Jakim prezydentem byłby Szymon Hołownia? Najważniejsze wątki z wywiadu dla "Tygodnika Powszechnego"

Anna Dryjańska
Szymon Hołownia udzielił wywiadu "Tygodnikowi Powszechnemu". Rozmowę, która stała się głównym tematem pisma, przeprowadził Michał Okoński. Na okładce tygodnika widać popularnego prezentera i jego słowa "chcę być prezydentem". Ale jaką głową państwa – według własnych deklaracji – byłby Szymon Hołownia?
fot. Jan Zamoyski / Agencja Gazeta
1. Prezydent niepartyjny

To jeden z najważniejszych wątków, który przewija się w rozmowie z Szymonem Hołownią. Kandydat podkreśla, że partie nie są niczym złym, ale jeśli Polska ma pójść do przodu, powinny się usunąć z nienależnych im miejsc. Jakich? "Media publiczne. Spółki skarbu państwa. Instytucje kontroli i regulacji, np. NIK i KNF. Teraz partie sięgają po sądy. Wchodzą do kościołów" – opisuje Hołownia. I po raz kolejny przedstawia się jako bezpiecznik dla systemu.

Dodaje też, że nie chce budować własnej partii – przynajmniej na razie. Zostawia sobie jednak do tego furtkę. "Nigdy nie mów 'nigdy'" – zaznacza. 2. Prezydent wspólnotowy


Słowo wspólnota jest jednym z najchętniej używanych przez Hołownię. I to prezydent powinien zdaniem Hołowni stawać na wysokości zadania, jeśli wspólnota nie daje rady, niezależnie od tego czy jest to pobicie księdza czy zadręczenie transpłciowej aktywistki, która odebrała sobie życie. "Prezydent powinien pójść na jej grób i przeprosić w imieniu wspólnoty – oczywiście po uzyskaniu zgody bliskich. Tak, żeby zwrócić uwagę na problem wykluczenia i na to, że konflikt i agresja w debacie niczemu dobremu nie służą. To wspólnota nie udźwignęła problemu" – ocenia Hołownia.

3. Prezydent konstytucyjnie zmuszony

Hołownia przyznaje, że zawetowałby ustawę, która wprowadzałaby w Polsce dostęp do przerywania niechcianej ciąży na wzór europejski, czyli sytuacji jakiej chciałoby – jak sam przyznaje – 58 proc. Polek i Polaków. Kandydat na prezydenta jak ognia unika jednak słowa "weto". "Nie mówmy o wecie i odrzuceniu weta. Mówmy o zwróceniu do ponownego rozpatrzenia i ponownym rozpatrzeniu przez Sejm" – apeluje Hołownia.

Po co? "Po to, żeby zapytać, czy Sejm jest pewien tego, co robi" – doprecyzowuje Hołownia. Dopiero gdy parlament przegłosowałby liberalizację drugi raz, prezydent Hołownia podpisałby ustawę. "Konstytucja nie zostawi wyboru" – argumentuje kandydat.

Poza tym Hołownia z jednej strony przyznaje, że temat jest od dawna "wałkowany", a z drugiej wzywa, by usiąść i powałkować temat znowu. Skupia się jednak nie na typowym przypadku, gdy kobieta przerywa niechcianą ciążę, bo nie chce być w ciąży, ale na rzadkich i bardzo dramatycznych przypadkach przesłanki embriopatologicznej (ciężkiego uszkodzenia płodu). Hołownia idzie tu śladami propagandy biskupów i nazywa ją "eugeniczną". 4. Prezydent partnerski (ale nie małżeński)

W wywiadzie Hołownia prezentuje się jako zwolennik związków partnerskich. Podkreśla, że załatwienie sprawy u notariusza nie jest rozwiązaniem, a przynajmniej nie takim, które działa. To zmiana podejścia, bo jeszcze kilka lat temu był zdecydowanym przeciwnikiem formalizacji związków jednopłciowych, o czym pisał w swoich felietonach.

Teraz granica leży u niego na małżeństwie i adopcji. "Małżeństwo to dla mnie wyłącznie związek kobiety i mężczyzny. W moim systemie wartości nie mieści się też zgoda na adopcję dzieci przez pary homoseksualne" – podkreśla Hołownia.

Potem przypomina sobie jednak trudną sytuację, gdy dziewczynka po śmierci biologicznej matki została w świetle prawa sierotą, bo wieloletnia partnerka kobiety, która także wychowywała dziecko, jest dla niej formalnie kimś obcym. Jak to pogodzić z "nie" kandydata dla jednopłciowej adopcji? Hołownia tego nie rozstrzyga, więc czytelnik nie wie, jak rozwiązałby ten problem jako prezydent.

5. Prezydent ścigający się z czasem (i młodymi)

Okazuje się, że Szymon Hołownia chce jako prezydent przeprowadzić "przyjazny" rozdział państwa i kościoła zanim wezmą się za to młodzi – dzisiejsze nastolatki, które jeszcze nie mają praw wyborczych, ale w 2023 będą już miały. "Jeżdżę dużo po szkołach. Otóż jeśli parę lat temu od ich uczniów słyszałem tylko 'Korwin, Korwin, Korwin', to teraz 80 proc. młodzieży nie chodzi na religię, a agenda jest tak lewicowa, że łeb urywa" – ocenia Hołownia.

Kandydat zapowiada, że nie chce mszy jako elementu uroczystości państwowych, zależy mu jednak na to, by przeprowadzić zmiany w relacjach kościół–państwo zanim weźmie się za to dzisiejsza lewicowa młodzież. "Jeśli do tej pory nie przeprowadzimy tego rozdziału, zrobią to oni. Jak nie w 2023, to w 2028. I obawiam się, że wtedy nikt nie będzie zawracał sobie głowy przymiotnikiem 'przyjazny'" – ostrzega Hołownia.