Wyjaśnił najgorzej jak mógł. Kulasek idzie w zaparte po słowach, że za 9 tys. zł nie da się utrzymać
Marcin Kulasek z Lewicy twierdził, że za 9 tys. nie da się utrzymać w Warszawie. Odważna deklaracja jak na przedstawiciela ugrupowania, które podnosi postulaty darmowych podpasek i pieluch dla każdego obywatela. Nic dziwnego, że Kulasek robi, co może, by zmniejszyć wagę swojego przekazu. A że nie ma jeszcze dużego sejmowego doświadczenia medialnego, tłumaczenie zabrzmiało tak a nie inaczej.
Idąc tropem rozumowania Kulaska: nie było autoryzacji, więc się nie liczy. Można zapytać posła – czy wobec tego dziennikarz wypowiedź zmyślił lub zmanipulował? O nie, tak daleko Kulasek w swoim tweecie nie idzie, bo zapewne dobrze wie, że tak nie było.
"Sens wypowiedzianych przeze mnie słów był inny, nigdy nie powiedziałem, że z pensji posła nie można utrzymać się w Warszawie. Uważam, że posłowie zarabiają dobrze. Rozmowa nie była autoryzowana. Wszystkich przepraszam i obiecuję zawsze autoryzować swoje wypowiedzi" – napisał poseł Lewicy na Twitterze.
Wcześniej media cytowały jego słowa o trudnym życiu posła w Warszawie. Lewicowiec z Olsztyna wyraźnie narzekał na swój los. – To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie. (...) Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę, plus dieta 2,5 tys. zł – powiedział w rozmowie z Jakubem Szczepańskim z Interii.
Dowcipnie słowa Kulaska skomentował dziennikarz gazeta.pl Łukasz Rogojsz. "Tak się zdarzyło, że byłem dziś w Domu Poselskim, więc zainspirowany przez posła Marcina Kulaska postanowiłem zjeść śniadanie w restauracji sejmowej. Powiem Wam tak: smacznie, dużo, tanio. Mógłbym tu jeść codziennie. A dużo mi brakuje do 9 tys. zł netto miesięcznie" – napisał Rogojsz na Twitterze.