Chcesz obejrzeć coś fajnego w telewizji? Nie włączaj "My Way" z Edytą Górniak

Ola Gersz
Kiedy myślisz, że w polskiej telewizji nie może powstać już nic bardziej bezsensownego, niż 80 procent programów w jej ramówce, producenci mówią "potrzymajcie mi piwo" i wpadają na pomysł, który aż uderza miałkością. Tak jak program "My Way", czyli reality show TVN, w którym Edyta Górniak uczy się jeździć samochodem. Gwiazda uczy się zmieniać koło, a w międzyczasie je obiad z synem i opowiada o byłym mężu. A i tak najważniejsza jest reklama samochodu. I może to wszystko byłoby jeszcze nośne, gdyby piosenkarka nie zachowywałaby się tak nieznośnie pretensjonalnie. I gdyby nie było tak nudno.
Edyta Górniak zachowuje się w swoim nowym programie, jakby pierwszy raz widziała samochód na oczy Fot. Kadr z programu "My Way" / TVN
Programy, w których celebryci robią dziwne rzeczy pod okiem kamery nie są niczym nowym. Za oceanem mamy familię Kardashianów, która pozwala oglądać widzom swoje rodzinne dramaty, jak incydent z botoksem mentorki rodu, nad Wisłą swoje "prywatne życia" pokazali publicznie i Michał Wiśniewski, i Majdanowie. Oczywiście takich show było znacznie więcej, ba, będą one powstawały, jak długo będzie istniała telewizja. Dlaczego? Bo ludzie kochają oglądać życie znanych i lubianych zza kulis.

Teraz taką możliwość postanowiła sprawić nam Edyta Górniak. 46-letnia wokalistka może od lat nie stworzyła żadnego hitu, ale nadal jest – bez żadnych wątpliwości – jedną z naszych największych rodzimych gwiazd. I bez wątpienia czołową diwą III Rzeczypospolitej. Kiedy Górniak postanowiła więc zrobić prawo jazdy, TVN wyczuło iście biznesową okazję: pokaże zmagania piosenkarki za kółkiem, czym przyciągnie przed ekrany tłumy, a przy okazji i diwa na tym skorzysta, i sponsor, który zareklamuje nowy model samochodu. Wszyscy zadowoleni.
Wszyscy oprócz widzów. Bo "My Way" naprawdę nikogo ani nie rozerwie, ani nie wciągnie, chyba, że a) jesteś wiernym fanem Górniak, b) lubisz samochody i zastanawiasz się, czy Skoda Superb (bo wszystko toczy się wokół niej) to dobry wybór. I pewnie tak, bo w końcu – jak mówi Górniak – ma "sexy światełka".


Szpilki za kierownicą
Zapytacie, ale o co właściwie w tym programie chodzi? Jakieś zasady, fabuła? Cokolwiek? Odpowiem: Edyta Górniak robi prawo jazdy. I naprawdę tyle – miły pan instruktor uczy ją jeździć w Skodzie Superb. Ale, ale, oczywiście są też smaczki.

Pierwszy smaczek: Górniak kontra samochód. Na pierwszej jeździe diwa wstawiła się w brokatowym dresie i... w niebotycznie wysokich szpilkach. Na komentarz instruktora, że trudno prowadzić auto w tego typu obuwiu, nie kryła zdziwienia. W końcu buty zmieniła, ale w pierwszym odcinku niestety samochodu nie prowadziła.

Za to usiadła za kierownicą i wpadła w kilkuminutową – mówiąc kolokwialnie – głupawkę. – Czy pan wierzy, że pan mnie nauczy? Czy pan jest na tyle odważny? Nie jestem pierwszą uczennicą pana, ale może najfajniejszą? – pytała instruktora w przerwach histerycznego śmiechu. W pierwszej odsłonie "My Way" Edyta – której, jak przyznała, zdarzyło się już kierować samochodem – poznawała także elementarne zasady motoryzacyjnej wiedzy, czyli, co jest gdzie ("Czy wszystkie auta mają po tej samej stronie gaz i hamulec? Dlatego prawa z lewą, proszę mi przypomnieć, bo nie wiem, jak to działa. Gaz jest po prawej?"), jak wygląda znak STOP, jak zmienić koło i jak zatankować. Ot, podstawy.

Rura i dziura
I to właśnie z tymi przygodami wiąże się smaczek numer dwa. Górniak w swoim programie nie ma żadnych hamulców (sic!) i swawolnie żartuje. A raczej tylko jej zdaniem są to żarty, gdyż w widzach (i instruktorze) budzi to raczej ciarki żenady. Bo brzmi to jak żarty rubasznego wujka na weselu.

Przykłady? Podczas zmiany koła, co było dla niej olbrzymim wysiłkiem, Górniak stwierdziła: "Właściwie na tym etapie myślę, że jakbym była taka wypięta, to już by ktoś się zatrzymał mi pomóc". Na stacji benzynowej też było wesoło. – Nawet jak się nauczę tankować, to postaram się to robić rzadko. Uważam, że to urządzenie całe, które się wkłada do tej dziury, jest bardzo niezręczne w kobiecych rękach. Ja bym nie chciała, żeby mi ktokolwiek zrobił zdjęcie z taką rurą – oznajmiła. A i wyznała również instruktorowi, że "specjalnie ubrała te szpilki, żeby panu jakoś przyjemność zrobić". Auć.

To zachowanie Górniak – traktowanie samochodu, jak czarnej magii i wujkowe żarciki – jest maksymalnie infantylne. Momentami nawet urocze, ale częściej irytujące i męczące. W słowach nie przebierali zresztą internauci, którzy na Twitterze pisali wprost, że Górniak "robi z siebie głupią". I zastanawiali się, czy to na pewno gra, czy... o co w ogóle chodzi. Rezultat jest taki, że widz jest po prostu zażenowany. "Poszłam trochę na oślep"
Jednak smaczkiem największym da widzów ma być wgląd w prywatne życie Edyty. I ta część wypada jeszcze jako tako. Oczywiście naturalności w tym mało, ale przecież mówimy o telewizyjnym programie, w którym nie ma na nią raczej miejsca.

W "My Way" widzowie mogą więc zobaczyć diwę prywatnie: w jej domu, w kuchni, podczas kolacji z synem czy w czasie rozmowy ze swoimi asystentami, kiedy pomagali jej się pomalować i przebrać podczas programu. Ta przerwa w jazdach to był zresztą jeden z nielicznych ciekawych fragmentów. Piosenkarka dowiedziała się bowiem, że Allan "znowu" nie poszedł do szkoły. – Zatłukę. Serio nie poszedł? A jaką ma historię tym razem? – spytała zirytowana Górniak asystenta. Na jego odpowiedź, że "budzik mu się nie włączył", stwierdziła złowieszczo: "Ja mu takie budziki kupię teraz". Oczywiście mówimy o Edycie Górniak – piosenkarka słynie ze swojej emocjonalności – więc nie obyło się bez szczerych wyznań i wzruszeń. Szczerze mówiąc, opowieści o życiu wokalistki było w pierwszym odcinku więcej, niż właściwej nauki jazdy.

Górniak wyjawiła więc, że samochodów po prostu się boi. – Ja uważam auto za maszynę śmiercionośną. Mówię bardzo serio w tej chwili. (..) Bycie kierowcą to jest tak szalenie odpowiedzialna rola, że ja nie czułam się nigdy na tyle silna, żeby się mierzyć z tą odpowiedzialnością – powiedziała piosenkarka. Przypomnijmy, że jej były mąż odsiaduje właśnie karę więzienia za śmiertelne potrącenie kobiety, więc w tym kontekście jest strach jest absolutnie zrozumiały i ludzki.

Szczerym momentem było też wyznanie Górniak, dlaczego związała się z Dariuszem Krupą. – Nie wiem, czy to ktokolwiek zrozumie. Otóż, ponieważ moje dzieciństwo było bardzo krótkie i takie ubogie w znaczeniu emocji, to dla mnie zawsze rodzinność była czymś zawsze nieosiągalnym, niedoścignionym. (...) Dla mnie do dzisiaj jest nieosiągalne posiadanie rodziny. Dla mnie magią jest to, że możesz wrócić do domu i w tym domu ktoś jest. Że pachnie obiad. Że jak się położę, to przyjdzie do mnie. (…) Jak poznałam ojca Allana, to on miał bardzo dużą rodzinę. Zakochałam się w tej rodzinie, nie w ludziach, w tym obrazku, że gdybym wyszła za mąż, to będę miała te wszystkie ciocie, babcie to wszystko, czego nie miałam – mówiła wzruszona Górniak. Dodała również wprost, że "poszła trochę na oślep". – Oczarował mnie w taki sposób, że powiedział: "Jeżeli ty jesteś gotowa, to ja chcę mieć dziecko, psa, dom i mieć niedziele ze wszystkimi". Poszłam za rodzinnością. Zostawiłam karierę międzynarodową. Było tam oczywiście drugie dno, ale to odkryłam dopiero później – wyznała piosenkarka.

I te emocjonalne momenty prawdy były w tym sztucznym programie najprawdziwsze. Cieszmy się zresztą, że bohaterką "My Way" jest Edyta Górniak, która swoich emocji i osobistych wyznań się nie boi. Inaczej byłoby jeszcze nudniej i bardziej miałko. Bo w tym programie się praktycznie nic nie dzieje, a szaleństwa w tym ani trochę.

A i tak najważniejszy jest samochód. Serio, "My Way" to tak naprawdę jedna wielka reklama auta marki Skoda. Kasa się musi zgadzać. Na szczęście, każdy odcinek trwa tylko nieco ponad 20 minut. Uff.