Nie będzie strajku nauczycieli przed wyborami. Kłopoty zaczną się dopiero 15 października

Paweł Kalisz
Nauczyciele zaraz po wyborach znów będą strajkować. Tym razem jednak nikt nie zarzuci im opuszczenia dzieci w potrzebie. Nauczyciele domagają się podwyżek wynagrodzeń, bo te które dziś otrzymują, ich zdaniem sięgnęły dna.
Sławomir Broniarz zapowiedział, że od 15 października rusza kolejna fala strajku nauczycieli. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Strajk nauczycieli przed wakacjami groził paraliżem systemu szkolnictwa, dzieciom groził brak promocji do następnej klasy, nie było pewnym, czy odbędą się egzaminy gimnazjalne. I choć strajk zawieszono i nie doszło do katastrofy, to protest nauczycieli się nie zakończył. Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego zapowiedział na konferencji prasowej, że od 15 października nauczyciele znów będą strajkować. Zmieni się jednak forma protestu. Tym razem nie ma mowy o odejściu od tablic, a protest przybierze formę strajku włoskiego. Wychowawca zapowiedział wieczorne wyjście do teatru albo wycieczkę do muzeum? Po lekcjach miały się odbyć dodatkowe zajęcia dla najlepszych albo repetytorium z któregoś przedmiotu? Można o tym zapomnieć. Nauczyciele będą wykonywać tylko te obowiązki, które są zapisane w prawie oświatowym i nic więcej.


– Poziom wynagradzania nauczycieli spadł poniżej dna, należy do najniższej w krajach UE. Odpowiedzialność za to spoczywa na ministrze edukacji narodowej. To rząd formułuje przepisy prawa oświatowego, to rząd określa ramy prawne, w których funkcjonuje nauczyciel. Nie damy sobie wmówić, że odpowiada za to samorząd, a rząd umywa ręce – stwierdził Broniarz wskazując winnego zaistniałej sytuacji.