Najfajniejszy smarfton, którego... bym nie kupił. Wrażenia po krótkim teście składanej Motoroli Razr

Michał Jośko
Wróciłem właśnie z Londynu, gdzie odbyła się europejska premiera sprzętu, którym Motorola zamierza pozamiatać na rynku smartfonów z giętkimi, składanymi ekranami. Czy kontakt z modelem Razr sprawił, że z podekscytowania nie mogłem zasnąć w nocy?
Hello London Fot. naTemat
Mamy rok 2004. Choć od lat jestem wielkim fanem telefonów komórkowych od Nokii, to jednak trudno wręcz opisać zazdrość, z jaką spoglądam na kolegów, którzy kupili pewną gorącą nowość: Motorolę Razr V3.

Jestem święcie przekonany o tym, że ludzkości trudno będzie stworzyć coś bardziej oszałamiającego, niż ten składany telefon z 2,2-calowym wyświetlaczem o powalającej rozdzielczości 176×220 pikseli. Ależ ta konstrukcja jest piękna!
Stary, dobry Razr – kto pamięta tę komórkę, ręka do góryFot. naTemat
Podobne emocje wywołało u mnie dziś – w roku 2019 – wzięcie w dłoń gorącej nowinki od Motoroli. Czy to najurodziwszy ze smartfonów? Jest na to duża szansa. Ten sprzęt robi wrażenie zarówno pod względem jakości wykonania, jak i naprawdę udanych nawiązań stylistycznych do pierwowzoru.

Choć całość waży aż 205 g (to m. in. efekt tego, iż obudowę wykonano ze stali), to jest świetnie wyważona i wyprofilowana, dzięki czemu jego obsługa okazuje się zaskakująco wygodna.

Nieco mniej komfortowe okazuje się otwieranie i zamykanie tej "muszelki" jedną ręką. Powód? Solidne zawiasy działają ze sporymi oporami, w specyficzny sposób. Jednak to kwestia treningu, o czym przekonuję się w trakcie pogawędki z Danem Weiche'em, dyrektorem w dziale inżynieryjnym firmy Motorola Mobility, który używa owego smartfonu już od trzech miesięcy.

Dan posiadł już sztukę naprawdę zgrabnego operowania tą konstrukcją, rozginając ją i zginając błyskawicznie, z nieodzowną dozą nonszalancji. Oto coś, co daje użytkownikowi takiej "klapki" milion dodatkowych punktów za styl.

Aha, sprawne operowanie owym mechanizmem ma również dodatkową zaletę: pozwala zmniejszyć ilość odcisków palców na obudowie i ekranach, które Razr zbiera niesamowicie wręcz chętnie.
Nowa Motorola w połowie procesu składaniaFot. naTemat
– Czyż to nie wspaniała sprawa: ostentacyjnie zatrzasnąć telefon, aby zakończyć jakąś niefajną rozmowę? – pyta retorycznie Laura Motyka Joss, odpowiadająca za tzw. design research w firmie Motorola. Cóż, muszę się z tym zgodzić.

Świetnie, że inżynierowie pomyśleli tutaj o odtworzeniu charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył zamykaniu "starej" Motoroli Razr. Co prawda nie są to dokładnie takie same doznania akustyczne, lecz jednak takie smaczki cieszą.
Odrobina relaksu pod londyńskim niebemFot. naTemat
Więcej formy, niż treści
Całe mnóstwo internautów oraz dziennikarzy technologicznych narzeka na specyfikację owego urządzenia. Nie ma tutaj głośników stereo, aparatu z milionem obiektywów oraz wodoodporności (telefon jest odporny jedynie na lekkie zachlapanie).

Do tego procesor Snapdragon 710, 6 GB pamięci RAM i 128 GB pamięci wbudowanej, czyli "bebechy", które nie robią dziś powalającego wrażenia nawet w smartfonach ze średniej półki.

Jednak Motorola nie ukrywa: Razr nie ma być wszystkomogącym kombajnem multimedialnym. Pójście na pewne kompromisy było konieczne, chociażby po to, aby nie podnosić jeszcze bardziej ceny (o niej nieco później), zachować niewielkie rozmiary konstrukcji oraz przedłużyć czas działania baterii, która – umówmy się – nie będzie miała lekkiego życia.
Tak, jest ładna z każdej stronyFot. naTemat
Jej pojemność to zaledwie 2510 mAh, czyli niemal o połowę mniej, niż w przypadku wielu flagowców tworzonych przez uznaną konkurencję. Czas pokaże, jak często użytkownicy nowej Motoroli będą musieli – z desperacją wypisaną na twarzach – szukać najbliższego gniazdka elektrycznego. Cała nadzieja w dobrej optymalizacji programowej oraz kolejnej z zalet składanej konstrukcji.

– Chodzi tu o pomocniczy ekran OLED o przekątnej 2,7 cala, umieszczony na zewnętrznej części smartfonu i zapewniający znaczącą oszczędność w zakresie konsumpcji prądu. W wielu sytuacjach po prostu nie trzeba otwierać telefonu i odpalać wyświetlacza głównego – deklaruje Roberto Gómez Reyes, szef marketingu Motoroli Mobility na Europę.

O jakich sytuacjach mowa? Możemy w ten sposób np. wykonywać selfie, korzystając z 16-megapikselowego aparatu oraz odczytywać wiadomości (i odpowiadać na nie gotowymi formułkami w stylu "jestem na spotkaniu, oddzwonię później").
Miniaturyzację smartfonów czas zacząć!Fot. naTemat
Wyginaj śmiało...
Jednak, umówmy się, wisienką na owym torcie jest oczywiście wyświetlacz główny, poświęćmy mu więc nieco miejsca. Otrzymał nazwę Flex View, wykonano go w technologii P-OLED, ma przekątną wynoszącą 6,2 cala i rozdzielczość 2142x876 pikseli.

Gdy zamykamy telefon, niewielka część ekranu chowa się w zagłębieniu zawiasu. Natomiast po otwarciu konstrukcji środkowa część wyświetlacza zostaje uniesiona (dzięki sprytnemu systemowi, który wykorzystuje dwie umieszczone pod spodem blaszki).

Efekt? Spoglądając na ekran pod różnymi kątami, trudno zobaczyć miejsce, w którym zgina się elastyczny P-OLED. Dobra robota, inżynierowie z Motoroli (oraz wspierający ich spece z Lenovo) zasłużyli na wielkie brawa.

W tym momencie pojawia się bardzo istotne pytanie, co z trwałością wyświetlacza? Cóż, to oczywiście kwestia, która wyjdzie dopiero "w praniu", podczas dłuższego użytkowania nowej Motoroli. Na ten moment wiem tylko tyle: całość nie rysuje się od byle muśnięcia paznokciem, a producent zapowiada długowieczność konstrukcji.

Przedstawiciele firmy, zapytani o to, ile cykli "otwórz, zamknij" powinien przetrwać ekran, odpowiadają, że nie dokonywano takich obliczeń. Całość ma być na tyle wytrzymała, że Razr – cytując – będzie działał dokładnie tyle samo, co standardowe smartfony. Aby swe słowa poprzeć czynami, Motorola daje na ten sprzęt 24-miesięczną gwarancję.
Miejsce zgięcia ekranu naprawdę trudno dostrzecFot. naTemat
Pieniądze, pieniądze, pieniądze
Jak na gorącą nowinkę przystało, smartfon nie należy do kategorii budżetowej. Zapowiadana cena europejska to 1599 euro, czyli równowartość niemal 6850 zł.

Dodajmy przy okazji: nad Wisłą Razr będzie początkowo, czyli od stycznia 2020 r., oferowany wyłącznie przez sieć Orange, gdyż tylko ona oferuje standard eSIM (telefon nie posiada gniazda na karty SIM).

Oczywiście nie ma sensu zestawianie podanej wcześniej kwoty z ceną składanego Samsunga Galaxy Folda (9000 zł), bądź też propozycji od firmy Huawei (Mate X to wydatek na poziomie 2299 euro, czyli prawie 9850 zł), gdyż to sprzęty, które mogą pochwalić się znacznie mocniejszymi specyfikacjami technicznymi, a do tego oferujące o niebo większe ekrany (czytaj: możliwości).
Na górze po lewej: Samsung Galaxy X, po prawej: LG G8X ThinQ. Motorola na doleFot. naTemat
Punktem odniesienia nie może być również G8X ThinQ, czyli świeżynka od firmy LG. Owszem, jest znacznie tańsza (w sieci Plus można kupić ją za nieco ponad 4000 zł), lecz nie posiada elastycznego wyświetlacza; całość wykorzystuje dwa 6,4 calowe ekrany, połączone zawiasem.

Tak więc na ten moment Razr jest konkurencją samą dla siebie, czyli – logicznie rzecz ujmując – jego cena nie jest ani zbyt wysoka, ani zbyt niska. Ot, taka w sam raz dla osób, które mają być grupą docelową.

Target, czyli kto?
– Braliśmy pod uwagę rozmaite warianty naszej konstrukcji. Przeprowadziliśmy mnóstwo badań, podczas których staraliśmy się dowiedzieć, czego oczekują potencjalni klienci. Okazało się, że zamiast gigantycznego wyświetlacza, wolą coś, co po złożeniu jest znacznie bardziej kompaktowe od współczesnych smartfonów. Dzięki temu zredefiniujemy rynek – mówi Roberto Gómez Reyes, szef marketingu Motoroli na Europę.
Wniosek na szybko: ten aparat na pewno nie robi zdjęć fatalnychFot. naTemat
Nawiasem mówiąc: okazuje się, że istotną rolę w tym ambitnym planie ma odegrać element nostalgii – po swe portfele mają szczególnie ochoczo sięgać osoby, które w pierwszej dekadzie trzeciego tysiąclecia korzystały ze składanych komórek Motoroli.

Pan Reyes dodaje, że amerykańskie przedsiębiorstwo brało pod uwagę stworzenie konstrukcji takiej, jak Huawei Mate X albo Samsung Galaxy Fold, czyli hybrydy smartfonu z tabletem, która – owszem – po rozłożeniu oferuje ogromną powierzchnię roboczą, lecz nawet w postaci złożonej trudno upchnąć ją w kieszeni spodni.

W porządku, szanuję to, choć nie jestem jednym z elementów grupy docelowej, jaką wymarzyła sobie Motorola. Po prostu, nie należę do osób, które dniem i nocą narzekają na rozmiary dzisiejszych telefonów, tak więc siłą rzeczy o wiele bardziej wyczekuję rozwoju sprzętów takich, jak wspominane powyżej maszyny z Chin i Korei Południowej.

Tak więc, sorry, najprawdopodobniej nie kupię Motoroli Razr nawet wówczas, gdy jej druga bądź trzecia generacja będzie sprzętem parokrotnie tańszym, niż dziś.

Wypchana kieszeń jest dla mnie niewielką ceną za naprawdę mocne podzespoły oraz możliwość przeobrażenia smartfonu w tablet. Wierzę, że pewnego dnia takie właśnie konstrukcje staną się nieco cieńsze po złożeniu, a ich wyświetlacze będą mniej podatne na uszkodzenia mechaniczne.
Rok 2004 kontra 2019Fot. naTemat
Lecz zarazem naprawdę fajnie, jeżeli równolegle rozwinąłby się rynek sprzętów takich jak Razr, w których najnowocześniejsze rozwiązania techniczne wykorzystano głównie po to, aby telefony były (znów, jak przed laty) wygodniejsze w transporcie.

... no i znacznie bardziej stylowe. Gdyż jeżeli mamy wrócić do doznań wizualnych, to kontakt z nową Motorolą wywołał u mnie déjà vu – znów jestem przekonany o tym, że trudno będzie stworzyć coś bardziej oszałamiającego.