Odprawił 200 mszy na zlecenie i odszedł z Kościoła. Dziś były ksiądz ma na karku prokuratora

Paweł Kalisz
Adam był księdzem, dziś ma żonę i dziecko. Porzucenie kapłaństwa i rozpoczęcie nowego życia okazało się dla niego początkiem poważnych problemów. Wszystko z powodu ostatniego "zlecenia", jakie wypełniał jeszcze jako duchowny.
Ksiądz Adam odprawił 200 mszy w intencji zmarłego i zrzucił sutannę. Dziś ma z tego powodu kłopoty. Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Wydawać by się mogło, że to historia jakich wiele. Ksiądz Adam zakochał się i podjął decyzję o zrzuceniu sutanny. Zgodę na porzucenie kapłaństwa dostał z Rzymu, tam też cofnięto obowiązek zachowania przez Adama celibatu. Dziś Adam ma żonę i dziecko. A na karku prokuratora.

Pracowity i oszczędny
Adam nie był pokornym duchownym. Udzielając posługi brał pieniądze od parafian, którzy płacili ofiarę na zasadzie "co łaska". Jak twierdzi jego adwokat Jędrzej Kwiczor, wszyscy tak robią i nie ma w tym nic dziwnego ani nagannego. – Wszak to część pieniędzy, jakie księża zarabiają za swoją pracę, w majestacie prawa, zarówno kanonicznego jak i świeckiego – przekonuje mecenas.


Adam był pracowitym księdzem i często odprawiał nabożeństwa, choć, jak sam twierdzi, nigdy ponad miarę. – Przepisy mówią wyraźnie, że w dni powszednie nie można odprawić więcej niż dwóch, a w niedziele i święta więcej niż trzech mszy. Jeśli z jakiegoś powodu trzeba odprawić więcej, należy wystąpić o stosowne zezwolenie za pośrednictwem biskupa diecezjalnego do Kongregacji do Spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – wyjaśnia doktor prawa kanonicznego ksiądz Benedykt Glinkowski.

Ksiądz Adam nie przehulał zarobionych pieniędzy. Jako jeden z nielicznych księży w okolicznych parafiach uzbierał ich dość, by wystarczyło na sportową mazdę. Auto wpadło w oko któremuś z wyżej stojących w hierarchii duchownych. Ksiądz Adam usłyszał, że ma mazdę użyczyć na cele parafii. To był początek kłopotów duchownego, bo po prostu odmówił. Nie widział powodów, by dzielić się owocami własnej pracy z innymi.

Niepokorny
Za przeciwstawienie się woli przełożonego został oficjalnie mianowany rezydentem. W skrócie polega to na oddelegowaniu do innej parafii, gdzie nie ma się stałych dochodów z tego, co zostanie zebrane na tacę w kościele. Był jakby "wolnym strzelcem" – dalej mógł sobie zostawiać pieniądze płacone przez parafian za udzielenie ślub, nabożeństwo żałobne, komunię czy odprawienie mszy w intencji zmarłych, ale dekretem biskupim ograniczono mu prawo przyjmowania intencji mszalnych bez pośrednictwa proboszcza.

Innymi słowy przełożony miał wiedzieć o każdej złotówce, która wpływała na jego ręce. A ksiądz Adam każdą złotówką miał się odtąd dzielić z przełożonymi i innymi księżmi w parafii.

Co istotne dla tej sprawy, zarządzenie biskupa nie sprawiało, że msze odprawiane przez księdza Adama byłby z jakiegoś powodu nieważne. – Było to jedynie zarządzenie porządkowe, ksiądz dalej mógł odprawiać msze, chodziło bardziej o kontrolę, ile mszy odprawia prywatnie i ile na nich zarabia – wyjaśnia Kwiczor.

To, ile można zarobić, pokazuje sprawa zlecenia od kobiety, która zleciła księdzu Adamowi odprawienie mszy w intencji jej zmarłego męża. Zamówiła 200 mszy, po 50 zł każda. To właśnie z powodu tych mszy były ksiądz Adam ma dziś do czynienia ze świeckim wymiarem sprawiedliwości.

Podejrzany
– Prokuratura twierdzi, że kobieta trafiła do niego z ogłoszenia w internecie. To ciekawe, bo jednocześnie nie przedstawiła żadnego dowodu na to, że takie ogłoszenie kiedykolwiek istniało. Sama kobieta twierdziła w zeznaniach, że ksiądz został jej polecony przez znajomą. Tak czy inaczej, zleciła mu zadanie do wykonania – wyjaśnia adwokat księdza.

Ksiądz modlił się w intencji zmarłego w parafii i wszędzie tam, gdzie akurat przebywał. W zeszycie, w którym prowadził osobiste i służbowe notatki widnieją zapiski mające dowodzić, że odprawionych zostało ich dokładnie 200 mszy, dokładnie tyle, ile zostało zamówionych. Realizacja umowy trwała rok. Co ciekawe, kobieta nigdy na żadnej z nich się nie pojawiła, a w każdym razie ksiądz Adam nigdy jej nie widział. Pieniądze zostały przelane na konto i na tym kontakt z zamawiającą się urwał. Do czasu.

Kobieta w jakiś sposób dowiedziała się, że na księdza Adama nałożone suspensę, że zamierza opuścił Kościół, wziąć ślub. Poczuła się oszukana, stwierdziła, że msze odprawiał człowiek, który właśnie opuszcza Kościół. – W świetle prawa kanonicznego wszystkie odprawione msze były ważne i godne. W świetle prawa cywilnego wywiązał się z umowy. Zleceniodawczyni jednak napisała do Kurii skargę – twierdzi Kwiczor.

Problem w tym, że Kuria nie miała żadnego sposobu na zbadanie sprawy, rozpatrzenie i ewentualne ukarania księdza Adama. Zesłanie do zakonu czy na misję w odległych stronach świata nie wchodziło w grę, bo już była na niego nałożona suspensa. Ktoś poradził, by kobieta zgłosiła sprawę na policję.

– I tu dochodzimy do sedna problemu. Ziobrowska prokuratura ściga mojego klienta za złamanie porządku prawnego kościoła, do czego na mocy przepisów konkordatu zwyczajnie nie ma prawa – wyjaśnia adwokat. Prokuratura twierdzi, że jeśli ksiądz złamał zakaz biskupa to jest oszustem, bo nie mógł odprawiać mszy. Tymczasem w świetle prawa kanonicznego wciąż był księdzem i mógł celebrować nabożeństwa.

Grzesznik, ale czy przestępca?
– Odprawianie mszy czy przyjmowanie Komunii w stanie grzechu jest równoznaczne popełnieniu świętokradztwa. Jednak udzielony sakrament mimo to jest ważny, bo głównym szafarzem sakramentów jest Chrystus, więc są ważne nawet jeśli są wykonywane przez niegodnego kapłana. Jak mówi św. Tomasz z Akwinu, Chrystus może działać nawet przez kapłana duchowo umarłego – wyjaśnia ksiądz Stanisław, jezuita z jednej z warszawskich parafii.

Zdaniem prawnika to była umowa między kapłanem i wierną. Umowa została zrealizowana, ksiądz przestał być księdzem, a świecki wymiar sprawiedliwości próbuje wymierzyć karę człowiekowi, którego już nie może upomnieć Kuria. – Porządki prawne świecki i kanoniczny są oddzielne, tymczasem prokuratura w świeckim państwie próbuje zmienić ten stan rzeczy. Wniosłem o umorzenie sprawy i czekam na decyzję – komentuje sprawę księdza Adama Jędrzej Kwiczor.