"Ci ludzie mają obsesję na moim punkcie". Zychowicz opowiada, jak cenzorzy zablokowali jego książkę

Katarzyna Zuchowicz
"Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA'" był murowanym zwycięzcą konkursu na Książkę Historyczną Roku. W czwartek organizatorzy – TVP, Polskie Radio i Narodowe Centrum Kultury – podali, że wycofują książkę z konkursu. A w piątek konkurs anulowano. – Wszyscy, niezależnie od sympatii politycznych, poglądów politycznych, są dziś po stronie mojej książki – mówi naTemat autor Piotr Zychowicz
Organizatorzy konkursu na Książkę Historyczną Roku poinformowali w czwartek o wycofaniu z niego książki Piotra Zychowicza 'Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA'". Fot. Piotr Zychowicz/Facebook
Nieprawdopodobną burzę wywołało zamieszanie wokół Twojej książki.

Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Telefon się urywa. Przychodzą SMS-y. Wszyscy mnie wspierają. Ale najbardziej cieszę się z tego, że wspierają mnie nie moi zwolennicy, ludzie z którymi mam wspólnotę poglądów.

Ale kiedy piszą do mnie ludzie: "Panie Piotrze, nie zgadzam się z tezami pańskiej książki, ale jestem z panem". Albo: "Zawsze pana krytykowałem, ale teraz stoję za panem murem, bo jeżeli książka się nie podoba, to można z nią polemizować, zorganizować debatę na jej temat, napisać jej krytyczną recenzję. Ale nie wolno stosować takich gangsterskich metod". Tak piszą. Dostałem setki takich wiadomości.


Wsparcie jest gigantyczne. Kto najbardziej cię wsparł?

Z jednej strony wspierają mnie konserwatyści i prawicowi publicyści tacy jak Rafał Ziemkiewicz, Łukasz Warzecha, Tomasz Terlikowski. Ale także osoby, które identyfikowane są z drugą stroną barykady, np. Tomasz Lis, Bartek Węglarczyk, Tomasz Sekielski.

Wspaniale zachował się prof. Andrzej Nowak z Krakowa, z którym wielokrotnie polemizowałem. Nie jest tajemnicą, że mamy zupełnie inne poglądy historyczne. Wystąpił w mojej obronie i powiedział, że pierwszy raz zdarzyło się, żeby doszło do takiej ingerencji spółek rządowych w decyzje, wydawało się, suwerennego jury. Oburzenie jest lewa od prawa. Na prawicy widać jednak podział.

Nie jest to podział na stronie prawicowej. Przeciwko są "dziennikarze", dla których wierność wobec partii, której służą jest ważniejsza niż wolność słowa.

Przeczytam jeden komentarz: "Zychowicz, nowa gwiazda lewaków, bo wpisał się w plucie w Polskie Państwo Podziemne".

Komentowanie takich bzdur to strata czasu i brak szacunku dla czytelników.

Albo Piotr Gursztyn: "To hejt na AK".

Ten człowiek od kilku dobrych lat w nieprawdopodobnie napastliwy i hejterski sposób napada na mnie i na moje książki. Już mu nawet nie odpowiadam. Zbanowałem go nawet na Twitterze, bo jego wpisy przekraczały granice dobrego smaku i kultury osobistej.

Po mojej stronie są wszyscy, którzy mają w sercu wolność słowa, wolność debaty publicznej, nie godzą się na tego typu zagrywki poniżej pasa, jakim jest wyrzucenie książki na ostatniej prostej, która wygrywa konkurs. To hucpa nie z tej ziemi. Wszyscy, niezależnie od sympatii politycznych, poglądów politycznych, są dziś po stronie mojej książki. I to jest budujące. Że można przeciwko zwykłej podłości zbudować taką fajną koalicję ponad podziałami. Zaskoczył cię taki odzew?

Tak. Bo ogólnie jestem przerażony skalą tego, co się stało w Polsce. Tego, jak głęboko Polacy się skonfliktowali w ostatnich latach. Jestem zatrwożony tym konfliktem Hutu i Tutsi, który się przetacza i niszczy naszą ojczyznę. Coś bardzo złego stało się w ostatnich latach.

I to wsparcie dla mojej książki to bardzo budujący przykład tego, że kiedy jest naprawdę sprawa, o którą trzeba walczyć, kiedy zrobiono straszne świństwo i naruszono cywilizowane standardy, to ludzie z różnych stron barykady, o różnych poglądach, potrafią mówić jednym głosem. To jest super. I być może jest to najfajniejsza rzecz, która wyszła z tej całej pożałowania godnej afery.

Co się stało? Jak Ty to odbierasz?

Cenzorom, którzy dokonali skandalicznego zamachu na wolność słowa, przyświeca podwójny motyw. Pierwszy to załatwianie osobistych porachunków przy pomocy stanowisk w spółkach publicznych. Za tą decyzją stoją ludzie, którzy mają obsesję na moim punkcie i od wielu, wielu lat atakowali moje książki i poglądy.

Dlaczego?

Bo są one sprzeczne z propagandową wizją historii, którą oni uprawiają. Ta grupa cenzorów uznaje tylko jedną, patriotycznie poprawną wersję naszych dziejów. I każdego, kto myśli w inny sposób, kto ma odwagę stawiać inne tezy i ma inne przekonania, są gotowi tępić wszelkimi możliwymi metodami.

Są to metody rodem z PRL. I to jest bardzo interesujące, gdyż cała afera jest patriotyczna w treści, ale komunistyczna w formie. Jest to powtórka z metod cenzorskich, PRL-owskich. Nie ważne kto głosuje, tylko kto liczy głosy. Znasz kulisy jak doszło do zatrzymania książki?

Całej afery by nie było, gdyby mojej książki nie dopuszczono do konkursu. Ale ona nie tylko przeszła przez jury, które bardzo przychylnie ją zaakceptowało, ale została skierowana do głosowania do nagrody czytelników. I głosowało na nią najwięcej internautów. Otrzymała 3108 głosów, taki był wynik, gdy zatrzymano głosowanie.

Dopiero wtedy zorientowali się, że cokolwiek by się nie zdarzyło, nie ma najmniejszych szans, żebym nie wygrał. Przewaga nad kolejną książką była tak duża, że konkurs de facto był już rozstrzygnięty.

Sławomir Cenckiewicz zasiadał w jury, co nieco ujawnił na Twitterze.

Tak. Ujawnił, że najpierw podjęto pierwszą próbę usunięcia książki na poziomie jury. Przyszedł Piotr Gontarczyk, historyk IPN i – to jest najbardziej bulwersujące – w imieniu TVP i NCK i PR domagał się usunięcia mojej książki z konkursu. Spotkał się z bardzo ostrą reakcją wszystkich, pomijając niestety Piotra Semkę. W ten sposób moja książka została obroniona przez jury.

Wtedy grupa cenzorów zadziałała za plecami jury. I zrobiła coś tak nieprawdopodobnego. Sytuacja jest bez precedensu.

Po fali wsparcia, które otrzymałeś konkurs ostatecznie został odwołany. Jak odbierasz tę decyzję?

Dla mnie ingerencja w konkurs od początku – w momencie, gdy zatrzymano głosowanie na jedną książkę – oznaczała, że stał się on nieważny. To była nieprawdopodobna, skandaliczna ingerencja. Wezwałem do opamiętania trójkę z fundatorów tej nagrody – TVP, Polskie Radio i NCK – i do anulowania całego konkursu. Jak czuliby się pozostali uczestnicy, gdyby konkurs nie został anulowany? Postawiono by ich w sytuacji kuriozalnej i wysoce niezręcznej. Skutki decyzji cenzorów o zablokowaniu mojej książki są opłakane przede wszystkim dla samego konkursu. Oni skompromitowali Konkurs na Książkę Historyczną Roku. Zepsuli go. Podważyli wagę tej nagrody. Tylko dlatego, że ich ideologiczne zaślepienie i walka z człowiekiem, który ma inne poglądy na historię niż oni, okazała się dla nich ważniejsza niż zdrowy rozsądek.

Konsekwencje tego, co się stało, przekraczają granice ich wyobraźni. Olbrzymiej ilości ludzi zrobili świństwo i wielką przykrość.W konkursie głosowały setki ludzi. Co z nimi? Oni mają pełne prawo czuć się oszukani. Na moją książkę głosowali m.in. ludzie z Wołynia. Wiem, że cieszyli się, że jest ta książka. To dla nich straszny cios.