Biedy nie ma! Polski kierowca kocha słowo "premium". Ten japoński SUV ma podbić jego serce
"Mazda CX-30 jest odpowiedzią na oczekiwania naszych klientów" – deklarują przedstawiciele japońskiej marki, zapowiadając, że w roku 2020 to właśnie ten kompaktowy SUV będzie sprzedażowym numerem 1 w jej ofercie. Czy ten pojazd naprawdę okaże się spełnieniem marzeń polskiego klienta, który – co istotne – naprawdę mocno kocha motoryzację z dopiskiem "premium"? Aby poznać odpowiedź na to pytanie, przebyłem kilkaset kilometrów, prowadząc różne wersje Mazdy CX-30 po drogach Katalonii.
Pojazd bazuje na kompaktowej świeżynce, czyli modelu 3, który w salonach sprzedaży zadebiutował w tym roku. Przypomnijmy, że "trójka" stała się naprawdę odważnym krokiem w stronę segmentu premium właśnie: bazową wersję (Skyactiv-G, 122 KM, skrzynia manualna) wyceniono w Polsce na całe 94 900 zł.
Fot. naTemat
Mówienie o tym, że ceny startują od 101 900 zł (ten sam 122-konny silnik i sześciobiegowy manual, napęd oczywiście tylko na przednią oś) jest... niezbyt istotne. Dlaczego? Okazuje się, że klientela Mazdy nie jest zbyt mocno zainteresowana podstawową wersją wyposażenia, nazywaną Kai.
Fot. naTemat
Najdroższa wersja wyposażenia (Enso), w której otrzymujemy nowatorski silnik Skyactiv-X (wrócimy do niego za chwilę), skrzynię automatyczną i napęd na wszystkie koła – wyceniona na 159 900 zł – skusiła 5 proc. kupujących.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Ta Mazda jest naprawę zadziorna – to pierwsze skojarzenie w momencie, gdy za jej kółkiem zaczyna się pokonywać górskie serpentyny. Oczywiście, umówmy się, wciąż czuć, że prowadzimy SUV-a, tak więc w szybko pokonywanych wirażach należy przygotować się na przechyły karoserii. Na szczęście w żadnym momencie nie pojawia się obawa, że za chwilę zaczniemy szorować lusterkiem bocznym po asfalcie.
Tutaj punkt dla CX-30: zawieszenie to naprawdę udany kompromis pomiędzy (lekkim) zacięciem sportowym a komfortem, czyli czymś, co do pojęcia "premium" pasuje przecież tak świetnie, jak groszek do marchewki. Jadę przednionapędową wersją, zasilaną postawowym, 122-konnym silnikiem. Na papierze jej masa własna wynosi 1320 kg, lecz subiektywnie sprawia wrażenie wozu o niebo lżejszego. Fajnie.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Co można powiedzieć o podstawowym silniku? Cóż, ma tylko 122 konie mocy, całkiem niezłe 213 Nm momentu obrotowego i aż dwa litry pojemności. Mazda konsekwentnie brzydzi się tak modnego dziś downsizingu – zamiast niego stawia na nowoczesne rozwiązania, które pozwalają skutecznie obniżać zużycie paliwa i emisję dwutlenku węgla.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Na szczęście jednostka naprawdę lubi wyższe obroty, co czuć zwłaszcza przy mniejszych prędkościach. Na papierze samochód pierwszą setkę osiąga w 10,6 sekundy, czyli – jak na dzisiejsze realia – czasie niezbyt imponującym. Na szczęście subiektywne wrażenia są znacznie lepsze: rusza naprawdę ochoczo, choć po jakimś czasie uświadamiamy sobie, że jednostka przypomina nieco prężącego muskuły pseudotwardziela; gdy dotrzemy do tzw. prędkości autostradowych, jej chojrackość się kończy i czuć pewne niedostatki mocy.
Sprawy mają się zupełnie inaczej w przypadku CX-30 napędzanego autorską nowinką od Mazdy, czyli silnikiem Skyactiv-X, mającym łączyć najlepsze cechy jednostek benzynowych i wysokoprężnych.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Na szczęście wraz ze zwiększaniem się prędkości Skyactiv-X nie traci zbytnio animuszu i nie łapie zbyt wielkiej zadyszki. A wszystko to przy spalaniu na poziomie zaledwie 5,9 litra paliwa (wersja producenta), bądź też 6,4 litra (mój wynik za kierownicą egzemplarza w wersji przedprodukcyjnej).
Gwoli formalności: jeździłem także wersją Skyactiv-D, której sercem jest 116-konny motor wysokoprężny o pojemności 1,8 litra. Jednak ten samochód nie będzie oferowany na rynku polskim, a do tego... niezbyt mnie interesuje. Po prostu: samochody Mazdy to dla mnie wyłącznie zaawansowane technologicznie "benzyny". Kropka.
Fot. naTemat
Jeżeli chodzi o tzw. dizajn – zarówno w przypadku karoserii, jak i wnętrza – Mazda postawiła tutaj na swoją ulubioną filozofię projektową Kodo, oznaczającą "duszę ruchu". Do jej opisania używa się całego mnóstwa górnolotnych sentencji, tudzież poetyckich metafor, których nie powstydziłby się Paulo Coelho, gdyby urodził się w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Istotne jest tylko to, że ten samochód jest naprawdę piękny. Tak piękny, że po dłuższej chwili obcowania z nim przestałem nawet czepiać się zbyt dużych powierzchni czarnego, nielakierowanego plastiku, użytego w dolnej linii pojazdu. Mogłyby być mniejsze, lecz rozumiem – mają dodać temu SUV-owi szczyptę twardzielskiego wyglądu.
Fot. naTemat
Premium nasze ukochane
Wróćmy jeszcze do kluczowego tutaj słowa premium, ukochanego zwłaszcza przez klientów w Europie. Pamiętajmy, że o ile samochody z tego segmentu np. w Japonii stanowią 4 proc. rynku, w Chinach to 6 proc. a Stanach Zjednoczonych 12 proc., to w na Starym Kontynencie mówimy już o wyniku 22-procentowym.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Mówienie o tym, iż ta Mazda nie jest rekordzistką w dziedzinie praktyczności, mija się z celem. Cóż z tego, że oferuje maksymalnie 430 litrów pojemności bagażnika i 1400 litrów przy złożonej kanapie, skoro jej bezpośrednią konkurencją mają być m. in. BMW X1, Mercedes GLA, Audi Q2/ Q3, Volvo XC40, Volkswagen T-Roc i Toyota C-HR? To kategoria, w której jak najbardziej dopuszczalne jest poświęcenie odrobiny przestronności wnętrza w imię odjazdowej sylistyki nadwozia.
Fot. naTemat
Mówię tutaj chociażby o doznaniach akustycznych: nie chodzi jedynie o system audio (nieistotne, że sygnuje go firma Bose, liczy się wyłącznie to, że całość brzmi rewelacyjnie), lecz także wytłumienie wnętrza. Nawet przy wyższych prędkościach w kabinie tego kompaktowego wozu panuje cisza, którą można określić mianem eleganckiej. A pamiętajmy, że w segmencie premium diabeł tkwi w takich właśnie szczegółach.