To jedno z najbardziej zaskakujących aut ostatnich czasów. Wszystko przez jeden szczegół
Czarne, sportowe, eleganckie, luksusowe, komfortowe i mimo wszystko nawet oszczędne. Takie jest nowe Audi S7 – mój ulubiony model tego producenta w najnowszej, usportowionej odsłonie. Jest tylko jeden szkopuł, w który aż ciężko było mi uwierzyć w aucie tej klasy.
Choć po prawdzie trzeba powiedzieć, że to "pomiędzy" jest pod względem osiągów i wrażeń z jazdy zdecydowanie bliżej zwykłego A7 niż pokazanego niedawno potężnego RS7. Ale po kolei.
Sylwetką przypomina atrakcyjne coupe. Ostre linie, sporo detali i ta kolorystyka. Jest... gangstersko. Trzeba naprawdę być malkontentem by nie docenić i nie podziwiać tego, jak wygląda ten samochód. Jeśli szukacie czegoś do podkreślenia swojego statusu, tu jest mocny kandydat.
Jak wiadomo, liczy się jednak nie sam wygląd, ale i wnętrze. W środku jest jak... w każdym nowym Audi. Poważnie, nie rozróżnilibyście poszczególnych modeli. Wszędzie główne skrzypce grają duże i dotykowe ekrany, gdzie sterujemy niemal wszystkim. Stworzono je w technologii haptycznej, czyli choć są dotykowe, dają odczuć, jakbyśmy coś naprawdę klikali.
A wszędzie dookoła są surowe i eleganckie elementy wykończenia zdecydowanie w klimacie premium. Powiedziałbym nawet, że jest nieco... skandynawsko. Surowa, czarno-stalowa elegancja
Producent postanowił wrzucić do S7 silnik diesla V6 o pojemności 3 litrów i mocy 349 koni mechanicznych. Nie jest to oszałamiający zestaw, zwłaszcza że poprzednik był benzyniakiem z 450 KM.
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy spojrzy się na to, jakie silniki dostaną klienci ze Stanów, Azji czy Bliskiego Wschodu. Tam czeka na nich benzyniak o mocy 450KM, który u nas trafił do Audi RS5 Coupe.
Jedzie dynamicznie, nie słychać w ogóle dieslowego klekotu, w żadnym momencie nie brakuje mu mocy i wręcz zachęca do nawijania kolejnych kilometrów asfaltu. Wszystko jest super, ale brak tu dreszczyku emocji, którego słusznie można oczekiwać od – jakby nie patrzeć – sportowego samochodu. W końcu to S7!
Plusem takiego rozwiązania jest ekonomiczność takiego zestawu. Spalanie na poziomie 8l/100km to bardzo dobry wynik.
Przejdźmy jednak do tego, co było największym szokiem. Widzicie te piękne cztery armaty z tyłu auta? Nie w kij dmuchał. Wyglądają potężnie. Szkopuł w tym, że to tylko wrażenie. Te dwa podwójne wydechy to tylko atrapa i do tego zrobiona w rozczarowującym stylu. Pewnie, ze względu na prawo, producenci stosują różne zabiegi i nie wszystko jest tym, na co wygląda.
Ceny Audi S7 zaczynają się od 411 300 zł, a model ze zdjęć to wydatek rzędu 572 tys. złotych. W tej cenie po prostu można oczekiwać czegoś mniej rzucającego się w oczy, nawet jeśli to jest atrapa.