O tym cyklu mówi się, że to polska "Gra o tron". Za nami premiera kolejnej części piastowskiej sagi
Dotychczas w napisanej z rozmachem serii, której akcja rozpoczęła się w 1272 roku, ukazały się "Korona śniegu i krwi", "Niewidzialna korona" i "Płomienna korona". Na stronach najnowszego tomu "Wojenna korona" autorka przedstawia czytelnikom historię piastowskiej dynastii w latach 1320-1327, gdy na skroniach Władysława Łokietka spoczęła polska korona.
Trzymając się pieczołowicie ram historycznych, twórczyni "Odrodzonego Królestwa" po raz kolejny opowiada niesamowitą historię w świecie średniowiecznych władców, rycerzy i dam. Wszędzie tam, gdzie wielka polityka prowadzona na królewskich/książęcych dworach przeplata się ze zbrojnymi wyprawami, zakulisowymi spiskami i zamachami oraz rozgrywkami w alkowie.
Przywiązanie do historycznych faktów oraz budujących wiarygodność detali nie przeszkadza autorce w kreowaniu barwnej fikcji literackiej. Czyni to, wplatając do fabuły nadprzyrodzone wątki i fantastyczne postacie. Dzięki takim figurom jak kapłanki Starszej Krwi, wojownicy Trzygłowa czy zaklęty w smoka Michał Zaremba jej świat jawi się jak kraina rodem z fantasy.
W swojej najnowszej powieści Elżbieta Cherezińska najwięcej miejsca poświęca oczywiście zantagonizowanych królom, zestawiając ze sobą Władysława Łokietka i Jana Luksemburskiego. Na pozór to całkowite przeciwieństwa – stary król-młody król, faktyczny król Polski-tytularny król Polski, domator-podróżnik, ale obu łączy zarówno mądrość, jak i wytrwałość.Jemiole ugięły się kolana. Zaremba był smokiem. Miał na sobie skórzany kaftan i takież spodnie, na stopach buty, ale jego dłonie, twarz i czaszkę pokrywały łuski. [...] To były piękne wielobarwne rogowe płytki układające się we wzór misterny jak u węża. Zaremba był majestatyczny. Z trudem oderwała od niego wzrok.
Fascynującymi bohaterami na stronach "Wojennej korony" okazują się też... rycerze zakonu krzyżackiego. Oczywiście, tak jak u Sienkiewicza, knują, mataczą, nadstawiają ucha i wbijają nóż w plecy, ale bynajmniej nie są jednowymiarowymi czarnymi charakterami, których czytelnik winien potępić i znienawidzić. Wśród nich wyróżnia się komtur Zyghard von Schwarzburg.Podeszła do siedzącego na stołku Władka. Był zgarbiony, przybity. Siwe włosy wchodziły mu do oczu. Odsunęła mu je z czoła. — Zatem wysłuchajmy go, Władysławie — powiedziała. — Nie po to przyjęliśmy na skronie korony, by było nam w życiu lżej. Ślubowaliśmy służyć, póki sił starczy. Chodź, mężu — podała mu ramię.
Widać, że pomysłodawczynię "Odrodzonego Królestwa" fascynują przede wszystkim ludzie i kierujące nimi motywy. Choć powieść eksploruje czasy, gdzie władzę zdobywało się "ogniem i mieczem", co godne podziwu, nie epatuje zbytnio krwawymi scenami. Oczywiście nie stroni całkowicie od przemocy czy seksu, o czym świadczy np. scena gwałtu, jakiego na śpiącym królewiczu Kazimierzu (tak, tym Wielkim) dokonuje kobieta – jedna z tzw. zielonych sióstr.
Do lektury "Wojennej korony" należy podejść z atencją i na dodatek sporym zapasem czasu. To nie jest bowiem książka, którą można ot tak sobie "pochłonąć" w jeden czy dwa wieczory. Liczącą ponad 600 stron powieść autorka zaludniła iście gigantycznym korowodem postaci z Polski, Czech, Niemiec, Francji, Litwy, Węgier i Rusi, tworzących rozbudowaną sieć powiązań.Tego nie trzeba się uczyć — mruknęła w myślach Wierzbka. — To się wie. Planowała tę noc dziesiątki razy, wyobraźnia podsuwała jej najbardziej wyuzdane pomysły, co mu zrobi i jak. Ale teraz wystarczyło, że wsunęła dłoń pomiędzy jego uda i zrozumiała, że tu nie ma czasu na lubieżne zabawy. Najjaśniejszy królewicz chrapał jak syn drwala.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka