Być może taśmy Neumanna miały to przykryć. Taśmy Ardanowskiego mogą zniszczyć poparcie dla PiS

Piotr Rodzik
Aż trudno uwierzyć w taki przypadek. Opublikowane przez TVP Info taśmy Neumanna nie dość, że uderzają w opozycję tuż przed wyborami, to jeszcze "przykrywają" inne opublikowane w ostatni dniach taśmy – ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Wyłania się z ich obraz partii, która zupełnie nie radzi sobie z kłopotami polskich rolników. – Rolnik ma straty, ale ma też zobowiązania. Ale w tej drugiej kwestii nikt się nad nim nie zlituje – mówi naTemat szef Samoobrony Lech Kuropatwiński.
Na taśmie ze spotkania w ARiMR Jan Krzysztof Ardanowski dużo mówi o fatalnej sytuacji w agencji. Fot. Marek Podmokly / Agencja Gazeta
Nagranie z Ardanowskim w roli głównej to gigantyczny kłopot wizerunkowy dla Prawa i Sprawiedliwości. Bo choć prorządowe media próbują przedstawić sprawę jako dowód rzetelnej pracy Ardanowskiego na rzecz polskich rolników, tak naprawdę z nagrania można odczytać tylko jedno: kompletny chaos wśród pisowskich kadr w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

Co słychać na taśmach?

Ale co ciekawe: Ardanowski jako minister rolnictwa na taśmach ujawnionych przez Krzysztofa Tołwińskiego z Niezależnych Mediów Podlasia i Marcina Bustowskiego (obaj są kandydatami Konfederacji do Sejmu) w zasadzie… robi to, co czego należy oczekiwać od ministra rolnictwa. Ale krytykuje system, który sam hodował. Do którego przyłożył rękę.


Taśmy przedstawiają jego słowa z niemal półgodzinnego spotkania z najważniejszymi urzędnikami ARiMR. Nagranie jest dość świeże – spotkanie odbyło się po 28 sierpnia, kiedy została zwolniona dotychczasowa prezes ARiMR Maria Fajger. Jej następca jest piątym szefem Agencji w ciągu czterech lat rządów PiS.
Zasadniczo w nagraniu bulwersują dwa wątki. Pierwszy to całkowita niewydolność ARIMR. Drugi to obietnice finansowe PiS wobec rolników, które, jak się okazuje, są całkowicie bez pokrycia.

Ardanowski bez ogródek nazywa w trakcie spotkania Agencję instytucją "chorą". – Sensem agencji płatniczej jest obsługiwanie programów unijnych oraz krajowych i sprawność realizacji polityki państwa. Instytucja niesprawna, instytucja, która nie jest w stanie szybko reagować i realizować oczekiwań rolników, jest instytucją chorą i trzeba się zastanowić nad jej istnieniem – przekonuje minister rolnictwa.

Szef resortu narzeka także na tempo pracy urzędników, którzy przywykli do powolnego rozpatrywania spraw. Zwraca uwagę na "zaległości w obrabianiu wniosków, które przybierają monstrualny charakter", a opóźnienia mają już "nie miesiące, a lata". – Ludzie zapominają, na co te wnioski składali. To kpina z rolników – dodaje.

Skąd taka niewydolność? Według Ardanowskiego z braku kompetencji i asekuracyjnego podejścia urzędników, którzy kierują się przede wszystkim zasadą, że rolnik nie ma racji. I w wielu przypadkach sięgają po pomoc prawników, a sprawy ciągną się latami.

Ardanowski wreszcie mówi wprost, że rząd PiS jest na "etapie zagrożenia realnego wykorzystania środków publicznych". – Sytuacja absolutnie kryzysowa – podkreśla.

Przy tym wątku warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt: Ardanowski wie, że wielu z urzędników, z którymi rozmawia, startuje w wyborach parlamentarnych. I choć ma o ich pracy jak najgorsze zdanie, to wie, że są z nadania PiS i będzie ich… popierać.

Drugi wątek to pusty skarbiec PiS. Pamiętacie jeszcze tzw. hat-trick Kaczyńskiego? Na pewno, bo lider PiS obiecał we wrześniu minimalną pensję na poziomie 4 tys. zł, kolejne trzynastki dla emerytów oraz "pełne dopłaty do hektara na europejskim poziomie".

Ze słów Ardanowskiego wynika jednak, że tych pieniędzy w budżecie PiS po prostu nie ma.
Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta
– To jest sytuacja kryzysowa również dlatego, że budżet państwa przyjął na siebie ciężkie zobowiązania w zakresie programów społecznych, które realizujemy dla społeczeństwa – twierdzi Ardanowski. Dalej mówi o podziale wzrostu gospodarczego sprawiedliwie, na całe społeczeństwo.

Podkreśla także, że zaproponowany przez PiS budżet jest zrównoważony. – Nawet jeśli w procesie sejmowym trzeba będzie może poluźnić pewne rzeczy, może jakiś minimalny deficyt wyjdzie, to nie jest istotne. Ale będziemy wydawać tyle, ile zarabiamy – podkreśla i dodaje: – Też nie ma co się łudzić, że będą jakieś ogromne środki krajowe do zastosowania w rolnictwie. Tym bardziej każde euro musi natychmiast trafiać do beneficjentów.

Czyli tych pieniędzy po prostu nie ma.

Dlaczego to taki problem dla PiS?

Taśmy Ardanowskiego w istocie rzeczy dowodzą, że PiS w kwestii rolnictwa pali się grunt pod nogami.

Tutaj nie chodzi bowiem o obronę wolnych sądów czy aferę z kamienicą szefa NIK Mariana Banasia, czyli o sprawy dla wielu wyborców abstrakcyjne.

Wchodzą w grę bowiem realne pieniądze – a przecież PiS na pomocy społecznej buduje swoje poparcie. Rolnicy to natomiast duża grupa społeczna, która jest jednym z największych beneficjentów naszego akcesu do Unii Europejskiej. I jednocześnie taśmy dowodzą też, że jeśli nie "obsłużymy" środków unijnych, to PiS nie będzie w stanie zasypać dołka naszymi pieniędzmi. I straci poparcie.

Problem jest realny, a rolnicy rzeczywiście długo czekają na pieniądze – wynika ze słów przewodniczącego Samoobrony Lecha Kuropatwińskiego. – Rolnicy nie mają żadnych wiadomości (w kwestii dopłat – red.). To są różne sprawy: o umorzenie, o odroczenie płatności czy wreszcie chodzi o rozwój. Na wszystko są konkretne terminy, tymczasem sprawy leżą w biurku i czekają latami.

Kuropatwiński nawet nie odnosi się do tych zależałych od lat wniosków, a mówi o tegorocznej suszy. Kiedy w czerwcu w Polsce panowały zaskakujące upały, rolnicy ponieśli ogromne straty. Zamiast ubezpieczeń rolnikom miały pomóc dopłaty do hektara po suszy. Pieniędzy nie zobaczyli do dziś.
Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
– Jeśli latem mamy suszę, to w czerwcu na polu zbiera się komisja i szacuje straty. Te wnioski przechodzą przez różne szczeble, są m.in. u wojewody, w końcu trafiają do ARiMR. Jeśli rolnik się ze wszystkim zgadza, podpisuje wniosek, to najpóźniej w sierpniu są jeszcze jakieś poprawki, a we wrześniu rolnicy powinny mieć pieniądze. Tymczasem mamy październik, a pieniędzy nie widać – podkreśla Kuropatwiński.

W jego ocenie Agencja powinna trzymać się obowiązującego kalendarza płatności. – Rolnik ma straty, ale ma też zobowiązania. Ale w tej drugiej kwestii nikt się nad nim nie zlituje. Przyjdzie komornik, bank przyśle pismo, jeśli ma kredyt – tłumaczy, ale z drugiej strony przekonuje, że wypłaty zaraz ruszą. Z prostego powodu: zbliżają się wybory.

– Jestem przekonany, że przez wybory wypłaty zaraz ruszą. Ale gdyby nie one, to rolnicy czekaliby na pieniądze nawet do grudnia – podkreśla.

Przewodniczący Samoobrony nie jest też przekonany, czy PiS będzie w stanie z "własnych" środków doprowadzić opłaty do hektara do europejskiego poziomu. – Wszyscy powinni mieć zrównoważone dopłaty. Nie mówię, że równe, bo one nigdy nie będą równe. Ale Polacy powinni mieć wyższe. Natomiast jeśli rząd obiecuje dopłaty do hektara na europejskim poziomie i chce to pokryć z budżetu, to nie wiem, jak chce to zrobić. Byłoby to złamanie zasady praworządności na poziomie układu stowarzyszeniowego – zauważa.

Wreszcie pojawia się kolejna kwestia: rząd o te pieniądze według Kuropatwińskiego w ogóle nie walczy w Brukseli. – Każdy kraj zgodził się na jakąś wysokość dopłat. To nasza tragedia, że kiedy negocjowaliśmy wejście do UE, rządzący zgodzili się na niższe dopłaty dla polskich rolników. Dzisiaj władze powinny się tym zajmować na forum europejskim – podkreśla.