Napisał o "10 błędach, które niszczą każdy związek". Nam opowiada, jak je naprawić
– Nie potrafimy rozmawiać o swoich potrzebach, pragnieniach i oczekiwaniach. Nie mówimy o tym, co nas cieszy i co nas boli – mówi w rozmowie z naTemat Patryk Wójcik, psycholog i autor książki "To się nie uda. 10 błędów, które zniszczą każdy związek". Jak się okazuje od problemów z komunikacją wszystko się zaczyna, ale repertuar zachowań, które psują relacje, jest o wiele większy.
Nie chodzi o jeden taki błąd, ale jeśli pojawi się ich kilka, będą przemilczane i zamiecione pod dywan, to rzeczywiście potrafią zniszczyć każdy związek. Musimy jednak powiedzieć, co mamy na myśli, gdy mówimy o "zniszczonym związku".
Zniszczenie związku może oczywiście oznaczać rozstanie, rozwód, ale jest też wiele związków, które istnieją, ale są pustymi relacjami. Relacjami, w których dwie osoby są gorzej nastawione do siebie, niż do obcych.
Taki związek, mimo tego, że te osoby są razem, czy to dla dzieci, czy z powodu kredytu hipotecznego, też jest związkiem zniszczonym.
W takim razie, jakie to są błędy, które wszystko rujnują? Chodzi o taki kaliber jak zdrada?
Nie potrafimy na ten temat rozmawiać. Partnerzy milczą i nie ustalają granic. Tak naprawdę czym jest zdrada? Dla jednej osoby zdradą będzie wejście z inną osobą w bliższą relację, nawet jeśli nie ma w niej seksu. Z kolei dla innych zdrada emocjonalna nie jest żadnym problemem.
Ten błąd określiłbym więc brakiem umiejętności wyznaczania granic. Nie rozmawiamy o tym, co moim zdaniem ci wolno, a czego nie. Istotne jest też to, czy się zgrywamy w tym temacie.
Zdrada może zniszczyć związek, jeżeli partnerzy nie rozumieją, jak postrzega ją druga osoba, bo można bardzo łatwo przekroczyć granicę. Często dzieje się tak w przypadku mężczyzn, którzy oglądają pornografię. Jeśli partnerka przyłapie go na tym, to już może czuć się zdradzona, a on na nią patrzy i mówi: "Nie przesadzaj, to są tylko obrazki".
I tu pojawia się główny problem, od którego wszystko się zaczyna, problem z komunikacją i otwartością w związku. Nie potrafimy rozmawiać o swoich potrzebach, pragnieniach i oczekiwaniach. Nie mówimy o tym, co nas cieszy i co nas boli.
Kulturowo jesteśmy przyzwyczajeni do obrazu wielkiej miłości. W filmach i w serialach widzimy namiętność, ale namiętność to nie wszystko.
Mamy jeszcze intymność, którą najłatwiej porównać do przyjaźni, czyli do budowania związku na emocjonalnych wartościach. Tak jak namiętność powstaje od razu, wybucha szybko, tak na intymność musimy zapracować.
Jest jeszcze trzeci element, czyli poczucie zobowiązania. Tutaj chodzi już o świadomość: tak, chcemy razem iść przez życie. Problemem jest jednak to, że ludzie nie potrafią zaakceptować tego, że związek się zmienia. Budzimy się pewnego dnia i zastanawiamy się nad naszą relacją. Myślimy sobie, że na początku było tak fajnie, a teraz jest inaczej, czegoś nam brakuje.
Taka zmiana jest jednak całkowicie naturalna. Związek zmienia się i ewoluuje, ponieważ zmieniają się także partnerzy, uczą się życia ze sobą. Gdy jednak namiętność słabnie, a nie mamy rozbudowanych pozostałych składników miłości, bo nie zadbaliśmy o to, skupiając się tylko na chemii, to wtedy wydaje nam się, że coś zaczyna się psuć. Jednak tak naprawdę, to my go psujemy, nie dbając o pozostałe aspekty.
To też wynika z problemów z komunikacją. Żeby była dobra, otwarta i szczera komunikacja, potrzebne jest zaufanie, które jest niezbędne do budowania do intymności. Jeśli dwoje ludzi będzie potrafiło ze sobą rozmawiać, to nikt nie postawi siebie ponad wszystko.
Czy tę intymność budują małe gesty np. spojrzenia w oczy, przytulanie?
Zdecydowanie tak. Chemię możemy mieć momentalnie, ale intymność wymaga czasu, wymaga obecności. Dziś najczęściej jesteśmy obok siebie, ale to nie jest pełen kontakt. Nie skupiamy się w pełni na partnerze. Nie można ciągle spoglądać na telefon, sprawdzać maile.
Czy są takie gesty, które działają zupełnie inaczej? Takie, które powodują, że nie czekamy z utęsknieniem na tę drugą osobę?
Czasami dzieje się tak, że te rzeczy, które wydawały nam się słodkie i urocze na początku, w dłuższej perspektywie wydają się nam nużące i przeszkadzają. Znowu więc wracamy do kwestii braku komunikacji.
Przykład: nie znoszę, gdy partner zostawia skarpetki w jakimś miejscu, ale on nawet o tym nie wie, bo tego nie mówię. To są właśnie te drobne rzeczy, które zamiast przepracować, bierzemy do siebie i emocjonalnie zostajemy z tym sami.
Są jakieś nieoczywiste błędy?
Jeżeli miałbym wybrać jeden, o którym większość osób nie wie, to zazwyczaj wybieram błąd związany z niedopasowaniem pod względem potrzeby zawłaszczania. Każdy z nas ma taką potrzebę, ale jedni mają tego więcej, a drudzy mniej.
Ci, którzy mają mniej, dzielą swój świat, na tę część, w której chcą być z partnerem, i na tę, w której realizują swoje pasje. Z kolei ci, którzy mają większą potrzebę zawłaszczania, bardzo mało czasu poświęcają tylko sobie, ponieważ chcą spędzać go w większości z partnerem.
Jeśli osoby myślą podobnie w tej kwestii, to wszystko jest w porządku. Jeśli jednak są skrajnie różne i ktoś ciągnie w swoją stronę, bo chce realizować swoje pasje, to blokujący partner wydaje się osobą, która go nie rozumie. Z kolei partner z wysoką potrzebą uważa, że jest niekochany.
Gdy związek powstaje, to praktycznie wszyscy chcą spędzać czas tylko ze sobą. Po jakimś czasie to się zmienia, wtedy właśnie niektórzy chcą odzyskać część siebie, a ich partnerzy myślą, że tak słodko, jak na początku będzie już zawsze. Często nie dajemy sobie szansy na zrozumienie tego, że nasz związek się nie rozpada, tylko ewoluuje.
W takiej sytuacji trzeba zrezygnować z siebie, ponieważ jesteśmy niedopasowani, czy można próbować spotkać się gdzieś w połowie drogi?
Niektórzy twierdzą, że bardzo trudno jest zmienić swoją potrzebę zawłaszczania, jeśli jest ona skrajna. Jeśli jednak różnice między dwojgiem ludzi są mniejsze, to tak, można próbować. Nie czekałbym jednak na ten moment, w którym tak bardzo odczuwamy tę różnicę.
O potrzebie zawłaszczania bardzo dużo mówi nasza przeszłość. Czyli jeśli mieliśmy 3 związki, w których mężczyzna miał dosyć kobiety, która chciała być z nim częściej i nie rozumiała, że on potrzebuje czasu na realizację swoich pasji, to już widzimy, jak to wygląda.
Wcale jednak nie jest tak, że kobiety mają większą potrzebę zawłaszczania. Powiedziałabym raczej, że świat jest sprawiedliwy i wielu mężczyzn także ma wysoką potrzebę zawłaszczania. Warto więc od początku rozmawiać o tym, jak wyobrażamy sobie naszą przyszłość i o tym, jakie doświadczenia przynosimy z innych związków. Ta przeszłość może generować kolejne błędy.
Czyli?
Pewne naleciałości, nawyki z poprzednich związków, rzutują na naszą obecną relację. Jeżeli tego nie przepracujemy, nie będziemy o tym rozmawiać i nie pokażemy niektórych rzeczy – czasami jesteśmy ich nieświadomi – to partner czy partnerka może zacząć drążyć.
Wiele osób na tym etapie się wycofuje. Mówi, że to "było moje dawne życie, a teraz chcę zbudować wszystko na nowo". Jak jednak zbudować wszystko na nowo, jeśli ciągniemy za sobą taki bagaż doświadczeń?
Żeby jednak uniknąć tego błędu, trzeba chyba być bardziej świadomym siebie jeszcze przed wejściem w związek.
Tak. Jest takie zjawisko jak "seryjne wchodzenie w związki". Kończy się jeden, zaczyna się drugi. Nie mamy czasu, żeby podsumować relację, która się zakończyła i czasu, który pozwoli nam zrozumieć siebie.
Nie mamy czasu na zastanowienie się, czemu było źle, czego szukamy. Wchodzimy w kolejny związek z takim hura optymizmem i fajnie, jeśli ta namiętność i chemia są wysokie, nasz organizm dba o to, żeby było miło, ale gdy dochodzimy do etapu, w którym jest trudno, to znowu chcemy się wycofać.
Dziś ludzie bardzo szybko się poddają, rezygnują. Trudno jest jednak rozmawiać, jeśli nie wiemy, jakie sami mamy potrzeby.
One wynikają z niedopasowania. Wymieniam trzy takie słowa: zawsze, zobaczymy, poczekaj. Jeśli mówimy "zawsze" to chodzi o takie sytuacje, kiedy dzieje się źle i podkreślamy, że tak już będzie. Podkreślamy bezradność, bo skoro "zawsze", to jak to zmienić?
Gdy ktoś jest nastawiony, że jego partner powinien rozwiązać problem szybko – to może być coś poważnego, ale nie tylko – a w danym momencie słyszy "poczekaj", "za chwilę", to wie, że partner nie potrafi zrozumieć tej potrzeby, czuje się więc niekochany.
Co jeszcze oddala ludzi od siebie?
Lubimy udawać, że wszystko jest ok, zamiatamy sprawy pod dywan. Nasze prawdziwe myśli słychać tylko głęboko w psychice. Pojawiają się jednak takie momenty w naszym życiu, chwile słabości, przychodzi jesień, coś się nam nie układa w pracy, że te wszystkie rzeczy zamiecione pod dywan zaczynają wychodzić.
Maska spada i zaczynamy sobie uświadamiać, że w sumie od roku, dwóch lat, czy od dłuższego czasu, byliśmy w związku z osobą, której nie rozumiemy. Tylko że przez ten czas zupełnie nie chcieliśmy dopuścić do siebie tej myśli. Czasami jednak tak dobrze udajemy, że nasz partner nie wie, że coś złego dzieje się w naszym związku.
Jak wtedy powiedzieć, że żyłam z tobą dwa lata, ale to nie były dobre lata. Jak ten partner ma to przyjąć, skoro z jego perspektywy wszystko wyglądało, jakby było w porządku. Ukrywamy prawdziwe emocje, chcielibyśmy powiedzieć, co czujemy, ale nie potrafimy. I znowu wracamy do początku, czyli do braku komunikacji i do budowania związku opartego nie na intymności i zaufaniu. Jeśli nie ma zaufania, to nie czujemy się bezpiecznie.
Jeden błąd potęguje kolejne?
W dzisiejszym świecie wszystkie wszystko jest bardzo szybkie, wszystkie efekty muszą przyjść natychmiast. Tak samo podchodzimy do związków. Jeśli za bardzo spieszymy, tu namiętność, tam błyskawiczna intymność, wyjazd na wczasy, podjęcie jakiejś istotnej decyzji, to dla drugiej osoby naprawdę może być niekomfortowa sytuacja. Może się wycofać, nie być na to gotowa.
Pojawia się konflikt, ponieważ osoba, która się spieszy, uważa, że ta druga osoba albo jej nie kocha, albo nie jest pewna, albo nie wiadomo, o co jej chodzi, a ta osoba czuje się wina, bo kocha, ale potrzebuje czasu.
W książce pisałem też o byciu samolubnym w związku. Świat mówi o realizacji, rozwoju, tylko co wtedy, gdy my się rozwijamy, idziemy do przodu, a nasz partner stoi z boku? Osoba, która ciągle myśli o sobie przejmuje inicjatywę w związku. Bardzo ważna jest równowaga.
Trudne jest też sytuacja, w której jedna osoba musi się poświęcać, np. ktoś dostaje pracę w innym mieście i stawia partnera przed faktem. Tu też przydałaby się rozmowa dotycząca tego, czy taka decyzja jest dla nas dobra, dla naszych dzieci itd. Każda samolubna decyzja zachęca do kolejnych.
Przez to pojawia się wrogość w związku?
Pojawia się wrogość, ale taka ukryta, której partner nie potrafi odczytać, choć złe emocje i tak w nas zalegają. Postawa pasywno-agresywna, jestem wściekły na ciebie, ale ci tego nie pokażę. Potem pojawiają się problemy ze stresem, z zajadaniem emocji, z jakimiś złymi nawykami, z wpadaniem w nałogi. A to wynika z tego, że nie potrafimy tymi emocjami się podzielić.
Czy są gotowe rozwiązania, żeby unikać błędów lub je naprawić?
Na początku trzeba nauczyć się życia w samotności. Jesteśmy sami i rozumiemy siebie, a później, gdy to już potrafimy, to próbujemy przedstawić siebie drugiej osobie. Gdyby spotkały się dwie takie osoby, otworzyłaby się komunikacja.
A jeśli siebie nie znamy, to jak możemy powiedzieć coś o sobie drugiej osobie. Często tkwimy w jakichś iluzjach. Chcemy stworzyć jakiś związek, a później stwierdzamy, że w sumie to jeszcze nie, bo jeszcze się nie wyszaleliśmy.
Mówię często, że nie można szukać rozwiązania swoich problemów w związku. Trzeba spróbować zmierzyć się z nimi. Nawet jeśli coś jest nie tak, ale jesteśmy tego świadomi wchodząc w związek, to ta druga osoba przynajmniej wie, z czym się zmagamy.
Niektórym wydaje się, że znajdą księcia, czy księżniczkę z bajki i ich życie będzie wspaniałe. Muszą tylko spotkać tę wyjątkową osobą, a jak coś się zaczyna psuć, to szybko stwierdzamy, że to na pewno nie ten "ktoś".