Tu byli europosłowie PiS. Były ambasador tłumaczy, dlaczego wyjazd do Kaszmiru tak bardzo szokuje

Katarzyna Zuchowicz
Grupa 27 europosłów, w tym z PiS, pojechała na propagandową wycieczkę do odciętego od świata Kaszmiru. Dokonali czegoś dotąd niemożliwego, co nie udawało się nawet obserwatorom ONZ. Do Kaszmiru Indie nie wpuszczały praktycznie nikogo. Nawet himalaiści szli w góry od strony Pakistanu, a nie Indii. Ten region to jak beczka prochu.
Jezioro Dal w Indiach – to po nim pływali europosłowie. Fot. Wikipedia/CC BY 2.0
Wizyta miała miejsce w czasie, gdy w życie wchodzi dekret o anulowaniu autonomii dla Kaszmiru, który władze Indii ogłosiły w sierpniu. Powszechnie uznano tę wycieczkę za propagandową, ku chwale Indii i tego, jak dbają o normalność Kaszmiru. Dlatego zdjęcie z tej wyprawy, na którym widać europosłów na łódkach na kaszmirskim jeziorze Dal, mówi więcej niż niejedno słowo. I komentowane jest nie tylko w Polsce.

Na nim jest pięknie, miło, normalnie i bezpiecznie. Podczas gdy premier Kaszmiru i inni kaszmirscy politycy przebywają w areszcie domowym i lokalna władza praktycznie przestała istnieć. Do stanu ściągnięto też tysiące dodatkowych wojsk, a wcześniej odłączono telefony i internet.
Sprawdzić na własne oczy
Kaszmir, do tej pory autonomiczny, stał się właśnie częścią Indii. Część mieszkańców na pewno się cieszy. Ale część na pewno nie. Już w sierpniu decyzja indyjskich władz wywołała falę protestów. Teraz, po trzech miesiącach sytuacja w Kaszmirze – jak pisze BBC – wciąż jest daleka do normalnej.


Media donoszą o zamkniętych od tygodni sklepach, szkołach, biurach i wzmożonych patrolach wojska."Rządowe siły są w stanie najwyższej gotowości, by powstrzymać antyindyjskie protesty i ataki rebeliantów" – piszą.

Wizyta europosłów tego nie pokazała. Podczas konferencji prasowej, której cały zapis dostępny jest w internecie, politycy bardzo zastrzegali, że nie przyjechali tu mieszać się w wewnętrzne sprawy i oceniać.

Ryszard Czarnecki wyjaśniał, że przyjechali, by zestawić wyobrażenie, jakie o Kaszmirze panuje w Europie, z rzeczywistością, i żeby lepiej zrozumieć problem. Jedna z dziennikarek pytała o doświadczenia, jakie europosłowie wynieśli z Kaszmiru. Jeden mówił o pięknych krajobrazach i ludziach, którzy zrobili na nim wrażenie. – Mówili od serca, że chcą być obywatelami Indii. I chcą się rozwijać jak inne regiony Indii. Chcą by dzieci chodziły do szkoły, był dostęp do szpitali – opowiadał. Inny stwierdził, że doświadczenia były wspaniałe, ale był za krótko i może następnym razem przyjedzie z żoną.
Ryszard Czarnecki – ok. 9 min. DD News
"Tylko pod kontrolą wojskowych"
– To zapewne była pokazówka. Jeśli już wracają, to nic nie widzieli. Kawałek jeziora polodowcowego? – reaguje Krzysztof Mroziewicz, dziennikarz, były ambasador w Indiach. Jest zaskoczony wizytą europosłów w Kaszmirze. Wiadomo, że do tej pory nie mogli tam wjechać nawet indyjscy politycy, co oburzyło indyjską opozycję.

– Formalnie można było tam wjeżdżać tylko pod kontrolą wojskową indyjską, do indyjskiej części. Jeżeli nasi himalaiści chcieli wchodzić na K2 – szczyt formalnie jest częścią Indii, ale kontrolę nad drogą na K2 sprawuje Pakistan – to musieli wchodzić od strony pakistańskiej i prosić władze Pakistanu o zezwolenie na wejście do Kaszmiru – tłumaczy Krzysztof Mroziewicz.

Sam był w Kaszmirze, w Srinagarze, jako dziennikarz. Towarzyszyli mu wojskowi:

– Nie mogłem zrobić żadnego kroku na swoją własną odpowiedzialność. Wydawało mi się, że jeden żołnierz przypada mniej więcej na jednego cywilnego obywatela kraju. Przede mną jechał jeep z karabinem maszynowym i pięcioma żołnierzami z obstawy, a za mną taki sam. Do Kaszmiru nie wpuszczano turystów. A taka wyprawa jak europosłów do niedawna w ogóle nie wchodziła w grę, bo nawet obserwatorzy ONZ nie byli wpuszczani do Kaszmiru.

Granica na lodowcu
Kaszmir to jeden z 4 regionów Dżammu i Kaszmiru, najbardziej na północ wysuniętego stanu Indii, który zgodnie z decyzją władz został właśnie podzielony na terytorium Dżammu i Kaszmir oraz terytorium związkowe Ladakh.

Indie stoczyły o Kaszmir już trzy wojny z muzułmańskim Pakistanem. Konflikt pochłonął tysiące ofiar.
Fot. Wikipedia
– Cały czas trwa tam coś, co generałowie indyjscy nazywają rekonesansem. Ale to jest regularna bitwa na wysokości 7500 m. n.p.m. Tam wieją huraganowe wichry, temperatura sięga -40 stopni i można sobie wyobrazić, w jakich warunkach toczą się walki. Do tej pory cały czas to się dzieje. Zwłaszcza, że pewna część Kaszmiru północnego, Lech, została podarowana przez Chińczyków Pakistanowi. Ale formalnie i prawnie należy do Indii – mówi naTemat Krzysztof Mroziewicz.

Sporne tereny są górzyste. Tu, na granicy Indii i Pakistanu, jest lodowiec Siachen, w paśmie Karakorum, który spływa z wysokości 5753 m n.p.m. – Na wysokości 4700 metrów n.p.m zaczyna się podział Kaszmiru na część pakistańską i indyjską. Tu urywa się tzw. linia przerwania ognia, gdyż ani Pakistańczycy, ani Hindusi nie mieli sposobu na wytyczenie granicy na tej wysokości – tłumaczy były ambasador. ONZ postanowiła, że na spornych terenach powinno odbyć się referendum. Ale Indie się na to nie zgodziły, uznając, że na terenach okupowanych nie może być uczciwego referendum. – Dlatego od ponad 40 lat ONZ wysyła swoich obserwatorów. Na ogół są to wojskowi z kilkunastu krajów, ale nigdy nie pozwolono im wjechać do Kaszmiru – opowiada nasz rozmówca.

Problem Maharadży
Konflikt ciągnie się od 1947 roku, napisano o nim tony artykułów i książek. Do tego czasu Kaszmir wchodził w skład Indii Brytyjskich. Na jego los miał wpływ Maharadża Hari Singh. Obszar zamieszkany był przez trzy grupy etniczne – Tybetańczyków, muzułmanów i braminów indyjskich, z których pochodził.

– Gdy Anglicy odchodzili ze swoich kolonii południowo-azjatyckich, to Maharadża Kaszmiru miał duże problemy z utrzymaniem swojej władzy nad tym obszarem. Po wyjściu Anglików wydawało mu się, że utrzyma niezależność Kaszmiru jako państwa. Ale nie miał dostatecznie wyrazistej siły wojskowej i gospodarczej. Kaszmir był biedny, za bardzo odcięty od całego świata – tłumaczy Krzysztof Mroziewicz. W tym czasie za zachodnią granicą wyrósł mu Pakistan. Państwo o sztucznej nazwie, utworzonej z pierwszych liter od: Pendżab, Afgan, Kaszmir i Sind oraz końcówki nazwy Beludżystan, które obejmowało ziemie indyjskie zamieszkane przez tamtejszych muzułmanów.
Krzysztof Mroziewicz

Kiedy wojska pakistańskie, czyli Pasztuni, podchodziły pod stolicę Kaszmiru, Maharadża zwrócił się z prośbą o ratunek do Unii Indyjskiej, która zaczynała wtedy raczkować jako państwo niezależne. Premier Indii Jawaharlal Neru, powiedział, że nie mogą wysłać wojsk do Kaszmiru, bo to byłoby naruszenie suwerenności państwa. Chyba, że Kaszmir przyłączy się do Unii, wtedy potraktują go jako swoje ziemie. Maharadża nie miał wyjścia, musiał się zgodzić na przyłączenie do Indii.

Wojska indyjskie weszły wtedy do Kaszmiru. – Ale dotarły tylko na głębokość 2/3 obszaru kaszmirskiego. 1/3, od strony zachodniej, była już zaanektowana przez Pakistańczyków. Wzdłuż linii przerwania ognia, która dziś nazywa się linią kontroli, zaczęły się konflikty – opowiada ambasador.

Do czego może to doprowadzić
I tu dochodzimy do autonomii, którą właśnie Kaszmirowi zabrały Indie. Uważając, że to sposób na to, by wreszcie w tym regionie zakończyły się walki. Ale organizacje praw człowieka są zaniepokojone, co tam się dzieje.

– Maharadża Kaszmiru za przyjęcie do Unii Indyjskiej dostał zgodę na utworzenie autonomii kaszmirskiej. Natomiast na mapach Indii za każdym razem wyznaczano granice w taki sposób, że cały Kaszmir należał do Indii. I tak dzisiaj mapy są drukowane. Niezależnie od tego, jakie stanowisko w tej sprawie ma parlament kaszmirski – mówi Krzysztof Mroziewicz.

Dziś władze lokalne praktycznie już nie istnieją. A władze kraju zaprosiły do Kaszmiru europosłów.

– Premier Modi będzie teraz organizował takie imprezy, aż dojdzie do jakiegoś zamachu terrorystycznego. Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż już dawno nastąpiła talibizacja części północnej Pakistanu, graniczącej z Afganistanem. Na skutek decyzji o anulowaniu autonomii może dojść do bardzo dramatycznych wydarzeń. Zawsze zdawano sobie sprawę, że Kaszmir to punkt zapalny i w każdej chwili może wybuchnąć wojna – przestrzega nasz rozmówca.