Muniek Staszczyk opowiedział, co działo się po wylewie. Lekarze byli zdziwieni, że w ogóle żyje

Zuzanna Tomaszewicz
Muniek Staszczyk dochodzi do siebie po wylewie. Teraz w jednym z wywiadów przybliżył moment udaru, przez który niemal stracił życie. – Lekarze byli zdziwieni, że w ogóle żyję – przyznał wokalista T.Love.
Do wylewu doszło w Londynie. Fot. Facebook/T.Love/Muniek
W lipcu br. Muniek Staszczyk przeszedł wylew, przez co był hospitalizowany w Londynie. Już wtedy zapowiadano, że jego rehabilitacja potrawa dość długo. W związku ze zdarzeniem zespół muzyka odwołał nadchodzące koncerty.

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Staszczyk wyznał, że 15 lat temu stwierdzono u niego nadciśnienie. – Przez jakiś czas brałem leki, a potem, jak już ciśnienie się unormowało, to olałem – zdradził.

– Tamtego wieczoru też nie czułem się źle, może przy schylaniu głowa mnie trochę bardziej bolała. (…) Tu się film urwał. Znaleźli mnie o czternastej następnego dnia. Ten hotel ma duże obłożenie, potrzebowali pokoju, a tu leży facet we krwi. Obsługa nie wiedziała, co robić, czy to nie zabójstwo – powiedział muzyk.


Jak sam podkreślił w wywiadzie, krew poszła na szczęście nosem i przez to nie zalała mu mózgu. – Tylko dlatego żyję. (…) Lekarze zrobili szybkie konsylium, czy otwierać mi mózg, bo następne godziny były rozstrzygające. Byli zdziwieni, że w ogóle żyję po tylu godzinach od wylewu, ale doszli do wniosku, że skoro organizm sobie radzi, to nie będą operować –zaznaczył.

Piosenkarz wyciągnął naukę z niebezpiecznej sytuacji, która mu się przydarzyła. – Zapytała mnie niedawno młoda dziewczyna, co myślę o hejcie. Mówię: "Dzieciaku, ja jestem po wylewie, ale żyję, moja płyta wychodzi, jestem szczęśliwy! W ogóle mnie ten hejt nie obchodzi". Za dużo czasu tracimy na rzeczy, które nas zatruwają, lepiej karmić się czymś, co buduje. Nie twierdzę, że tego nie ma, ale nie będę zajmował się złem, nie mam czasu na nienawiść – dodał.

źródło: "Gazeta Wyborcza"