"Po alkoholu bywa agresywny". Dziennikarz o kulisach oskarżeń wobec abp. Głódzia
– Scenarzyści "Kleru" właśnie na Głódziu wzorowali postać arcybiskupa Mordowicza. Praktycznie jeden do jednego. “Złote, a skromne”, scena, w której ksiądz ma przygrywać do stołu biskupowi “Hej sokoły” na akordeonie, pijaństwo – to zostało zaczerpnięte wprost z pałacu abp. Głódzia. W Gdańsku wiedzą o tym wszyscy – mówi naTemat Piotr Głuchowski, autor książki "Uzurpator" o Henryku Jankowskim.
Piotr Głuchowski: Zupełnie nie. To, że metropolita gdański pomiata klerykami, jest tajemnicą poliszynela. Takie doniesienia przewijały się nie tylko gdy zbieraliśmy materiały do “Uzurpatora”, ale – z tego, co mi wiadomo – również przy okazji riserczu do “Kleru” Smarzowskiego.
Wydaje mi się, że abp Głódź trzyma wszystko silną ręką, więc nikt mu w diecezji nie podskoczy. Jeśli ktoś się skarży, to – choćby bezsprzecznie miał rację – z miejsca zostaje uznany za zdrajcę. Albo bronisz Kościoła i jego ludzi zawsze, wszędzie i w każdej sprawie, albo zostajesz napiętnowany jako jego wróg, członek tęczowej hordy lub mroczny sługa potwora gendera.
Ta manichejska, czarno-biała wizja świata łączy Głódzia, Rydzyka, a także Kaczyńskiego. Podzielał ją także prałat Henryk Jankowski. Swoją drogę zarówno Jankowski jak i arcybiskupa chcieli być wojskowymi. Głódź został księdzem przez przypadek.
Jako nastolatek Głódź działał w konspiracyjnej organizacji antykomunistycznej. Nie został dopuszczony do matury gdy wyszło na jaw, że przerobił polskie godło dodając do niego sierp i młot, które masakrują orła.
Potem Głódź miał wilczy bilet do wszystkich państwowych szkół. Pozostało mu seminarium duchowne, bo inne ścieżki kariery zostały przed nim zamknięte.
Tak został księdzem, choć wolał być wojskowym. W koloratce zawsze było mu ciasno.
Weźmy pod uwagę to, co o nim powszechnie wiadomo: Głódź uwielbia wojsko, lubi polować i jeździć na kombajnie, ma ksywę “Flaszka”, bo pije dużo i często, po alkoholu bywa agresywny.
Jedna z ostatnich gospodyń prałata Jankowskiego wspomina, że nawet gdy prałat był już poważnie chory, na parafię św. Brygidy przyjeżdżał Głódź z kolegami w trzy samochody, by się “dopić”.
Jankowski sam nie drinkował, ale musiał gościć arcybiskupa, który urządzał na plebanii regularną pijatykę: był głośny, wulgarny, robił bałagan. Taki sarmata–armata.
Wątpię. Głódź ma silną pozycję w episkopacie i nie tylko. Cieszy się ogromnym poparciem Rydzyka. Stoi na czele zespołu duszpasterskiej troski o Radio Maryja, ma kontrolować czy rozgłośnia nie zbacza z katolickiego kursu, ale w praktyce polega to na tym, że podczas urodzin Radia Maryja odbiera hołdy na dębowym tronie. Nie sądzę, by ktoś go z niego ruszył.