"Czas na bardziej radykalne metody". Stuhr o nietypowym sposobie na niegłosującego wyborcę [WYWIAD]

Anna Dryjańska
"Nie wybierasz się na wybory? Zapraszam Cię na obiad!" – napisał na Facebooku Maciej Stuhr. Dodał, że spośród komentujących wybierze osobę, którą będzie przekonywał do tego, że warto głosować. Wpis znanego aktora szybko stał się bardzo popularny – doczekał się ponad 21 tys. reakcji i 4 tys. komentarzy. W wywiadzie naTemat Maciej Stuhr tłumaczy, jak wpadł na ten pomysł i co chce osiągnąć.
Maciej Stuhr zabierze niegłosującego wyborcę na obiad. Chce go namówić do udziału w wyborach. fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Jak pan wpadł na pomysł, by zjeść obiad z niegłosującym wyborcą?

Maciej Stuhr: Przeczytałem w internecie mądry komentarz o akcji "Nie świruj". Zgodziłem się, że można lepiej zachęcać do udziału w wyborach i warto dotrzeć bezpośrednio do tych, którzy nie głosują.

Wtedy pomyślałem, że warto się zwrócić do takich osób za pomocą Facebooka, a potem zabrać jedną z nich na obiad, by w przyjemnych okolicznościach przekonywać ją do głosowania 13 października.

W jaki sposób wyłoni pan zwycięzcę?

Wybiorę go spośród komentujących pod moim postem. Mam już kilkoro mocnych kandydatów, ale nadal można się dopisywać. Już pan wie do jakiej restauracji go/ją pan zabierze?


Wiem tylko, że gdzieś w Warszawie. To sprawa do dogadania, ale najmniej istotna w tej całej akcji.

Kiedy ten obiad się odbędzie?

To też jeszcze jest do ustalenia, ale to kwestia najbliższych dni.

Jest jednak pewien problem.Nawet zakładając, że przekona pan kogoś do udziału w wyborach, to będzie to tylko jeden głos więcej. Warto się trudzić?

Zjem obiad tylko z jedną osobą, ale nasze spotkanie będzie relacjonowane na Facebooku. W ten sposób mam nadzieję namówić do głosowania więcej ludzi. Liczę też na to, że inne znane osoby też zdecydują się na podobny krok. Już się znaleźli pierwsi naśladowcy, z czego się bardzo cieszę.

Dlaczego tak bardzo panu zależy na tym, by ludzie głosowali?

Chciałbym, by nasze społeczeństwo było aktywne. Niestety przez 30 lat rzadko udawało się zgromadzić na wyborach ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania. Dlatego przyszedł czas na bardziej radykalne metody, takie jak obiad ze mną (śmiech).

Życzę panu powodzenia, ale to nie jest rozwiązanie systemowe.

Uważam, że głosowanie powinno być obowiązkowe – to jest rozwiązanie systemowe. Skoro jednak od 1989 roku nie udało się go wprowadzić, to robię to, co w mojej mocy.

W komentarzach można się spotkać z opinią, że większa frekwencja sprzyja PiS, więc pańska akcja może pomóc partii rządzącej.

Moim celem nie jest wzmacnianie jakiejkolwiek opcji.

Może się okazać, że niegłosujący wyborca, z którym się pan spotka przy stole, to zwolennik prawicy. Co wtedy?

Wysłucham co ma do powiedzenia i spróbuję go przekonać do głosowania. To kogo poprze, to kwestia jego preferencji.

W każdym okręgu da się znaleźć kandydata, przy którego nazwisku można z czystym sumieniem postawić krzyżyk. Zdaję sobie sprawę, że to wymaga trochę więcej wysiłku niż tylko głosowanie na listę danej partii, ale naprawdę warto głosować na konkretnych ludzi, nawet jeśli nie mają "jedynki". Sam znam polityka, który jest wybierany z dalszego miejsca na liście.

A pan już wie, na kogo zagłosuje?

Tak.

Wielu ludzi nie chodzi na wybory, mówią, że nie mają na to czasu. Co by im pan powiedział?

Jestem jedną z najbardziej zajętych osób jakie znam. Każdy dzień mam wypełniony praktycznie co do minuty, podróżuję między różnymi miastami i państwami. Jednak lokale wyborcze są otwarte przez cały dzień. Jeśli ja mogę znaleźć 15 minut na to, by zagłosować, to wy też możecie.