Ambasada w Szwecji Nobla dla Tokarczuk prawie nie dostrzegła. Spec od żużla zajmuje się tam kulturą

Tomasz Ławnicki
Na szczęście to jest tak, że to nie Olga Tokarczuk potrzebuje Polski, lecz Polska potrzebuje Olgi Tokarczuk – mówi jedna z moich rozmówczyń. Tuż po tym, jak polska pisarka została uhonorowana literacką Nagrodą Nobla, wszystko stanęło na głowie – co jaskrawo widać w polskich placówkach w Sztokholmie. Ale po kolei...
Polskie placówki dyplomatyczne w Sztokholmie niemal nie zareagowały na wiadomość o Noblu dla Olgi Tokarczuk. Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta
Dyplomacja w państwie PiS
Polska nie ma swojego ambasadora w Szwecji od blisko półtora roku. Wnioski, na ile istotne dla rządu w Warszawie są relacje z władzami w Sztokholmie, proszę sobie wyciągnąć samemu.

Dotychczasowy ambasador Wiesław Tarka został odwołany 30 czerwca 2018 r. Jak dowiaduję się od osoby zorientowanej w meandrach dyplomacji, ambasador Tarka był uważany za człowieka z ekipy PiS (był dyrektorem jednego z Biur w Urzędzie m. st. Warszawy za prezydentury Lecha Kaczyńskiego w stolicy, za pierwszego rządu PiS pracował w MSZ i MSWiA). Stracił fotel ambasadorski, bo - jak mówi mi mój rozmówca - był osobą zbyt samodzielnie myślącą, więc nie pasował do układu "dobrej zmiany". I od tego czasu polska placówka dyplomatyczna w Sztokholmie pozostaje bez ambasadora.


Wprawdzie po paru miesiącach PiS znalazł kandydatkę – Karolina Ostrzyniewska została w październiku 2018 r. przesłuchana przez sejmową komisję spraw zagranicznych i uzyskała pozytywną opinię. Jednak zdarzyło się coś niespotykanego – MSZ wycofał kandydaturę Ostrzyniewskiej.
W środowiskach polonijnych mówiło się wówczas, że to dlatego, iż prezydent Andrzej Duda odmówił podpisania nominacji ambasadorskiej, ponieważ miał własnego kandydata. W efekcie politycznych wojen między Pałacem Prezydenckim a rządem jest jak jest i nie wygląda na to, aby do Tygodnia Nobla w grudniu, gdy polska laureatka będzie w Sztokholmie odbierać nagrodę, miało się coś zmienić.

Intensywny tydzień noblistów
Bo to nie jest tak, że laureat przylatuje do stolicy Szwecji odebrać nagrodę, uściśnie parę rąk i wraca do siebie. Dni przed samym wręczeniem bez wątpienia najważniejszych wyróżnień świata (choćby senator Bonkowski miał w tej kwestii odmienne zdanie) to czas bardzo gorący. Poprzedza go Tydzień Nobla, który rozpoczyna się nieformalnym spotkaniem laureatów w Muzeum Nobla w Sztokholmie. Potem jest seria konferencji, rautów, wykładów, spotkań ze studentami i uczniami...
Kulminacją jest ceremonia wręczenia nagród przez króla Szwecji i uroczysty bankiet. Przy tym wszystkim udział służb dyplomatycznych wydaje się niezbędny. Ale cóż...

Wolą film "Smoleńsk"
– Polskie ambasady oraz Instytuty Polskie stały się, tak jak absolutna większość państwa, ramieniem partii rządzącej. Nie realizują interesów narodowych, tylko realizują cele partyjne. – wymienia w rozmowie z naTemat nowo wybrany senator KO, były ambasador Polski w Kanadzie Marcin Bosacki.
Marcin Bosacki
senator KO z Poznania, b. ambasador Polski w Kanadzie i b. rzecznik MSZ

Oczywiście, w dyplomacji nadal jest wiele osób kompetentnych, ale są one coraz bardziej zastraszane. W efekcie mamy do czynienia ze strukturą, która chętniej wyświetla film "Smoleńsk", bo takie jest zapotrzebowanie ideologiczne, a nie chwali się największym polskim sukcesem w kulturze od czasu Nobla dla Wisławy Szymborskiej. Porównywalnym był tylko Oskar dla "Idy".

W 2011 r. Bosacki był rzecznikiem MSZ. Minister Radosław Sikorski, choć wśród laureatów Nagrody Nobla Polaków wówczas nie było, został zaproszony na uroczystość wręczenia nagród w sztokholmskiej filharmonii oraz na bankiet w Ratuszu. Dyrektor Fundacji Noblowskiej tłumaczył wtedy, że co roku szwedzcy politycy proponują gości reprezentujących państwa, z którymi Szwecja ma dobre relacje. Jakie te relacje mogą być dzisiaj, gdy od półtora roku nie ma w Sztokholmie polskiego ambasadora?

Z toru żużlowego do Instytutu Polskiego
Jeśli na ambasadę polska laureatka Nagrody Nobla nie za bardzo może liczyć, to może podlegający MSZ-owi Instytut Polski w Sztokholmie? Tu przynajmniej nie ma bezkrólewia. Na czele instytucji, która w założeniach ma promować Polskę, jej kulturę i naukę, stoi fachowiec od... żużla.
Paweł Ruszkiewicz w połowie roku 2019 został dyrektorem Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Wcześniej zajmował się głównie promowaniem żużla, przede wszystkim żużla na lodzie, czyli ice speedwaya, był też żużlowym komentatorem w Canal +. Z kulturą nie miał nic wspólnego. Jego konikiem jest historia i w medialnych wypowiedziach podkreśla, że to właśnie promowanie polskiej historii jest jego priorytetem.

Ale przynajmniej na stronach Instytutu Polskiego w Sztokholmie można znaleźć informację o Noblu dla Tokarczuk – wprawdzie nie w wersji polskiej, ale po szwedzku jest. Było również kilka tweetów wyrażających radość z nagrody. W Polskiej Agencji Prasowej w dniu ogłoszenia nazwisk laureatów ukazała się depesza z krótkim komentarzem Pawła Ruszkiewicza – że "jeszcze trzy cztery miesiące temu Tokarczuk nie była wymieniana jako oczywista kandydatka do Nobla", że "wspominano o Adamie Zagajewskim oraz Hannie Krall" oraz że "Instytut Polski w Sztokholmie będzie wspierać polską noblistkę".

Instytut zapewnia, że działań jest wiele.

We współpracy z Ambasadą RP w Sztokholmie jesteśmy w trakcie organizacji dwóch spotkań autorskich z Panią Tokarczuk, z których jedno będzie skierowane do szwedzkiej Polonii, natomiast drugie do przedstawicieli szwedzkich środowisk kultury i sztuki oraz dziennikarzy.

W związku z przyznaniem Nagrody Nobla Pani Oldze Tokarczuk, udzieliliśmy licznych wywiadów dla szwedzkich mediów, podkreślając fakt, iż od wielu lat Instytut Polski współpracuje z Panią Tokarczuk, wspierając i promując jej twórczość od pierwszego wydania szwedzkiego przekładu w 2002 roku. Kolejne projekty we współpracy z Panią Tokarczuk planowane są w styczniu i lutym 2020 roku.

Ewa Strozniak, Ekspert ds. PR Instytutu Polskiego w Sztokholmie

"To Instytutowi powinno na niej zależeć"
– To się powinno dziać od razu. Instytut powinien dzwonić, organizować, pisać – to oczywiste. W tym momencie Olga jest naszym najlepszym "towarem eksportowym" w kulturze i Polska powinna to wykorzystać – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Agata Grenda, która była dyrektorką Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, ale została odwołana przez "dobrą zmianę" ze stanowiska.

Już za rządów Prawa i Sprawiedliwości Olga Tokarczuk została zaproszona do Nowego Jorku na PEN World Voices Festival – jedną z najważniejszych imprez literackich świata. Agata Grenda dostała od MSZ jasny sygnał, że wsparcie przez IKP tego wydarzenia nie jest pożądane, mimo że Instytut od lat współpracował z Festiwalem, prezentując najważniejszych polskich pisarzy i pisarki. Środki na przylot autorki, dzięki staraniom Grendy, wyłożyła amerykańska fundacja od lat wspierająca artystów z tej części Europy.
"Dla MSZ Olga Tokarczuk jest pisarką kłopotliwą" – mówi naTemat Agata Grenda, była dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku.Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
– W całej tej nieszczęśliwej sytuacji szczęściem jest to, że nawet jak Instytut Polski w Szwecji nic nie zrobi, to nie ma to już znaczenia. Po tym, jak wyróżniono Olgę Noblem, ona znalazła się na takim poziomie, że to ona może pomóc Instytutowi. I to Instytutowi powinno na niej zależeć, a nie na odwrót. Zresztą Olga od kilku lat ma już na świecie taką pozycję – mówi.

Co artysta mówi o partii
Agata Grenda wyjaśnia, że właśnie to było najbardziej satysfakcjonujące w promowaniu polskich artystów na świecie: gdy początkowo to oni potrzebowali wsparcia, ale po paru latach to Instytut mógł korzystać na ich popularności, dzięki temu, że ich twórczość – we współpracy z IKP - była prezentowana w najważniejszych amerykańskich instytucjach. Spotkania z Polonią były jedynie dodatkiem. – Jest taka grupa artystów, którzy mogą pomóc Polsce, a nie Polska im – tłumaczy była dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Tyle że Polska pod rządami PiS ma z Olgą Tokarczuk problem.
Agata Grenda
menadżerka kultury, była konsul i Dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku

– Dla MSZ Olga Tokarczuk jest pisarką kłopotliwą.

– Ze względu na treść jej niektórych książek?

– Nie łudziłabym się, że ta władza zna jej książki. Zresztą minister kultury nie krył się z tym, że żadnej z książek Tokarczuk nie doczytał. Z mojego doświadczenia wynika, że dla władzy nie było aż tak istotne, co artysta robi, bo władza i tak tego nie oglądała. Ważne jest to, co publicznie mówił o partii rządzącej. Jeżeli w wywiadach mówi okej, to twórczość też jest okej.

Na stronie internetowej polskiej ambasady w Sztokholmie na temat Nobla dla Tokarczuk można znaleźć zaledwie jedną przeklejoną depeszę PAP i tytuł, gdzie noblistkę nazwano "pisarką i aktywistką". Jakby to za działalność jako "aktywistki" przyznawano literackie Noble.
To jedyna informacja o Noblu dla Olgi Tokarczuk na stronach polskiej ambasady w Sztokholmie.Fot. screen ze strony sztokholm.msz.gov.pl
Uderzająca jest tu różnica, jak wiele informacji o Noblu dla Olgi Tokarczuk można znaleźć na profilu szwedzkiej ambasady w Warszawie. Gratulacje ambasadora ukazały się natychmiast (na zdjęciu dyplomata trzymał w ręku książkę Olgi Tokarczuk - po szwedzku). Potem opublikowano rozmowę z jednym tłumaczem, który kilka książek polskiej pisarki przełożył na szwedzki, następnie z drugim... Wygląda to tak, jakby szwedzka dyplomacja cieszyła się bardziej z nagrody dla Polki niż dyplomacja polska.

Ceremonia wręczenia Nagród Nobla odbywa się zawsze 10 grudnia, w rocznicę śmierci Alfreda Nobla. Polskiej dyplomacji jeszcze trochę czasu pozostało, aby - mówiąc kolokwialnie - ogarnąć się. W Wydawnictwie Literackim, które opiekuje się Olgą Tokarczuk, usłyszeliśmy nieoficjalnie, że nikt jeszcze z ambasady w Sztokholmie oraz z Instytutu Polskiego nie kontaktował się w sprawie zbliżającej się uroczystości.