"Ludzie wychodzą na balkony i tłuką w garnki". Polka z Barcelony opowiada, co się tam dzieje

Katarzyna Zuchowicz
Nie ustają zamieszki w Barcelonie i innych miastach Katalonii. Kolejną noc na ulicach doszło do starć z policją, płonęły ogniska, w ruch poszły petardy i butelki z benzyną. Rannych jest już ponad 200 osób. – W piątek będzie najgorzej. Z czterech prowincji wokół Barcelony wyruszyło już 10 tys. ludzi. W sześciu kolumnach idą w stronę miasta – opowiada naTemat Alicja Grocholska, właścicielka portalu PoloniaBarcelona.pl.
Kolejna noc zamieszek w Barcelonie. To efekt ogłoszenia wyroków sądowych dla 9 katalońskich separatystów. fot. screen/https://youtu.be/IjNkuukVleY
Przypomnijmy. Starcia na ulicach Barcelony i innych miast Katalonii to efekt wyroków więzienia, jakie w poniedziałek usłyszało 9 katalońskich separatystów. Za "podburzanie w związku z nielegalnym referendum niepodległościowym" w sprawie niepodległości Katalonii Sąd Najwyższy wymierzył im kary od 9 do 13 lat więzienia. Najwyższy wyrok dostał Oriol Junqueras, były wicepremier katalońskiego rządu.

Referendum odbyło się 1 października 2017 roku. Pytanie brzmiało: "Czy chcesz, żeby Katalonia była niepodległą republiką?". 27 października lokalny parlament proklamował Republikę Katalonii, w odpowiedzi hiszpańskie władze odwołały miejscowy rząd. Co się tam teraz dzieje? Opowiada nam Alicja Grocholska, właścicielka portalu PoloniaBarcelona.pl.


"20 tysięcy separatystów starło się z policją", "Fala protestów Katalończyków w Barcelonie i mniejszych miastach regionu" – tak było we wtorek. Widzieliśmy zdjęcia i nagrania tłumów na ulicach, płonące kosza na śmieci, barykady z opon. Jaka jest teraz sytuacja w Barcelonie?

O zamieszkach niektóre media informowały w taki sposób, jakby tu była wojna domowa, a to była przesada. To, co widzieliśmy we wtorek, to była pokojowa manifestacja w centrum Barcelony, którą wykorzystali awanturnicy. W czasie każdej demonstracji mogą dziać się podobne rzeczy.

Natomiast największa manifestacja zapowiadana jest na piątek.

Co się będzie działo?

Z czterech prowincji wokół Barcelony wyruszyło już 10 tys. ludzi. To taka piesza "pielgrzymka". 10 tysięcy ludzi idzie w sześciu kolumnach w stronę Barcelony. W piątek ma być też strajk generalny. Wszystkie firmy, również moja, zapowiedziały, że nie będą w piątek pracować.

W piątek będzie się działo najwięcej.
Na czym ma polegać ten strajk?

Polega na tym, że większość instytucji publicznych zawiesza działalność. Wszystkie instytucje państwowe nie pracują. Transport publiczny będzie działał w bardzo minimalnym stopniu. W praktyce metro może być zablokowane, dlatego większość pracowników korporacji będzie pracować z domu. Już we wtorek niektórym pracownikom spoza Barcelony pozwolono pracować z domów, gdyż nie jeździły pociągi.

Również pracownicy, którzy chcą w piątek wziąć udział w protestach, mają prawo nie przyjść do pracy.

Wszystkie informacje na bieżąco są modyfikowane, coraz więcej instytucji przyłącza się do strajku. W czwartek będziemy wiedzieć więcej. Ale znając z doświadczenia, cała Barcelona stanie.

Jak długo mieszka pani w Barcelonie?

11 lat.
Pamięta pani wcześniej takie sytuacje?

Tak. Gdy odbyło się referendum, które było nielegalne i z tego powodu usłyszeliśmy teraz wyroki. Wtedy też były protesty i strajk generalny. Wszystko stanęło, bardzo ciężko było poruszać się po mieście. Już trochę jesteśmy przyzwyczajeni do tej sytuacji, bo protesty ciągną się od referendum. Ale teraz może być naprawdę poważnie. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane.

Jak duża jest mobilizacja?

Bardzo duża. Koło godz. 21.30 ludzie wychodzą na balkony i tłuką w garnki, w cokolwiek. W całej Barcelonie słychać. Tak było już po referendum. A teraz po ogłoszeniu wyroku tak jest każdego dnia. Podejrzewam, że dziś też tak będzie. To jest niesamowite, bo to dzieje się nie tylko w centrum.

W mojej dzielnicy, około 20 minut metrem od centrum, też tak jest. Wszyscy wychodzą na balkony. Jak ktoś nie ma balkonu, otwiera okno. Biorą garnki, patelnie i w nie uderzają. Wrażenie jest niesamowite. Takich protestów nie widziałam nigdzie, również w Polsce. Kto za tym stoi?

Tsunami Demokratyczne, przede wszystkim oni. Ale też są grupy na WhatsAppie, ludzie sami się umawiają. A jeśli ktoś o tym nie wie, to jak słyszy co się dzieje, też chwyta patelnię i się dołącza. To trwa około pół godziny. Roznosi się po całej Barcelonie. Co mówią ludzie na ulicach, w pracy?

Ludzie są podzieleni, ale bardzo podziwiają Katalończyków za solidarność i siłę, z jaką się organizują, jak walczą o wspólną sprawę. I nawet jeśli ktoś nie podziela ich dążeń niepodległościowych, to jednak widać, że wszyscy podziwiają Katalończyków.

Nikt nie spodziewał się takich wyroków. Referendum dotyczyło niepodległości. Ale dziś już nawet nie chodzi o to, czy Katalonia ma być niepodległa, czy nie. Jedni chcą niepodległości, drudzy nie.

Natomiast są zjednoczeni jeśli chodzi o samo referendum. Słyszałam bardzo dużo głosów np. Katalończyków, którzy są przeciwni niepodległości, ale popierają protesty, bo nie chcą, by odbierano im prawo głosu.

Dziś chodzi o sam fakt, żeby takie referendum się odbyło. O wolność wypowiadania się.

Sprawa zdominowała codzienne życie?

Jest dużo dyskusji na ten temat. Nawet są przez to konflikty domowe. Wygląda to podobnie jak w Polsce. Ludzie dyskutują żywo w pracy, w domach, czasami się kłócą. To już taki standard.

Z tego powodu zablokowano lotniska, turyści mieli sporo problemów.

We wtorek były problemy na obu lotniskach. Były blokady. W piątek to turyści mogą najbardziej ucierpieć. Dużo lotów jest odwołanych. Mieszkańcy Barcelony sobie poradzą, są przyzwyczajeni do protestów. One przybrały na sile zwłaszcza po ostatnim referendum. Ale nie powiedziałabym, że jest niebezpiecznie. Takie informacje są bardzo przesadzone.
Jak to wszystko się może skończyć?

Właśnie rozmawialiśmy o tym w pracy. Ja uważam, że to się uspokoi. A moja koleżanka uważa, że to się dopiero rozkręca, bo oni nie odpuszczą i będzie jeszcze gorzej. Nie wiem, kto ma rację. Czas pokaże. W piątek zobaczymy, jaką to będzie miało siłę i wydźwięk.