę. Mamy też tu wreszcie robienie idiotów z Polaków (kto chce, proszę bardzo), gdy próbuje się bronić ministra Ziobro, wmawiając, że nie wiedział on o niczym. Są nawet tacy, którzy domagają się dla ministra medalu.

Problemy posła Kaczyńskiego
Sprawą Emi prokuratura zaczęła zajmować się już w marcu i już wtedy musiała trafić na tropy, które prowadziły nie tylko do określonej grupy PiS-owskich sędziów z nominacji Ziobry, ale też do urzędników w Ministerstwie Sprawiedliwości z osobą wiceministra włącznie. Mamy zatem uwierzyć, że przez pół roku Prokurator Generalny Ziobro nie uzyskał żadnej informacji od prokuratorów prowadzących śledztwo, że sprawa dotyczy jego prawej ręki z Ministerstwa Sprawiedliwości? Mamy uwierzyć w to, że pan Ziobro powziął wiedzę dopiero po publikacji Onetu? Doprawdy, aż za tak głupich macie Polaków, droga władzo?

Nie, jest oczywiste, że pan Ziobro o tym wiedział już w marcu (a osobiście twierdzę, że znacznie wcześniej) i jedynie publikacje w mediach stały się powodem panicznych działań w celu załagodzenia wizerunkowej porażce. Gdyby nie wolne media (znowu te media!) systemowy hejt trwałby dalej w najlepsze, dokładnie tak samo, jak w najlepsze trwałyby prywatne loty polityków PiS. Dlatego właśnie celem głównym drugiej kadencji PiS będzie całkowite “upisowienie” polskich mediów. Polskie media wiedzą o tym najlepiej.

W sprawie Piebiaka zawodzą też wszystkie PiS-owskie tuzy PR (włącznie z genialnym Adasiem Hofmanem), którzy kompletnie nie radzą sobie z tą kloaką, wylewającą się z Nowogrodzkiej każdego dnia. Tuzy te próbują uderzać w nuty jakoby wysokich standardów PiS, ale przypomnieć wypada w tym miejscu cały łańcuszek dymisji, gdy w 2009 roku powiesił się w więzieniu Robert Pazik. Wtedy cięcia były bardzo stanowcze, zaczynając od szefa zakładu karnego, w którym zdarzenie miało miejsce, poprzez szefa całego więziennictwa, wiceministra sprawiedliwości, zastępcy Prokuratora Generalnego, aż na samym Ministrze Sprawiedliwości kończąc. Jeśli przyjąć ówczesne standardy, minister Ziobro powinien zostać zdymisjonowany podwójnie – raz za śmierć Dawida Kosteckiego, drugi raz za aferę Piebiaka. Nic takiego się nie dzieje, bo Ziobro ani nie dorasta Ćwiąkalskiemu do pięt pod względem honoru, ani Kaczyński Tuskiem nie jest i nigdy nie będzie.

Ale jest tu jeszcze jedna poważna niekonsekwencja ze strony Zjednoczonej Prawicy. Jeśli Zbigniew Ziobro „mógł nie wiedzieć” o wewnętrznym wydziale do walki z “niepokornymi” sędziami, to jaki sens ma komisja sejmowa w sprawie Amber Gold? Toż przecież głównym jej założeniem jest oskarżanie Donalda Tuska o to, że nie panował nad tym, co dzieje się w państwie. Czyli co, Tuska wina, że nie panował, ale Ziobry nie, bo przecież nie da się panować nad wszystkim? Pani Małgorzato Wassermann, cóż tam nam Pani napisze w raporcie końcowym? A cóż w raporcie końcowym napisze Pan poseł Horała – Tusk miał wiedzę o mafiach VAT-owskich, czy mógł jej nie mieć? Pomijając fakt, że cała ta narracja o 250 mld złotych zakopanych przez Tuska w jego ogródku, to bajdy posła Horały i wiernych wyznawców PiS.

Każda władza trafia w końcu na swoje Waterloo
Dla PiS sprawa Piebiaka jest cholernie ciężka, gdyż w niej odbija się tyle groźnych dla obozu władzy wątków, ile jeszcze dotąd nie było. Mimo ostrożnego traktowania przeze mnie sondaży, twierdzę jednak, że przed nami spadkowy trend w poparciu dla PiS. Oczywiście, będą pojawiać się sondaże przychylnych dla władzy ośrodków badania opinii, ale ważne będą średnie wyniki z wielu badań oraz ogólny trend. Twierdzę też, że PiS wchodzi właśnie w fazę trwałego spadku poparcia, dokładnie tak samo, jak działo się to w 2015 roku z PO. Wtedy ten trwały trend spadkowy zaczął się jeszcze przed wyborami prezydenckimi i wpływ na to miało szereg zdarzeń. Podobnie, moim zdaniem, rzecz ma się teraz. Wygląda na to, że PiS przestał być wreszcie teflonowy.

Oczywiście, można argumentować, że przed wyborami do Europarlamentu opozycja też miała sondażowe zwyżki, a skończyło się porażką. Tak, ale nie można porównywać obu tych okresów. Kilka różnic, moim zdaniem, jest istotnych: same wybory zostały potraktowane przez wyborców liberalnych jako mniej znaczące, dokładnie odwrotnie do tego, co zrobił PiS, który ukierunkował sprawy europejskie, w których jest beznadziejny, w kierunku spraw krajowych, mobilizując elektorat dużo bardziej niż opozycja.

Ponadto fatalnym pomysłem okazała się wspólna, szeroka lista wyborcza, dla części elektoratu PO całkowicie nie do zaakceptowania, gdy przyszło im głosować na zgrane twarze z SLD – spora część wyborców PO została po prostu w domu. Tym razem jest inaczej, są trzy odrębne, ale współpracujące ze sobą bloki, dzięki czemu wyborca Platformy nie musi oddawać głosu na polityka SLD, a wyborca lewicy nie musi głosować na polityka PO. Czym innym jest późniejsza współpraca w Sejmie w ramach koalicji, a czym innym głosowanie wbrew przekonaniom. To są diametralnie różne sytuacje.

[b[206 – liczba całkowicie abstrakcyjna[/b]
Do dzisiaj na liście afer PiS jest 206 spraw. Ale liczba 206 jest dla wyborców całkowicie abstrakcyjna, nikt nawet nie jest w stanie wymienić z głowy ich więcej niż 5-6. Dlatego uważam, że najbardziej dla obozu władzy dotkliwe okażą się afery: PCK, PiS-Travel, sprawa utajnienia list do KRS, tląca się gdzieś w tle afera podkarpacka, której częścią jest “samobójstwo” Kosteckiego, afera Piebiaka i coś, co jest jeszcze przed nami. Przy czym tym, co przed nami może okazać się na przykład zarówno rosnąca drożyzna w sklepach jak również coś o kalibrze znacznie większym.

Uważam też, że na tych 5-6 sprawach opozycja powinna skupić się szczególnie w kampanii wyborczej, rzecz jasna oprócz promowania swoich propozycji programowych. Tu krótkie zdanie wyjaśnienia - utajnienie list do KRS może wydawać się niektórym zbyt odległe od codziennych spraw, pamiętajmy jednak, że aby odsunąć PiS od władzy należy dotrzeć też do tych, którzy nie są twardym elektoratem (tego nic nie ruszy), ale jedynie sympatyzują z obozem Zjednoczonej Prawicy. Mam tu na myśli określone środowiska i grupy zawodowe, dla których sprawa utajniania danych publicznych może mieć duże znaczenie.

Na sprawę Piebiaka, a w zasadzie Ziobry, należy patrzeć też z innej strony. Kaczyński ustami Morawieckiego może oczywiście tu w Polsce opowiadać o silnej pozycji Polski w Europie, ale prawda jest taka, że unijni politycy są bardzo wyczuleni na skandale, w których najwyżsi urzędnicy państwowi zamieszani są w zwalczanie niezależnej od nich władzy, jaką jest władza sądownicza. Niezawisłość sędziów, to przecież jedna z podstawowych wartości Unii Europejskiej, więc “Piebiak-Gate”, to poważny problem dla Kaczyńskiego w polityce unijnej.

Pamiętajmy, że fundusze europejskie są dla PiS równie ważne jak cała ta narracja o polskim, zagrożonym domu. Sprawa Piebiaka pokazała też, że podstawą państwa PiS jest leninowska doktryna polityczna, mówiąca o tym, iż w systemie sprawowania władzy kadry są najważniejsze. A to nie jest coś, co w unijnej rodzinie wita się z zadowoleniem i zrozumieniem.

Cztery lata intelektualnej pustki, stracony czas dla Polski
W niedzielnej “Kawie na ławę” minister Dworczyk nawoływał opozycję do wspólnej debaty na temat reformy sądownictwa. Po czterech latach wprowadzania nocą rozbójniczych ustaw, nawoływanie na miesiąc przed wyborami do debaty, to zaiste wielce zabawne zachowanie, świadczące o całkowitej porażce czteroletnich rządów PiS-u. Zaprawdę, najwyższa pora odejść.