Dowalają sobie tak, że PiS może zacierać ręce. Oto największe przekleństwo opozycji
Największa bodaj różnica między PiS a opozycją polega na tym, że PiS rozumie, że nie trzeba myśleć tak samo i zgadzać się ze sobą we wszystkim, żeby wspólnie działać dla osiągnięcia celu. Opozycja natomiast i jej zwolennicy nie pojmują tego wcale. Wystarczy najmniejsza różnica zdań (o większej nie wspominając), żeby wszyscy ze wszystkimi zaczęli się kłócić, blokując każdy, choćby najsensowniejszy plan. Ba – rozwalając go, nawet gdyby prowadził do zwycięstwa.
Swoją drogą, patrząc na to, Jarosław Kaczyński musi mieć niezły ubaw.
Argumenty na rzecz potrzeby kłótni i prania własnych brudów na zewnątrz są różne, jedne słuszne moralne, inne mniej, znam je wszystkie na pamięć i niektórych sama używam. A i owszem: 1) PiS to nie jest partia demokratyczna, dlatego jej członkowie nie ujawniają różnicy zdań, a w partiach demokratycznych jest dyskusja i to jest normalne. 2) Prawo do publicznej niezgody i wyrażania sprzeciwu to jedno z podstawowych praw obywatelskich i podstawa wolności słowa. 3) Z prądem płyną tylko zdechłe ryby. 4) Niezgoda jest konstruktywna, z tarć rodzą się nowe pomysły, idee, kierunki, porządki. Że wymienię tylko kilka głównych, bo jest wiele innych.
Wszystkie one jednak łączy jedno: nic nie zmieni faktu, że są kompletnie nieskuteczne i gwarantują porażkę.
Ponieważ na wojnie potrzebna jest jedność i obowiązują na niej inne zasady niż w czasie pokoju. A przecież, jak twierdzi Grzegorz Schetyna to jest wojna, wojna o normalną Polskę.
Członkowie i zwolennicy PiS rozumieją to doskonale, politycy opozycji i jej wyborcy nie. Ot i cała różnica, która może zdecydować o losach kraju.
Nie oceniam moralnej słuszności postępowania PiS i opozycji, zostawiam to Państwu, twierdzę jednak, że gdzie nie ma zrozumienia prostych prawd, z zasadą bezwzględnej skuteczności działania i grupowej solidarności na czele, tam nie ma zwycięstwa.
Jak słusznie zauważył Zbigniew Hołdys: Nowak musiałby mieć zegarek wielkości Pałacu Kultury żeby zrównoważyć wszystkie afery PiS, a i wtedy by mu się to nie udało – i ten przykład doskonale obrazuje opisywane przeze mnie zjawisko. Bo Nowaka za zegarek najbardziej rozrywali „swoi”, bezrefleksyjnie dostarczając amunicji PiS, tworząc wielomiesięczny spektakl nienawiści i zaszczuwania, długo po tym, jak minister przeprosił, wyjaśnił i swój błąd naprawił.
Dlaczego? Ano dlatego, że ważniejsze było dokarmienie własnego ego, pokazanie światu jaki to jestem cudownie obiektywny/obiektywna i wspaniały/wspaniała (a przy okazji pod płaszczykiem szczytnych haseł pozbędę się nielubianego młodego, zdolnego, robiącego karierę kolegi), niż polityczna wygrana. I tak jest do dziś. Obserwuję to codziennie, aż do znudzenia. Lewica nie może z KO, bo aborcja, Zieloni nie mogą z kimś tam, bo coś tam, jedna ważna pani z KO się nie kłania Jachirze, bo Jachira zrobiła sobie zdjęcie z czymś tam… ten nie lubi tego, a tamten tamtego, a ów z kolei się boi, ze straci włądzę w partii… I tak dalej, i tak dalej…. A PiS-owi rośnie.
Bo PiS w przypadku tysiąc razy poważniejszych afer idzie w zaparte i powtarza jak mantrę, że nic się nie stało. I to działa.
Oczywiście w państwie prawa tak być nie powinno, ale w państwie bezprawia, w którym żyjemy tak właśnie jest. Opozycja i jej zwolennicy powinni więc zadać sobie pytanie, czego tak naprawdę chcą: mieć rację w sporach o pietruszkę czy wygrać z PiS, ponieważ to właśnie odpowiedź na to pytanie powinna determinować jej postępowanie.
Kiedy groźni przestępcy wchodzą do domu rodzina nie powinna się spierać o to, kto ma ich załatwić i czy to moralnie słuszne, tylko bronić solidarnie swojego zdrowia, życia i dobytku. To nie jest czas na kłótnie, spory i dokuczanie sobie, tylko na szybkie i skuteczne działanie w celu wyeliminowania zagrożenia. Kto w takiej sytuacji zacznie się głupio wykłócać, przegra swój dobytek, zdrowie i życie swoje i swoich najbliższych.
Tak myślę, choć mogę oczywiście się mylić. Państwo zdecydujcie.