Setki bezpańskich paczek porozrzucanych na chodniku. "Mikołaj" już stracił pracę

Bartosz Godziński
Czas między Black Friday a świętami, to z pewnością najbardziej pracowity i najgorszy dla PR-u okres dla firm kurierskich. Jeden z największych "fakapów" w tym roku zaliczył InPost. Klienci byli zszokowani widokiem, który zobaczyli przy jednym z przepełnionych paczkomatów w Warszawie.
Stos przesyłek, które nie zmieścił się do paczkomatu piętrzył się na Ursynowie. Klienci byli wściekli Fot. WrS.tm.pl / Flickr.com / CC0 1.0 / screen z Facebooka
Sytuacja miała miejsce w Mikołajki przy Pasażu Stokłosy na Ursynowie. Ze względu na gigantyczną ilość zamówień, przesyłki nie pomieściły się najzwyczajniej w paczkomacie. W takich wyjątkowych sytuacjach - zwłaszcza w okresie świątecznym - jest zwykle możliwość odbioru bezpośrednio z samochodu kuriera. Jednak i on się przeliczył.

"Kupujemy w internecie. Wybieramy odbiór w Paczkomacie... bo wygodniej. Dostajemy SMS "paczka wyjątkowo czeka w samochodzie u kuriera do godziny XX:XX" Idziemy na miejsce, a tam... Paczki na chodniku, na murku i wyżej na krzakach i ziemi oraz ludzie kręcący się obok" – napisał na facebookowej grupie Piotr. I wrzucił zdjęcie, które najlepiej obrazujące całą sytuację.
Taki stos paczek obok przepełnionego paczkomatu ukazał się oczom mieszkańcom UrsynowaScreen z facebook.com/groups/obywateleursynowa
Pod zdjęciem internauci nie kryli oburzenia związanego z tym, że paczki leżały sobie ot tak, na ziemi. I generalnie każdy mógł podejść i sobie "pożyczyć" do domu. W sumie nie do końca wiadomo, dlaczego kurier tak zrobił. A jak to wyjaśnia sam InPost?


Rzecznik firmy Wojciech Kądziołka tłumaczył wp.pl, całą sytuacja to efekt dużej odległości jaką miał do przejścia kurier między samochodem a paczkomatem.

– Mamy zasadę "zero tolerancji dla braku bezpieczeństwa przesyłek". Kurier postąpił niezgodnie z przepisami, w związku z tym musieliśmy rozwiązać z nim umowę o pracę – zapewnił rzecznik. I dodał, że żadna paczka nie została skradziona.